Odkryli to inspektorzy handlowi z Łodzi, którzy odwiedzili: Real przy ul. Brzezińskiej w Łodzi, Biedronkę przy ul. Liściastej w Łodzi, Tesco w Skierniewicach, Dino w Kamieńsku oraz Intermarche w Zduńskiej Woli. Zastrzeżenia mieli do wyrobów sprzedawanych w Tesco, Realu i Biedronce.
- Niewłaściwą jakość miały 4 partie, czyli 40 procent przetworów mięsnych marki własnej - informuje Barbara Warzywoda, zastępca wojewódzkiego Inspektora Inspekcji Handlowej w Łodzi. - W boczku wędzonym, który sprzedawany był w Biedronce zawyżona została zawartość tłuszczu w stosunku do deklarowanej. Zamiast 22,5 gram w 100 gramach wynosiła 34,4 gram.
Zbyt mało tłuszczu - o 11 procent - znalazło się natomiast w kabanosach wieprzowych, które sprzedawano w Realu. Bardziej dietetyczna niż zapewniał sklep okazała się konserwa tyrolska wieprzowo-drobiowa, którą można kupić w Tesco. Producent zadeklarował, że tłuszcz stanowi 21,9 gram w 100 gramach konserwy, a było go ok. 17 gram. Tesco "podpadło" także za pasztet drobiowy, w którym znalazło się zbyt mało białka w stosunku do zapewnień producenta. Różnica wynosiła ok. 3 procent na niekorzyść sklepu.
Inspektorzy handlowi nakazali wycofać ze sprzedaży boczek, konserwę tyrolską i pasztet drobiowy, a właściciele marketów się do tego dostosowali. Urzędnicy chcą też ukarać za wprowadzenie do sprzedaży artykułów, które mają nieodpowiednią jakość i rozpoczęli postępowanie administracyjne.
Przedstawiciele sieci sklepów, w których sprzedawane były wadliwe produkty, zapewniają, że wyjaśnią sprawę z dostawcami. W Realu usłyszeliśmy, że dział jakości sieci skontaktuje się z dostawcą, zostaną też wyciągnięte konsekwencje.
Michał Sikora, rzecznik Tesco zapewnia, że firma też kontroluje swoich dostawców. - Co sześć miesięcy przeprowadzamy audyty u dostawców, badamy też zgodność składu towaru z informacjami na etykietach - mówi Michał Sikora. - W końcu odpowiedzialność za te wyroby i tak spoczywa na nas.
Zdaniem dr Agnieszki Jarosz, dietetyka z Instytutu Żywności i Żywienia, klienci nie mogą być wprowadzani w błąd. - Drukowanie na etykietach informacji o tym, że danego składnika znajduje się określona ilość, a produkowanie w innych proporcjach jest właśnie wprowadzeniem w błąd - zaznacza dr Jarosz. - O ile zaniżenie zawartości tłuszczu może tylko wyjść na dobre, bo nasz organizm tego nie potrzebuje, to zawyżanie jest już szkodliwe. Obniżona zawartość białka świadczy natomiast o złej jakości produktów.
Dr Jarosz zachęca mimo wszystko do uważnego studiowania informacji na etykietach. Podkreśla, że u nas ciągle zbyt mało osób to robi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?