Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Rybczyński: jestem dumny z Łodzi, ale nie muszę z nią żyć [WYWIAD]

rozm. Anna Gronczewska
Zbigniew Rybczyński
Zbigniew Rybczyński Tomasz Hołod/polskapresse
Rozmowa ze Zbigniewem Rybczyńskim, zdobywcą Oscara, absolwentem łódzkiej Szkoły Filmowej.

W piątek w łódzkim Atlasie Sztuki otworzył Pan swoją wystawę. W Łodzi się Pan urodził. Ale chyba nie mieszkał Pan tu długo jako dziecko?

Urodziłem się w Łodzi, gdzie po wojnie osiedli moi rodzice. Przyjechali tu z Warszawy. Wszystkie pierwsze dziecięce wspomnienia wiążą się z Łodzią.

Co Pan pamięta z łódzkiego dzieciństwa?

Jest kilka takich rzeczy. Na dole, w naszej kamienicy przy ulicy Kilińskiego 48, mieszkali Żydzi. Obok była żydowska szkoła. Ja miałem specyficzne wyobrażenie Żydów. Myślałem, że w mieszkaniu mają wszystko z żelaza. Przykrywają się kołdrami z zardzewiałej blachy. Nigdy nie udało mi się wejść do ich mieszkania. Muszę zaznaczyć, że były to wyobrażenia kilkuletniego chłopca. Do dziś pamiętam to nasze podwórko. Zająca wiszącego za oknem, przed świętami.

Jakie obrazy jeszcze Pan zapamiętał z tamtego, łódzkiego czasu?

Na pewno pogrzeb Stalina. Z jakichś powodów mama zostawiła mnie wtedy na chwilę samego w domu. Był w nim jeden głośnik i z niego płynęła potworna muzyka. Cały dzień transmitowano ten pogrzeb z Rosji. Było to bardzo przytłaczające. Sam jestem ciekaw skąd skojarzyłem, że był to pogrzeb. Przecież był to marzec 1953 roku. Miałem cztery lata...

Zapamiętał Pan łódzkie fabryki, ich kominy?

Nie, taki obraz Łodzi pojawił się, gdy wróciłem tu na studia. Ale pamiętam co innego. Bardzo podobały mi się obrazki. Ojciec miał wiele poniemieckich książek. Między innymi pięknie ilustrowane "Baśnie tysiąca i jednej nocy". Wydano je na początku dwudziestego wieku. Te kolorowe obrazki były wklejone do książki. I nie podobało mi się, że nie mogę ich zobaczyć naraz. Wszystkie więc wyciąłem i układałem razem. Tak je oglądałem. Ojciec to kiedyś odkrył. Miałem jeszcze dwóch braci, więc zrobił śledztwo kto zniszczył książkę. Okazało się, że ja. Dostałem za to burę.

Potem wrócił Pan do Łodzi, by studiować w szkole filmowej, a po jej skończeniu zamieszkał w naszym mieście.

Tak. Byłem chyba jedynym, który zamienił kawalerkę w Warszawie na mieszkanie w Łodzi. Uznałem, że nie będę dojeżdżał ze stolicy.

Do Łodzi przyjechał Pan dlatego, że była tu Szkoła Filmowa, jedyna, w której mógł Pan studiować to co chciał?

Oczywiście, że chodziło o szkołę. Gdy mieszkaliśmy na ulicy Kilińskiego 48 blisko było do dworca, parku. To było dla mnie fajne miejsce. Tworzyła się tam taka miniatura urbanistyczna będąca kwintesencją miasta. W tym miejscu były ładniejsze kamienice, hotel "Polonia", cerkiew. Gdy wróciłem do Łodzi i sprzedałem mieszkanie w Warszawie, przez przypadek zamieszkałem blisko ulicy Kilińskiego - na Narutowicza, koło hotelu. Powróciłem więc do tego samego miejsca. Kiedy tu studiowałem, znałem tylko dworzec i Szkołę Filmową. Nie chodziłem do Honoratki. Dlatego Łodzi dobrze nie poznałem. Jednocześnie moja ciotka, w bramie na ulicy Kilińskiego 48, miała zakład kapeluszniczy. Była modystką, jeszcze sprzed wojny. Robiła kapelusze dla teatrów, filmu. Gdy studiowałem, to często spałem u niej, na łóżku polowym wśród tych filcowych kapeluszy. Ale całe miasto nie za bardzo mi się podobało. Było szare, brudne. Nie związałem się z nim. Jednak doceniałem je. Wyobrażałem sobie też Łódź z odnowionymi kamienicami. Byłaby kapitalnym miastem, na światową skalę.

Po studiach został Pan w Łodzi.

Związałem się Se-ma-forem. W Łodzi był przecież przemysł filmowy. Spotkałem się z wielką życzliwością dyrektorów Se-ma-fora, jego pracowników. Dzięki tej wytwórni mogłem się rozwijać, pracować.

Chciałby Pan jeszcze kiedyś zamieszkać w Łodzi?

Szczerze? Muszę powiedzieć, że nie... Ja tyle razy w życiu zmieniałem miejsce zamieszkania. Gdy mieszkałem i pracowałem w Łodzi to moim marzeniem nie było podróżowanie po świecie. A los spłatał mi takiego figla, że stało się zupełnie odwrotnie. Jeździłem po całym świecie, zmieniałem miejsce zamieszkania. Gdy się gdzieś się zatrzymywałem, to myślałem, że już tam osiądę na stałe. Tak się nie stawało...

Ale Łódź jest z Pana dumna...

Ja też jestem dumny z Łodzi, ale to nie oznaczy, że musimy razem żyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki