Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdzisław Pietrasik: Od dziecka ciągnęło mnie do Łodzi

Redakcja
Zdzisław Pietrasik
Zdzisław Pietrasik Dziennik Łódzki / archiwum
Ze Zdzisławem Pietrasikiem, krytykiem filmowym, rozmawia Anna Gronczewska

Urodził się Pan pod Łodzią. koło Strykowa. Pamięta Pan swoje pierwsze wizyty w naszym mieście?
Miałem 5, może 6 lat. Pojechałem z rodzicami do Łodzi na targ. To był bodaj Bałucki Rynek. Wszystko wydawało mi się ogromne, fascynujące, niesamowite. Potem, ilekroć rodzice wybierali się do Łodzi, też chciałem jechać, pamiętam, że budziłem się rankiem, płakałem. Jak z tego wynika, od dziecka ciągnęło mnie do Łodzi.

Pana rodzina pochodzi z Łodzi czy jej okolic?
Z okolic Łodzi. Kiedyś wydawało mi się, że to strasznie daleko od Piotrkowskiej. Teraz ze wsi, w której się urodziłem, pewnie szybciej dojedzie się samochodem do Łodzi niż z mojego warszawskiego Ursynowa do centrum.

Łódź była wówczas stolicą polskiego filmu. Marzył Pan o wizycie w wytwórni filmowej przy ulicy Łąkowej?
W wytwórni na Łąkowej znalazłem się dopiero podczas studiów. Pamiętam, że niektóre dziewczyny z roku chwaliły się, że statystowały w filmach, a to robiło naprawdę duże wrażenie. Widziały z bliska sławnych aktorów! Zresztą na polonistyce byli głównie ci, którzy chcieli być pisarzami, albo marzyli o szkole filmowej. Niektórym kolegom udało się potem zrealizować marzenia. Sam też zastanawiałem się, czy po skończeniu filologii nie iść na reżyserię (która była wówczas dostępna tylko dla magistrów), lecz ostatecznie wybrałem (też podyplomowe) Studium Dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Teraz nie żałuję, zwłaszcza, kiedy patrzę na kolegów reżyserów z moich roczników. Też pewnie byłbym teraz sfrustrowany i rozgoryczony. Co nie znaczy, że dziennikarstwo jest zawodem lekkim, łatwym i przyjemnym.

Jeździł Pan pewnie do łódzkich kin: który film zrobił na Panu największe wrażenie?
"Krzyżacy", których obejrzałem w chyba do dziś istniejącym kinie Bałtyk. Byłem wtedy jeszcze w podstawówce, ale powieść Sienkiewicza przeczytałem chyba już trzy razy, i nie mogłem się doczekać ekranizacji. Dzieło Aleksandra Forda (kolor, panorama!) zrobiło na mnie, dotychczas bywalca głównie kin objazdowych, ogromne wrażenie, lecz pamiętam, że kiedy zapaliły się światła, powiedziałem siedzącej obok koleżance: Książka była lepsza! To była moja pierwsza recenzja, jaką w życiu wygłosiłem, co więcej, do dziś się z nią zgadzam. Szkoda, że nie ma w Polsce reżysera, który byłby w stanie zrobić "Krzyżaków" z wykorzystaniem nowych technik kina. Gdyby takiego Ridleya Scotta udało się namówić!

Maturę zdawał Pan w Łodzi?
Nie. Liceum ogólnokształcące kończyłem w Brzezinach koło Łodzi. Niezła szkoła, taka jeszcze trochę w przedwojennym klasycznym stylu, z łaciną i starym napisem "Silentium" na korytarzu. Niektórzy nauczyciele jak z kart "Ze wspomnień niebieskiego mundurka". Z mojej klasy maturalnej prawie wszyscy zdali na studia. Natomiast internat, w którym mieszkałem, to był prawdziwy koszmar. Miasto też średnio sympatyczne, miejscowi chłopcy nie lubili nas, często dochodziło do bójek. Po latach wybrałem się do Brzezin z synem, żeby mu pokazać znajome miejsca, ale przekonałem się, że chyba nie jestem sentymentalny.
Po maturze wybór polonistyki i Uniwersytetu Łódzkiego wydawał się czymś naturalnym?
Pisałem "ładne" wypracowania, lubiłem czytać, polonistyka była zatem naturalnym wyborem, choć zastanawiałem się też nad socjologią. Ale naprawdę już wówczas marzyłem, by zostać dziennikarzem.

Jak wspomina Pan czasy studenckie w Łodzi?
To była druga połowa lat 60. ubiegłego wieku, czyli strasznie dawno. Mieszkałem w akademiku na Lumumby, w pokoju czteroosobowym, co i tak było awansem w porównaniu z internatem. Nie ma co ukrywać, byłem prowincjuszem, który garnął się do kultury. Pamiętam, że w pierwszym dniu pobytu w Łodzi, w przeddzień inauguracji roku akademickiego, wybrałem się do kina na "Popioły" Wajdy. W ciągu kilku miesięcy zobaczyłem wszystkie sztuki teatralne grane wówczas w łódzkich teatrach. To był niezły czas, grali w Łodzi popularni aktorzy, na przykład w Teatrze Powszechnym Pola Raksa, w której po "Szatanie z siódmej klasy" wszyscy się kochaliśmy. Do klubów zaglądałem rzadko, dopiero w ostatnich latach bywałem w "Siódemkach" na Piotrkowskiej, gdzie działo się sporo ciekawych rzeczy.

Czy Pana kariera zaczęła się w jednej z łódzkich gazet?
Zacząłem pisać bodaj na trzecim roku do tygodnika studenckiego "ITD" w Warszawie. Jakieś drobiazgi o życiu studenckim i kulturalnym w Łodzi, ale zobaczyć swój tekścik wydrukowany w ogólnopolskim czasopiśmie to było wielkie przeżycie. Po kilku miesiącach dostałem legitymację korespondenta terenowego, z której byłem szalenie dumny. No i ryczałt, 400 złotych miesięcznie, czułem się prawie bogaty! Po ukończeniu studiów zatrudniłem się w "ITD", gdzie w pamiętnym 1980 roku zostałem wybrany przez zespól redaktorem naczelnym. Po niespełna roku władze mnie odwołały. Zastąpił mnie młody, sympatyczny, obiecujący działacz socjalistycznego Związku Studentów Polskich, któremu zresztą dobrze życzyłem, ponieważ wyróżniał się spośród "aktywu". Nazywał się Aleksander Kwaśniewski.

Po studiach nie chciał Pan zostać na stałe w Łodzi?
Jak to pisał Tuwim: "Nie miałem serca do Warszawy gdy opuszczałem miasto Łódź…". Studia dziennikarskie były tylko w Warszawie, tam poznałem żonę, założyłem rodzinę. Ale do dzisiaj jestem kibicem łódzkich drużyn piłkarskich, a za Legią nie przepadam, co powoduje konflikty z synem.

Nie żal Panu czasów, gdy Łódź była Hollyłodzią?
Coś z tej Hollyłodzi zostało, słyszy się o ambitnych projektach, choć szkoda, że wyniósł się z Łodzi festiwal Camerimage, nie wnikam z czyjej winy.

Często bywa Pan w Łodzi?
Czasem wpadam. W Łodzi mieszka moja liczna rodzina. Od lat sobie obiecuję, że przyjadę kiedyś sam na cały dzień, zajrzę na osiedle Lumumby, potem przespaceruję się Piotrkowską od placu Wolności do placu Niepodległości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki