Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zgubił dowód osobisty, został oskarżony o morderstwo

Sławomir Burzyński
Tomasz Gruchała ze Skierniewic kompletuje potrzebne dokumenty, bo wystąpi do państwa o odszkodowanie za to, co przeżył: był więziony, stracił pracę
Tomasz Gruchała ze Skierniewic kompletuje potrzebne dokumenty, bo wystąpi do państwa o odszkodowanie za to, co przeżył: był więziony, stracił pracę Sławomir Burzyński
Czy w efekcie utraty dowodu osobistego można trafić do więzienia, nawet na całe życie? Tomasz Gruchała ze Skierniewic był podejrzany o morderstwo popełnione przez mężczyznę posługującego się jego dowodem osobistym.

O tym, że dowód osobisty nie jest tylko zwykłym kawałkiem plastiku, lecz może decydować o losie człowieka, 43-letni Tomasz Gruchała ze Skierniewic dowiedział się w środę, 3 czerwca. Lekcję życia odebrał też przy okazji jego 6-letni syn Fabian.

Zamiast ryb - areszt

Następnego dnia mieli jechać na ryby i Gruchała wziął syna na zakupy do sklepu wędkarskiego. Trzeba trafu, gdy przeszli przez ulicę nie po pasach, nadjechał radiowóz. Policjanci mówili o mandacie, ale gdy sprawdzili jego PESEL, plan się zmienił.

- Zapakowali mnie z dzieckiem i zawieźli na komendę, a tam usłyszałem, że kogoś zabiłem w Luksemburgu. Przecież w życiu za granicą nie byłem! - Gruchałę irytuje nie tylko absurdalne oskarżenie, ale również fakt, że mimo próśb nie odwieziono Fabiana do matki, narażając dziecko na stres.

- Gdy mąż zadzwonił i powiedział, żebym przyszła na komendę po syna, to myślałam, że żartuje - mówi Aleksandra Gruchała, ale przyznaje, że do śmiechu jej nie było. Bo i śmiać się nie ma z czego, jeśli słyszy się taki tekst od męża z kryminalną przeszłością. - Poszłam, wzięłam Fabiana, a potem wyszedł policjant i mówi, że mogę już iść, bo mąż zostaje.

I został w areszcie na półtora miesiąca. Od jednej policjantki usłyszał, że jak ma taką przeszłość, to niech się nie dziwi, co go spotyka.

Kryminalna przeszłość

Tomasz Gruchała aniołem nie był, za rozboje i pobicia odsiedział 12 lat. I to się za nim ciągnie, choć jak zapewnia, jest teraz innym człowiekiem. Jeszcze w więzieniu zaczęła się jego bliższa znajomość z obecną żoną, pobrali się, mają dwoje dzieci.

- Zacząłem normalne życie, wszystko rzuciłem, picie też, a moją pasją są gołębie - mówi pan Tomasz.

W marcu 2014 roku Gruchała odebrał nowy dowód osobisty, bo poprzedni gdzieś się zawieruszył. Prawdopodobnie został ukradziony, bo zawieruszenie dziwnym trafem zbiegło się z wizytą kumpla z więzienia.

Skradziony dowód osobisty

Zaginął to zaginął, nikt się tym nie przejmował, nawet gdy najpierw przyszło wezwanie do zapłacenia mandatu za przejazd na gapę Kolejami Mazowieckimi na trasie do Warszawy, a potem rachunek ze szpitala w Niemczech na 1.400 euro.

- Mąż miał nowy dowód i trochę to zignorowaliśmy, teraz zachowalibyśmy się zupełnie inaczej - przyznaje pani Aleksandra. - Nie można czegoś takiego zlekceważyć, bo życie można zmarnować - dodaje.

W marcu 2014 roku, 11 dni po tym, gdy pan Tomasz odebrał nowy dowód osobisty, w Luksemburgu bardzo dotkliwie pobito obywatela tego kraju. Napastnicy, Polak i Litwin, do bicia po głowie użyli również butelki. Obrażenia były tak poważne, że ofiara napadu zmarła kilka dni później. Wcześniej tamtejsza policja wylegitymowała między innymi podejrzanego mężczyznę, który okazał polski dowód osobistym na nazwisko Tomasz Gruchała.

Machina poszła w ruch

Skierniewiczanin został aresztowany jakiś czas po wydaniu europejskiego nakazu aresztowania przez Wielkie Księstwo Luksemburga.

Zatrzymano człowieka, który nigdy w życiu nie był za granicą i nie wyobraża sobie, jakim cudem mógłby przejechać samochodem ponad 1.200 kilometrów - nie ma ani samochodu, ani prawa jazdy - w Luksemburgu śmiertelnie pobić nieznajomego człowieka i wrócić, pokonując kolejne 1.200 kilometrów z okładem. W obie strony to 22,5 godziny jazdy bez chwili postoju.

Był jednak spokojny, bo miał alibi. W dniu poprzedzającym bandycki napad w Luksemburgu rodzinę Gruchałów odwiedziła po godzinie 20 sądowa kuratorka i z Gruchałą rozmawiała, zaś w dniu napadu pan Tomasz razem z sąsiadem i innymi osobami budował na podwórku nowy gołębnik. Widziało go wiele osób.

Adwokat Gruchały złożył wniosek o przesłuchanie świadków, którzy mogli potwierdzić obecność podejrzanego w Skierniewicach w krytycznym czasie, a także pisma wskazujące na wcześniejsze zaginięcie jego dowodu osobistego.

Alibi nie ma znaczenia

Wszystkie te fakty nie miały znaczenia dla Sądu Okręgowego w Łodzi, wydającego postanowienie o ekstradycji na mocy europejskiego nakazu aresztowania.

- Istniała możliwość wystąpienia do Luksemburga o dodatkowe dokumenty, które mogłyby potwierdzić udział Tomasza Gruchały w śmiertelnym pobiciu. Wtedy mielibyśmy jasność. Nasz sąd tego nie zrobił, tylko wyekspediował go do Luksemburga, jakby chciał się pozbyć jak najszybciej problemu. Potrzeba było odrobiny dobrej woli, tym bardziej że groziło mu dożywocie - mówi Franciszek Traut, adwokat skierniewiczanina. - Wystarczyło, by sąd się zastanowił, czy od godziny 20 wieczorem Gruchała był w stanie pokonać 2,5 tysiąca kilometrów w obie strony i do rana wrócić. Nikomu nie zapaliła się lampka, że to niemożliwe, tylko pozbyli się problemu.
Do dożywocia włącznie

Możliwe kwalifikacje czynu, popełnionego przez nieujętych do tej pory Polaka i Litwina, to: próba popełnienia zabójstwa, usiłowania popełnienia morderstwa, zabójstwo, morderstwo czy urazy i okaleczenia umyślne, które okazały się śmiertelne - ścigane z luksemburskiego Kodeksu karnego mogą podlegać karze dożywocia.

Skuty kajdankami i pod eskortą policji Tomasz Gruchała wsiadał na pokład samolotu z jedną myślą: czy luksemburski sąd okaże się równie bezduszny jak polski. Bo w kraju czuł się już osądzony i skazany.

Ku zaskoczeniu Polaka było inaczej, i to począwszy od chwili kontaktu z tamtejszymi policjantami, którzy eskortowali go odlatującego z Okęcia.

Policja i sąd jak nie z tej ziemi

- Takiej policji wcześniej nie widziałem na oczy, grzecznej, uczynnej. W Luksemburgu noc spędziłem w areszcie, rano spytali, czy chcę kawy, wzięli odciski palców, a potem w sądzie wystarczyły papiery potwierdzające, że zgubiłem dowód. I kazali mi zatelefonować do żony, że jestem wolny - pan Tomasz nadal nie może otrząsnąć się z wrażenia.

Jako wolny człowiek mógł wyjść na ulicę: w obcym kraju, bez pieniędzy i znajomości języka.

- Pani sędzia opłaciła swoją kartą hotel dla mnie, kupiła bilet powrotny na autobus, a potem wysypała rzeczy ze swojej torby i mi ją po prostu dała, żebym mógł się zapakować. Policjanci kupili mi rzeczy na drogę, a że żona jest w ciąży, to leżaczek dla dziecka i ubranka. I jeszcze 15 euro dali na drogę. Szok normalnie!

Danuta Stypuła, tłumacz przysięgły z Luksemburga potwierdza, że sędzia i policjanci okazali skierniewiczaninowi dużo serca.

- Wzięli pod uwagę jego sytuację osobistą i rodzinną, nie najlepszą, i która dodatkowo ucierpiała z powodu ekstradycji między innymi utratą pracy, dlatego każdy choć trochę starał mu się pomóc, dając coś od siebie. Ja uważam, że jest to reakcja miła, ale i normalna pomóc komuś w potrzebie. Zwłaszcza że znalazł się w takiej sytuacji nie ze swojej winy - uważa tłumaczka.

Będzie walczył o odszkodowanie za straty

Tomasz Gruchała jest obecnie bezrobotny, bo po zatrzymaniu przez policję pracodawca nie przedłużył z nim umowy o pracę.

- Będę chciał dostać odszkodowanie za to wszystko. Nie wiem jak duże, na razie zbieram potrzebne papiery - pan Tomasz obserwuje teraz swoje gołębie i zastanawia się, jakby to było, gdyby zamiast budować na podwórku gołębnik na oczach ludzi, feralnego dnia pojechał samotnie na ryby. Czy teraz mógłby siedzieć na fotelu i patrzeć na krążące ptaki, czy siedziałby gdzie indziej.

A jego żona przyznaje, że wstając rano, sprawdza w torebce, czy ma swój dowód osobisty.

- Mam nadzieję, że mimo wszystko jesteśmy bezpieczni i że w przypadku utraty dokumentu nie grozi to każdemu z nas - wzdycha mecenas Traut.

I nie jest do końca przekonany.

Łódzki Sąd Okręgowy wyjaśnia

Sędzia Ewa Chałubińska, rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi, jest przekonana o prawidłowym działaniu polskiego wymiaru sprawiedliwości w sprawie Tomasza Gruchały.

- Sąd w ramach postępowania ekstradycyjnego nie prowadzi żadnego postępowania dowodowego, nie leży to w kompetencji organu realizującego europejski nakaz aresztowania. Alibi i tego typu rzeczy ocenia sąd, który się zwraca o ekstradycję i taka jest zasada tego postępowania - wyjaśnia Ewa Chałubińska.

Mimo automatyzmu działania w postępowaniu ekstradycyjnym sędzia jest w stanie wyobrazić sobie sytuację, gdy nakaz nie będzie zrealizowany.

- Na przykład w tak oczywistej sytuacji, gdy wniosek dotyczy dwudziestolatka, a policjanci doprowadzają człowieka osiemdziesięcioletniego - mówi rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi.

AUTOPROMOCJA:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki