"Kto wie, może dla Komedy najważniejszym miejscem na ziemi okazała się w ostatecznym rozrachunku Łódź" - pisze Cezary Prasek wprost, przypominając, że w Łodzi narodziła się przyjaźń Komedy z Polańskim. Dużo jest o Łodzi w opowieści o Ewie Marii Morelle, ale to zrozumiałe, bo z Łodzi pani Ewa pochodzi. Jaka była jej Łódź? "Młodość ma to do siebie" - pisała, co przywołuje Prasek - "że jest jeszcze wtedy na wszystko kupa czasu, a ludzie, którzy przekroczyli trzydziestkę, wydają się dwudziestolatkom staruchami. W czasach mojej łódzkiej młodości spotykałam tabuny tych trzydziestoletnich starców snujących się po deptaku (UWAGA! DEPTAKU! - dopisek mój) na Piotrkowskiej. Ci starszawi panowie, z powodu wojny opóźnieni w pobieraniu edukacji, odmładzali się, studiując w Szkole Filmowej. Prowadzili rozwiązły tryb życia. Kręcili się w pobliżu naszego gimnazjum. Nam dziewczynom to imponowało". W łódzkiej historii Ewy Morelle (czyli Ewy Frykowskiej) są Marek Piwowski, Roman Polański, Andrzej Wajda, Wojciech Frykowski, Barbara Kwiatkowska, Krzysztof i Zofia Komedowie. Przy okazji Komedy autor znajduje pierwszy polski zespół prawdziwie jazzowy, czyli łódzkich Melomanów. Łódź jest też w życiu Agnieszki Osieckiej (absolwentka "filmówki" przecież), Jerzego Skolimowskiego. O łódzkich wątkach wielu innych bohaterów książki autor nie wspomina, bo to nie o Łodzi książka. Ale my je przecież znamy!
Prasek w jednym zdaniu przywołuje też to, czym Łódź była na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych dla jego rówieśników. Przywołując swoje dorastanie w Radomiu, zapewnia, że "gdy nie chciało się pogrążyć w prowincjonalnym marazmie" należało czym prędzej uciekać. Oczywiście najbliżej była Warszawa. Ale "w cenie były także ŁÓDŹ, Kraków, Poznań, Wrocław, Gdańsk". Czy dziś ktoś jeszcze chciałby uciekać, choćby i z Radomia, do tych miast w takiej właśnie kolejności?
To imponujące jak pełna kreatywnych postaci była Łódź wtedy, kiedy nie przybrała jeszcze szyldu kreatywnego miasta przemysłów i ludzi kreatywnych. Kiedy Łódź nie musiała kreować, bo kreowała po prostu, i wielu chciało się kreować poprzez nią. Łódzkie zaś jest to, że ci wszyscy ludzie wcześniej czy później z Łodzi wyjechali. Także dlatego, że Łódź nie umiała ich zatrzymać. Kogo po latach będziemy wspominać z tych, co dziś w niej są? I czy jak zwykle znacznie więcej będzie tych, którzy osiągnęli ogólnopolski, albo i poważniejszy (bo dziś już łatwiej można w świat pojechać) sukces, bo wyjechali stąd raczej wcześniej? Jedna refleksja po lekturze i wspominkach jest nieodparta: przez te wszystkie lata Łódź - jeżeli chodzi o stosunek do ludzi, których winna wspierać - niczego się nie nauczyła. Wręcz przeciwnie nawet...
Lektura "Złotej młodzieży PRL" minęła szybko, jak złote czasy Łodzi, ale pobudziła apetyt na kolejne książki. Mam jednak nadzieję, że Polacy sprawią, iż do końca czerwca będę miał mało czasu na czytanie.
Do posłuchania łódzka piosenka Agnieszki Osieckiej, "Kochankowie z ulicy Kamiennej", w najtrafniejszej, dla wielu, interpretacji Elżbiety Czyżewskiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?