Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żmudzki: Oscar bywa kwestią przypadku

Łukasz Kaczyński
Oscarem nagrodzony był "Piotruś i wilk" wyprodukowany w łódzkim Se-Ma-Forze.
Oscarem nagrodzony był "Piotruś i wilk" wyprodukowany w łódzkim Se-Ma-Forze. Grzegorz Gałasiński/archiwum
Ze Zbigniewem Żmudzkim, prezesem studia Se-ma-for Produkcja Filmowa, które zdobyło Oscara w 2009 roku, rozmawiał Łukasz Kaczyński.

Czy Oscar jest rzeczywiście tak ważną i prestiżową nagrodą, czy może jego status jest nieco zawyżony?
Dla filmowców jest to najważniejsza nagroda. Są oczywiście nagrody przyznawane na bardzo ważnych festiwalach, żeby wymienić choćby te odbywające się w Cannes czy Wenecji, ale Oscar jest marzeniem każdego filmowca i niejako ukoronowaniem, zwieńczeniem pracy twórczej.

Często bywa jednak tak, że nagradzany jest nim film, który niekoniecznie ma największą wartość artystyczną.
Tak, to się zdarza. Dlatego jego wyniki są tak czy inaczej zaskoczeniem. Na przykład w kategorii krótkiego filmu animowanego, w której w 2009 r. dostaliśmy Oscara za "Piotrusia i wilka", nie było żadnego filmu amerykańskiego. Były dwa kanadyjskie, jeden rosyjski i jeden francuski. No i nasz. W związku z tym mieliśmy duże szanse. Gdyby był jakiś powstały w Stanach Zjednoczonych prawdopodobnie on by dostał Oscara, bo jednak koszula bliższa ciału i Amerykanie doceniają swoje rzeczy. Chociaż czasem się zdarza inaczej. Uważam jednak, że sama nominacja to wielkie wyróżnienie, bo i na nią trzeba zasłużyć. Natomiast sam Oscar czasem bywa kwestią przypadku czy układów. Tak było w przypadku "Katynia" Andrzeja Wajdy, gdy wygrał film chyba jednak gorszy, czyli niemiecko-austriaccy "Fałszerze". Ale to był film o Holokauście i to też jest tematyka bliższa amerykańskim akademikom, ponieważ wielu filmowców amerykańskich jest pochodzenia żydowskiego. A amerykańską kinematografię stworzyli głównie Żydzi i w dodatku pochodzący z Polski.

Rozmawiamy jeszcze przed ogłoszeniem zwycięzcy w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny", w której znajduje się film "W ciemności" Agnieszki Holland. Nieco gdybamy, ale jako faworyta wskazuje się irański film "Rozstanie" w reżyserii Asghara Farhadi i jako powód wskazuje się potrzebę dobrego pijaru dla amerykańskiej polityki wobec tego kraju.

Właśnie. To oczywiście jest dobry film, ale w tym przypadku względy polityczne mogą okazać się decydujące. Wytworzono obecnie w ogóle dużą modę na Iran, muzułmanów, więc film pojawił się w bardzo dobrym momencie. W 2011 roku do Oscara zgłosiliśmy "Maskę", ostatni film słynnych braci Quay, zrealizowany właśnie w Łodzi na podstawie opowiadania Stanisława Lema. Jednak nie przeszedł on przez sito kwalifikacyjne. Trochę się tego spodziewaliśmy, bo jest to film zbyt awangardowy, zbyt artystowski i autorski jak dla Amerykańskiej Akademii Filmowej. Wciąż jednak jest obecny na wielkich amerykańskich festiwalach, gdzie się kwalifikuje i zbiera kolejne główne nagrody. Amerykanie wolą jednak filmy mainstreamowe, filmy środka, jak "Piotruś i wilk", który idealnie im podpasował, bo jest to film i dla zróżnicowanej publiczności, i dla krytyki filmowej również.

Jak wyglądają kulisy Oscarowej gali? Każda z ekip może otrzymać jedynie sześć zaproszeń...
My mieliśmy ich dziesięć, ponieważ reżyserka "Piotrusia i wilka" wystarała się o kolejne. Musieliśmy wprawdzie za nie zapłacić po 50 dolarów za sztukę. To nie była duża cena, jak za taką przyjemność. Z polskiej strony pojechaliśmy tylko ja i animator Adam Wyrwas. Do USA polecieliśmy wspólnie z ekipą "Katynia", która liczyła dwadzieścia osób. Byli tam oczywiście Andrzej Wajda, Michał Kwieciński, Krystyna Zachwatowicz, ale nie mieli nic ponad podstawowe sześć zaproszeń. Zaprzyjaźniliśmy się, a oni traktowali nas nawet jako swego rodzaju maskotki, ponieważ reprezentowaliśmy jednak animację i film dla dzieci, czyli coś sympatycznego, zwariowanego.

Ekipa Andrzeja Wajdy użyczyła nam nawet jedną limuzynę, abyśmy z hotelu godnie podjechali pod budynek Kodak Theatre. Wprawdzie pieszo przeszlibyśmy ten odcinek w pięć minut, a autem jechaliśmy pół godziny, bo trzeba było objechać całe Hollywood dookoła.

W dniu gali okolice przypominały stan wojenny. Ulice były pozamykane, wszędzie zasieki, mnóstwo policji i strażników. Gdy Adam Wyrwas wyszedł na chwilę z hotelu, aby przed drzwiami zapalić papierosa, to nie chcieli go wpuścić z powrotem. Gdy po ogłoszeniu wyników Amerykańskiej Akademii Filmowej wróciłem do pokoju hotelowego od razu dałem znać do Radia Łódź, gdzie na wieści czekał już Mariusz Syta i to jemu udzieliłem pierwszego wywiadu. Później rozdzwoniły się telefony w efekcie czego za roaming zapłaciłem ponad 1,5 tysiąca złotych.

Sława kosztuje. Podobno kampania reklamowa filmu w USA to koszt około 5 milionów złotych, który jednak szybko się zwraca.

Myślę, że ten koszt jest nieco mniejszy. Możliwe, że taki jest koszt promocji filmów amerykańskich. My wydaliśmy chyba około 60 tysięcy złotych, w tym były podróże, pokazy filmu w Stanach Zjednoczonych.

Jakie znaczenie miał dla Se-ma-fora Oscar za "Piotrusia i wilka", co wam ułatwił?

Filmy zgłasza się do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej z wielu powodów. I dla promocji filmu, i promocji miast i krajów. Podobnie jak nagrody festiwalowe, niesie on wiele wymiernych korzyści. Bardzo często światowi i dobrze wykształceni ludzie dowiadują się o istnieniu Łodzi dlatego, że na jakimś festiwalu oglądają film w naszym mieście nakręcony lub wyprodukowany.

Nam Oscar umożliwił przede wszystkim nawiązanie kontaktów międzynarodowych. To pozwala nam przetrwać, bo przecież wiadomo, że w Polsce bardzo trudno jest zebrać pieniądze na nakręcenie jakiegokolwiek filmu, nie tylko animowanego czy artystycznego. Każdy taki kontakt międzynarodowy jest bardzo istotny. Na przykład w ubiegłym tygodniu mieliśmy wizytę filmowców ze Szwecji, którzy będą kręcić aktorski film fabularny, ale będzie w nim również piętnaście minut animacji lalkowej. Dowiedzieli się o istnieniu naszego studia, najpierw umówiliśmy się na festiwalu Berlinale, gdzie Adam Ptak specjalnie pojechał, aby się z nimi spotkać. Po czym tydzień później przyjechali do Łodzi, aby zobaczyć nasze studio, pracownie, porozmawiać z naszymi plastykami i wyjechali właściwie pewni, że będziemy z nimi ten film robić.
Rozm. Łukasz Kaczyński

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki