Na skrzyżowaniu ul. Narutowicza i Tramwajowej w poniedziałek przed godz. 10 czekało na tramwaj ponad dwadzieścia osób. Przerwa między kolejnymi kursami wynosiła aż 12 minut, bo jedne tramwaje kursowały według sobotniego, a inne według roboczego rozkładu jazdy i w efekcie albo nie nadjeżdżał żaden, albo wszystkie naraz.
Nerwy puszczały też pasażerom czekającym na Z10 lub 98 przy ul. Rokicińskiej na wysokości ronda Inwalidów.
- Przecież nie wszyscy mają wolne, część akurat musi punktualnie być w pracy - denerwowała się łodzianka czekająca na Widzewie na autobus przed godz. 9 rano.
Zdenerwowanie powiększał brak informacji: poprzyklejane na przystankach pomarańczowe karteczki z informacją podaną małym druczkiem były trudne do zauważenia i odczytania, zwłaszcza dla osób starszych.
Połapać się nie było łatwo: na 19 liniach obowiązywały sobotnie rozkłady jazdy. Na 47 sobotnie z dodatkowymi rannymi kursami.
Jednak pojazdy 31 linii jeździły według rozkładów z dni roboczych, z trzech nie jeździły wcale, a z czterech ze zmienioną częstotliwością. Te zasady obowiązywały też w Wigilię i 2 stycznia. Ale wtedy pasażerów było mniej.
Agnieszka Hamankiewicz z biura prasowego MPK tłumaczy, że decyzję o kursach z godnie z sobotnim rozkładem jazdy ze wzmocnionymi niektórymi liniami podejmuje Zarząd Dróg i Transportu.
- Karteczki z informacjami nie mogą być większe, bo muszą zmieścić się w gablocie przystankowej - przekonuje Hamankiewicz.
Piotr Grabowski ze ZDiT podkreśla, że takie rozkłady jazdy stosowane są w długie weekendy od kilku lat także w innych miastach.
- Gdyby autobusy i tramwaje jeździły jak w dni robocze, poza porannymi godzinami szczytu jeździłyby puste. A bez dodatkowych kursów porannych pasażerowie mieliby kłopoty z dojechaniem do pracy - mówi Grabowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?