Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ziemi w Łodzi dostatek, chętnych dużo mniej

Piotr Brzózka
mat. promocyjne UMŁ
5 tys. zł za metr ziemi w biednym mieście? Nabywca musiałby być nie tylko bogaty, ale i hojny, żeby nie powiedzieć rozrzutny. Zwłaszcza, że metrów jest 8 tys., co po przemnożeniu daje kwotę 40 mln zł. Tyle właśnie gmina chciałaby uzyskać ze sprzedaży gruntu, przeznaczonego pod Bramę Miasta. Gdyby doszło do transakcji, byłaby to najlepiej sprzedana działka w mieście. Na dziś wspomniana cena dwukrotnie przekracza stawki rynkowe.

Brama, która stanie na styku starego i nowego miasta, w rejonie dworca oraz Łódzkiego Domu Kultury, będzie niczym innym jak wysokim na czternaście kondygnacji biurowcem o powierzchni użytkowej około 35 tys. mkw. Już same te parametry - zdaniem ekspertów od inwestycji i rynku nieruchomości - sprawiają, że cena w granicach 40 mln zł za działkę o powierzchni 0,8 hektara wydaje się mało racjonalna. W dodatku działka ta ma być obciążona służebnością - jej nowy właściciel będzie musiał zezwolić na swobodne przemieszczanie się ludzi po swoim terenie.

W ramach przygotowań do transakcji rzeczoznawca sporządził tzw. operat szacunkowy. Z analizy podobnych transakcji, przeprowadzanych w tym rejonie, wyszło, że na dziś wartość działki wynosi "ledwie" 17,2 mln zł, to jest około 2,1 tys. zł za metr. Skąd więc w ogóle pomysł, by ziemię wystawić po 5 tys. zł za mkw.? Cóż, cena ta antycypuje potencjalne skutki wydarzeń przyszłych, takich jak uchwalenie miejscowego planu zagospodarowania. Innymi słowy, miasto zakłada, że tyle ziemia będzie kosztować w niedalekiej przyszłości.

Wiceprezydent Marek Cieślak mówi, że ma inwestora, który chce kupić tę ziemię jeszcze w tym roku, a zbudowany biurowiec zasiedlić nawet trzema tysiącami pracowników.

Kilka lat temu zdawać się mogło, że krystalizująca się koncepcja NCŁ uruchomi lawinę, jeśli chodzi o obrót nieruchomościami w tym rejonie miasta - również o charakterze spekulacyjnym. Temat "grzał" mocno, a gawiedź snuła domysły na temat działek, rzekomo posiadanych w tym rejonie przez miejskich decydentów. W serwisach można było spotkać ogłoszenia, dotyczące sprzedaży gruntów "w rejonie NCŁ", a żądania właścicieli opiewały na astronomiczne kwoty.

Dziś ofert sprzedaży ziemi w centrum Łodzi jest bez liku, lecz nowe centrum przestało być wabikiem. Nie tylko dlatego, że to już nie ten sam projekt, który zapowiadano przed laty. Również dlatego, że nikt nie potrafi dziś stwierdzić, czym NCŁ w ogóle będzie. Dość powiedzieć, że miasto jest dopiero na etapie analiz, dotyczących funkcji nowego centrum.

Oczywiście nieprawdą byłoby mówić, że ofert nie ma i że transakcje się nie zdarzają. Jedna z łódzkich firm kupiła pakiet państwowych hoteli, wśród których znajduje się hotel Centrum. W ocenie specjalistów jego podstawową zaletą nie były świadczone usługi, lecz działka w bezpośrednim sąsiedztwie NCŁ. Ostatnio pojawiły się nawet spekulacje, że działka ta (wraz z budynkiem do zburzenia) może być przedmiotem dalszego obrotu, a kupić można by ją było właśnie w cenie 5 tys. zł za mkw. Piotr Biliński, architekt, który jest dziś przedstawicielem inwestora, stanowczo zaprzecza jednak, by hotel był wystawiony na sprzedaż. Mówi, że plany są inne:

- Po wielu miesiącach otrzymaliśmy warunki zabudowy, które diametralnie różnią się od tego, o czym kiedyś rozmawialiśmy z architektem miasta. Wobec tego wystąpiliśmy o nową "wuzetkę", tak byśmy mogli zrealizować nasze plany, stworzyć obiekt o powierzchni najmu 30 tys. mkw. W sytuacji gdy działka została okrojona o jedną trzecią, nie ma możliwości zrobienia tego na mniej niż siedmiu kondygnacjach. Wobec czego burzenie hotelu nie wchodzi raczej w grę, wykorzystamy jego konstrukcję - mówi Biliński.

Działkę o powierzchni 7 tys. mkw. przy ulicy Kilińskiego, w pobliżu dworca, kupił też niedawno jeden z łódzkich deweloperów. Cena pozostaje jednak tajemnicą, podobnie jak cel inwestycji.

Problemem rejonów NCŁ jest na dziś stosunkowo słaba dostępność komunikacyjna. Z tego powodu dla wielu inwestorów bardziej pociągające może być sąsiedztwo dużych arterii, takich jak trasa Mickiewicza - Piłsudskiego czy otoczenie al. Włókniarzy - Jana Pawła II. A tam nie brakuje terenów potencjalnie atrakcyjnych. Ruch w interesie nie jest jednak wielki - nie tylko z powodu kryzysu, ale i ogólnej oceny inwestorów, którzy nie bardzo wierzą w potencjał Łodzi.

Superatrakcyjną działkę przy al. Piłsudskiego ma Philips. Koncern sprzedał wprawdzie swój biurowiec, zostawił sobie jednak grunt o pow. 4,9 tys. mkw. Już 5 lat temu Philips zaczął przygotowania do jego sprzedaży, zdobywając m.in. warunki zabudowy dla 60-metrowego wieżowca. Dziś działka wciąż jest oferowana na sprzedaż. O cenie firma nie chce mówić.

Po sąsiedzku znajduje się równie atrakcyjna nieruchomość należąca do gminy, wedle pierwotnych planów przeznaczona pod budowę kilkunastopiętrowego hotelu. Dlaczego wciąż nie została sprzedana? Bo miasto w ogóle nie wystawiło jej na przetarg. Powodem był nieuregulowany stan prawny części nieruchomości, a także duże nagromadzenie infrastruktury pod ziemią. Grunt ma być przygotowany do sprzedaży w przyszłym roku. Jego wartość nie została jeszcze oszacowana, choć biorąc pod uwagę lokalizację i dopuszczalną w tym miejscu wysokość zabudowy, można przewidywać cenę w granicach 3 tys. zł za mkw.

O połowę mniej, bo na około 1,5 tys. zł za metr, wyceniona jest inna gminna perełka, działki u zbiegu ulic Ogrodowej i Zachodniej, w sąsiedztwie Manufaktury. Za grunt o łącznej pow. 6,2 tys. mkw. miasto chce 9,3 mln zł. Działki te były prezentowane na targach w Cannes. Przetarg odbędzie się w październiku. Ponoć jest nadzieja na transakcję.

Co jeszcze można kupić w mieście? Pośrednicy potwierdzają, że do nabycia jest gigantyczna działka (115 tys. mkw.) w okolicy ulic Wróblewskiego i Politechniki. Cena: 108 mln zł. To jedna z wielu łódzkich "sierot" po kryzysie na rynku nieruchomości. Grunt przed laty kupił hiszpański deweloper z myślą o budowie największego osiedla w Łodzi od czasów PRL. Planów jednak nie udało się zrealizować. Metr ziemi kosztuje ok. tysiąca zł, ale ze względu na ogromną powierzchnię, nominalnie jest to jedna z najdroższych gruntów w mieście.

Jeśli zaś chodzi o rekordowe ceny za metr kwadratowy, okazuje się, że ewentualne 5 tys. zł za grunt pod Bramę nie jest jeszcze górnym pułapem żądań. Aż 7,3 tys. zł za metr chce właściciel 300-metrowej parceli przy Piotrowskiej. Nieruchomość jest niezabudowana, położona przy najbardziej prestiżowej części deptaka, w pobliżu magistratu. Na prośbę pośrednika nie podajemy dokładnej lokalizacji. Na pewno jest atrakcyjna. Czy długo trwają próby jej sprzedaży? Trochę już trwają...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ziemi w Łodzi dostatek, chętnych dużo mniej - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki