Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamiast straszyć trupami, lepiej pokazać korzyści z bezpiecznej jazdy [WYWIAD]

Piotr Brzózka
Ryszard Fonżychowski
Ryszard Fonżychowski archiwum prywatne
Z Ryszardem Fonżychowskim, prezesem stowarzyszenia Droga i Bezpieczeństwo, rozmawia Piotr Brzózka

Apeluje się, ostrzega, a i tak naród znów pijany wsiada w auta i jedzie na święta. Za nami kolejny taki długi weekend. Dlaczego nic się nie zmienia?
Sam się zastanawiam nad efektywnością komunikacji społecznej, jaką uskuteczniają organizacje pozarządowe, media, różne instytucje, policja. Czasem też odnosi się wrażenie, jakby Polacy zagubili instynkt samozachowawczy, albo byli po prostu niereformowalni, nieedukowalni. To jest fenomen. Przy tej ilości informacji, jaką przekazują media, przy permanentnej budowie świadomości społecznej w tym zakresie, wciąż mamy do czynienia z negatywnymi zjawiskami w tej samej skali, rząd liczb podawanych przez policję jest na stałym poziomie.

W tym roku w długi weekend listopadowy zatrzymano 1,3 tys. pijanych kierowców. Ale przecież to wierzchołek góry lodowej...
Przyłapano co setnego, a może co tysięcznego. Trzeba liczyć, że pijanych wyjechało na drogę 100 tysięcy, może 200 tysięcy, a może jeszcze więcej osób.

To Polacy są niereformowalni, czy coś jest nie tak z kampaniami społecznymi, które mają poprawiać bezpieczeństwo?
Jestem Polakiem i patriotą, więc mimo wszystko nie bardzo chciałbym twierdzić, że jesteśmy niereformowalni, w różnych aspektach życia społecznego dajemy znać całemu światu, że są w nas pokłady intelektualne. Tym trudniej zrozumieć, dlaczego, jeśli chodzi o zachowania na drodze, dzieje się inaczej. Wydaje się, że przebudowie powinny ulec wszystkie kampanie społeczne, akcje, a nawet cały układ legislacyjny. Niestety dotąd, w ramach funkcjonującej demokracji, poszczególne partie nie miały odwagi wprowadzić pewnych rozwiązań funkcjonujących na świecie. To zaniechanie się mści smutnymi statystykami.

Czego trzeba? Wyższych mandatów?
Nie wyższych mandatów jako takich, lecz współzależności wysokości mandatu do statusu materialnego. Tak zrobili Szwajcarzy i Norwegowie - to działa. Jeśli majętny człowiek będzie wiedział, że zostanie ukarany proporcjonalnie do swoich dochodów, będzie się inaczej zachowywał na drodze. Sztywne podwyższenie górnego pułapu mandatu nawet do 2,5 tys. złotych niewiele da w przypadku najzamożniejszych kierowców - dla wielu nawet nie byłaby odczuwalna kara. Kolejną rzeczą, którą trzeba zmienić, to zniesienie immunitetów poselskich. Nie chcę wchodzić na pobocze wielkiej polityki, ale pani marszałek Kopacz swego czasu powiedziała, że będzie wnioskowała za tym, by beztroskę i niefrasobliwość posłów na drodze umniejszyć. Bo jeśli przedstawiciele narodu nie respektują litery prawa, to się to potem przenosi na ogół społeczeństwa. I wreszcie trzeba zmienić sposoby prowadzenia kampanii społecznych - dziś są one nieadekwatne. Mimo zaangażowania i wysiłku nic się nie zmienia. Wniosek jest jeden - stosowane narzędzia są niedostosowane do potrzeb.

Kampanie idą w kierunku drastyczności i dosłowności. Oglądamy realistyczne ujęcia ofiar, pokazuje się, że każdemu z nas wypadek może przerwać życie.
Są różne sposoby docierania do świadomości. Są kraje na świecie, które bazują na drastyczności, ale np. Szwajcarzy idą w drugą stronę. Zamiast straszyć drastycznymi zdjęciami przekonują, że zachowywanie przepisów ruchu drogowego jest opłacalne. Nie straszą nawet karami, mandatami, tylko przekonują na zasadzie pozytywnej. W ten sposób omijają wewnętrzny opór wobec narzucanych zakazów. Ludzie niechętnie przyswajają takie restrykcje.

A jak przyswajają widoki zmasakrowanych ciał?
Trzeba mocno uważać, żeby odbiorcy nie przyzwyczaić do drastyczności. Zresztą obawiam się, że współczesne społeczeństwo już jest do niej przyzwyczajone. Jeśli ktoś miał do czynienia z grami komputerowymi, ogląda filmy epatujące tego typu obrazami, to jego próg wrażliwości jest już zmieniony. Ludzie już się z tym opatrzyli, traktują takie kampanie jak jeszcze jeden film, gdzie ktoś strzela, ktoś upada, leje się krew, ale to nie robi wrażenia. Skuteczniejszy byłby apel odwołujący się do interesów odbiorcy - co drugi człowiek elektryzuje się na słowa, że coś można uzyskać w swoim interesie. Ważna jest też systematyczność. Nasze stowarzyszenie walczy - choć jest duży opór materii - by skromne 10 sekund ze swojej ramówki różne stacje telewizyjne poświęcały przez cały rok na krótkie przekazy dotyczące bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Krótkie apele przez 365 dni w roku miałyby szansę trafić do odbiorców, to funkcjonowałoby inaczej niż akcja, która trwa 2 tygodnie.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki