18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ziemkiewicz: Polska ekspertyza wraku tupolewa podważa rosyjskie badania

Wiesław Pierzchała
Rafał Ziemkiewicz
Rafał Ziemkiewicz Grzegorz Jakubowski
Z Rafałem Ziemkiewiczem, publicystą i komentatorem politycznym, rozmawia Wiesław Pierzchała:

Burzę, która przetoczyła się przez polską scenę polityczną, wywołał artykuł Cezarego Gmyza w "Rzeczpospolitej" o wykryciu śladów trotylu i nitrogliceryny we wraku rozbitego pod Smoleńskiem tupolewa. Czy według Pana artykuł mógł się ukazać w takiej formie?
Całą sytuację odbieram jako bardzo tajemniczą. Nie rozumiem dlaczego tak się zachowała redakcja i kierownictwo wydawnictwa. Artykuł oparty był na poważnych wątpliwościach, które powinny zostać nagłośnione, natomiast został podkręcony w sposób tabloidowy, w związku z czym w takiej formie jest nie do obrony.

Podkręcony przez kogo Pana zdaniem?
To jest dobre pytanie. Takie podkręcanie zazwyczaj leży w kompetencji kierownictwa redakcji. Zachowanie wydawcy też jest dla mnie dość niejasne. Zachował się jakby nie wiedział o publikacji artykułu, co według mojej wiedzy jest niemożliwe.

O co więc w tym wszystkim chodzi? Ma Pan jakąś teorię?
Na pewno zabrakło tu profesjonalizmu, delikatnie rzecz ujmując, a najsmutniejsze jest to, że z pola widzenia umknęła sprawa dość istotna - prokuratura półgębkiem przyznała, że po trzech ekspertyzach, które stwierdzały, że nie ma żadnych śladów podejrzanych substancji na szczątkach wraku tupolewa, stwierdzono jednak uchybienia, które czynią te ekspertyzy nieprzydatnymi. Wysłano więc do Rosji ekipę ekspertów, aby zrobiła ponowne badania, które wykazały zupełnie coś innego niż trzy dotychczasowe ekspertyzy. I to jest dla mnie zasadnicza treść tego artykułu. I gdyby ona została w sposób należyty przedstawiona, bez wygłaszania tez, których na razie nie można udowodnić, bez niepotrzebnego podkręcania...

Jakie słowa i tezy zostały podkręcone i według Pana nie powinny znaleźć się w artykule?
Dobre dziennikarstwo wymaga zadawania pytań, a niekoniecznie formułowania daleko idących tez. Informacja o wykryciu trotylu i nitrogliceryny była stwierdzeniem daleko idącym. Powstaje pytanie, dlaczego po trzech ekspertyzach i po trzykrotnym ogłoszeniu, że strona rosyjska z całą pewnością wykluczyła obecność we wraku materiałów wybuchowych, istnieje jednak potrzeba, aby zbadać go po raz czwarty. Nowa ekspertyza wykonana przez polskich naukowców wykazuje zupełnie co innego niż dotychczasowe badania rosyjskie, czyli obecność - nie wiem czy trotylu, czy nitrogliceryny - ale na pewno cząstek podejrzanych...

... i nie będących kosmetykami.
Cóż, oficjalna narracja prokuratury jest taka, że po pierwsze nie ma żadnego trotylu, po drugie pochodzi on z czasów drugiej wojny światowej, po trzecie dopiero za pół roku będzie można wykluczyć lub nie jego obecność, czyli - delikatnie mówiąc - to wszystko się rozjeżdża.

Konferencja pułkownika Ireneusza Szeląga w tej sprawie była dość dialektyczna, bowiem na początku zdecydowanie zaprzeczył informacji o wykryciu śladów materiałów wybuchowych, a potem jakby rakiem z tego się wycofywał.
Żyjemy trochę w kulturze żółtych pasków w telewizyjnych serwisach. Ta konferencja była po to, aby z pierwszych słów powstał żółty pasek, który będzie jeździł po ekranach telewizorów na użytek licznych odbiorców, czerpiących całą swoją wiedzę z tego paska. Niestety, jest to częste zjawisko, że produkuje się przekaz, który potem nie musi się potwierdzać, ale za to - jak to określił kiedyś Bronisław Geremek - istnieje jako fakt prasowy. Dziś zapewne powiedziałby "fakt telewizyjny".

Sprawa wspomnianych przez Pana trzech badań wraku przez Rosjan miała teraz ciąg dalszy, bowiem we wtorek pojawiły się w mediach informacje, że rosyjscy eksperci sfałszowali badania pirotechniczne.
To znowu jest mocne postawienie tezy. Ja bym akcentował to, o czym już mówili pełnomocnicy rodzin ofiar tragedii smoleńskiej - że z polskiego i międzynarodowego punktu widzenia badania rosyjskie nie spełniają norm, jakich się od tego typu badań oczekuje.

Wiele emocji wzbudził nie tylko tekst Cezarego Gmyza, lecz także jego zwolnienie dyscyplinarne. Jak Pan to odbiera?
Dla mnie jest niezrozumiałe, że część środowiska nie solidaryzuje się z Gmyzem, albo wręcz wyraża satysfakcję, że uczyniono z niego kozła ofiarnego. Oczekiwałbym większej pokory zwłaszcza od tych środowisk, które same padały - zakładam optymistycznie - ofiarą dezinformacji. Mówię o "odkryciu" w stenogramach słów, że "jak ja nie wyląduję, to on będzie mnie się czepiał", których w ogóle nie było. Czy o obwieszczeniu sensacji, że na płycie lotniska przed odlotem do Smoleńska doszło do kłótni między generałem Błasikiem a pilotem Protasiukiem, co miały potwierdzać zapisy kamer i świadkowie. Potem okazało się, że nie ma takich zapisów, ani takich świadków. Zakładam, że dziennikarze "Gazety Wyborczej" i TVN zostali wtedy zdezinformowani, ale ich nie spotkały żadne konsekwencje. I dziś powinni mieć więcej wyrozumiałości, jeśli nawet uznać, że Cezary Gmyz został zdezinformowany lub popełnił błąd w tekście.

Uważa Pan, że Cezary Gmyz został zdezinformowany?
Nie mam możliwości, aby to zweryfikować. Znam Czarka od wielu lat. Jest to wytrawny dziennikarz, dobrze się zna na tym co robi. Wiele jego publikacji się potwierdzało. To nie jest żółtodziób. To nie jest człowiek, który nie wie, jak się pisze tego typu teksty. To on odkrył, że polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wysłało całą informację o pomocy finansowej dla białoruskich opozycjonistów - co w świetle prawa w państwie Łukaszenki jest nielegalne - w ręce białoruskiego KGB. Cała ta sytuacja jest dla mnie niepojęta także dlatego, że zwolnionego redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" Tomasza Wróblewskiego, dziennikarza z dużym dorobkiem, który na dodatek nie kojarzy się z tą stroną sporu politycznego, z którą kojarzą się ludzie poddający w wątpliwość oficjalne śledztwo w sprawie tragedii smoleńskiej. Wróblewski był zawsze bardzo sceptyczny wobec PiS-u i wobec szeroko rozumianej prawicy. Był regularnym gościem w programach Janiny Paradowskiej. Trudno więc podejrzewać, że nagle doznał jakiegoś nawrócenia i stał się działaczem opozycyjnym.

Jednak skoro puścił do druku tekst Cezarego Gmyza, to musiał być mocno przekonany o jego słuszności.
Musiał być mocno przekonany, ale jego późniejsze zachowanie na to nie wskazuje. Mam na myśli jego zamilknięcie. Cała ta sprawa wygląda dość dziwnie. Odnoszę wrażenie, że kierownictwo wydawnictwa spółki Presspublika najpierw się ucieszyło, bo przecież wiedziało o tym materiale i go zaaprobowało, że będzie "bomba", która coś wielkiego przyniesie, a potem po publikacji zostało ciężko przestraszone.

Po rewelacjach w artykule Cezarego Gmyza i wcześniejszych twierdzeniach dwóch naukowców, że w tupolewie doszło do dwóch wybuchów, pojawiły się opinie, iż legły w gruzach tezy zawarte w raportach generał Anodiny i ministra Millera. Czy Pan też tak sądzi?
Narracja zawarta w tych raportach nie tyle legła w gruzach, co stopniowo kruszyła się i w tej chwili jest zupełnie rozkruszona. Jeśli 65 procent Polaków wyraża brak zaufania do organów państwa polskiego i twierdzi, że tylko komisja międzynarodowa może w tej sprawie cokolwiek wyjaśnić i nawet tacy politycy, jak Aleksander Kwaśniewski zaczynają dołączać do tej opcji, to wydaje mi się, że jest to wystarczające wotum nieufności wobec komisji Millera.

Co dalej więc ze śledztwem? Komisja międzynarodowa czy inne rozwiązanie?
Bardzo czarno widzę te sprawy. Wątpię, aby obecny rząd był w stanie wystąpić o komisję międzynarodową, ponieważ to należało robić dwa i pół roku temu. Przypomnę, że pierwszą reakcją prezydenta Miedwiediewa była propozycja powołania komisji międzynarodowej. Propozycja ta została w niejasnych do dzisiaj okolicznościach i z niewiadomych przyczyn odrzucona i wręcz zlekceważona, gdyż nie było na nią odpowiedzi. Nie sądzę więc, aby Donald Tusk przyznał się do tak poważnego błędu. W tym momencie powinien złożyć dymisję i sprawę wyjaśniania tragedii smoleńskiej powierzyć komuś innemu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki