Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znane rody województwa łódzkiego: Łódzki Arsene Lupin porzucił szpital dla iluzji

Anna Gronczewska
Sławomir Piestrzeniewicz dla iluzji porzucił lekarski fartuch
Sławomir Piestrzeniewicz dla iluzji porzucił lekarski fartuch fot. Grzegorz Gałasiński
Wokół magii kręci się życie łódzkiej rodziny Piestrzeniewiczów. Sławomir jest uznanym w świecie iluzjonistą. Syn Filip ma za sobą występy w programie "Mam talent". Na iluzjonistycznej scenie pojawiała się też jego mama Katarzyna. Najmłodsza w rodzinie Hania także marzy, by zostać iluzjonistką.

Kilkadziesiąt lat temu nikomu nie przeszło przez myśl, że Sławomir Piestrzeniewicz będzie zajmował się sztuką iluzji. Pochodzi z rodziny, gdzie nie było żadnych artystycznych tradycji. Wychowywał się za to w środowisku lekarskim. Lekarzem był jego ojciec Stefan, specjalista z dziedziny radiologii, który po wojnie tworzył łódzką służbę zdrowia. Przez 30 lat był dyrektorem Zespołu Opieki Zdrowotnej na Śródmieściu. Mama Mirosława, jako tzw. pracownik umysłowy, pracowała w przemyśle włókienniczym. Po maturze w XXI LO w Łodzi, ku zadowoleniu rodziców, Sławek dostał się na medycynę. Nikt wtedy nie przypuszczał, że na jednych z zajęć będzie miało miejsce wydarzenie, które zaważy na jego dalszym życiu.

- Mieliśmy akurat bardzo nudne zajęcia z anatomii patologicznej - wspomina Sławomir Piestrzeniewicz. - Zauważyłem, że mój kolega, Libańczyk, robi coś z rękami. Papieros dziwnie tańczył między jego palcami...

Po zajęciach kolega z Libanu pokazał mu kilka prostych sztuczek iluzjonistycznych. Jednocześnie zachęcił Sławka, by odwiedził łódzki Klub Iluzjonistów. Poszedł na jedno spotkanie i został. Dziś wspomina, że już jako dziecko oglądał z zapartym tchem telewizyjne programy, w których iluzjoniści pokazywali magiczne sztuki.

- Nawet jednej jako chłopiec się nauczyłem, ale przez myśl nie przyszło mi, że może to stać się moim zawodem - dodaje Piestrzeniewicz. - Patrzyłem jednak z podziwem na tych ludzi. Zazdrościłem im, że potrafią robić takie cudowne rzeczy.

Powoli sam zaczął poznawać tajniki magicznej sztuki chodząc na spotkania Klubu Iluzjonistów, który działał przy Łódzkim Domu Kultury.

Już na 3 roku medycyny wiedział, że nie zwiąże z nią swojej przyszłości. Najpierw wykonał krótką, 10-minutową etiudę iluzjonistyczną, potem dostał scenariusz własnego programu od łódzkiego iluzjonisty Jerzego Mecwałdowskiego. Pracował nad nim 2-3 lata. Ale wysiłek się opłacił. Zaczęły przychodzić pierwsze sukcesy.

- Rodzice na to, co robię, patrzyli z życzliwością, ale i lekkim niepokojem - mówi Sławomir Piestrzeniewicz. Nie byli więc bardzo zdziwieni, gdy syn zakomunikował im, że nie będzie jednak lekarzem.

- Ale przez trzy lata musiałem pracować w zawodzie w dwóch łódzkich szpitalach - wspomina iluzjonista. - Bardzo mi to nie odpowiadało. Jednak były to czasy, gdy odpracowywało się studia. Inaczej musiałbym zapłacić za nie 550 tys. zł! Tych lat, które poświęciłem medycynie, potem długo brakowało mi w zawodzie iluzjonisty.

Sławomir Piestrzeniewicz zapewnia, że iluzja jest sztuką. To nie jest zwykły występ, w którym wyczarowuje się z chustki piłeczkę czy robi jakąś sztuczkę z kartami. Dobry iluzjonista musi stworzyć co najmniej godzinny program.
- Spektakl trwa jeszcze dłużej - wyjaśnia Sławomir Piestrzeniewicz. - Z Krzysztofem Jasińskim stworzyliśmy w krakowskim Teatrze Stu prawdziwe widowisko iluzjonistyczne. To trwający 2,5 godziny spektakl teatralny "Kabaret magiczny Arsene'a Lupina". Bierze w nim udział 6 aktorów. Jestem z niego w stu procentach zadowolony!

Arsene Lupin to artystyczny pseudonim Piestrzeniewicza. Używa go, bo za granicą nikt nie jest w stanie wymienić jego nazwiska. - Nawet hotele rezerwuje dla Arsene'a Lupina, co budzi wielkie zdziwienie zwłaszcza we Francji - śmieje się iluzjonista. Ten pseudonim wiąże się z tym, że jeden z jego pierwszych programów oparty był na życiu Arsene'a Lupina. Znikały w nim kolie, kosztowności, pojawiał się szampan i piękne dziewczyny.

Największą satysfakcję iluzjoniście daje wymyślenie własnego triku. Sławomir Piestrzeniewicz ma ich na koncie kilkanaście. Pierwszy wymyślił jeszcze w latach 80. minionego wieku. To trik ze sznurkiem, który jak w hinduskich opowieściach o fakirach sztywnieje, a potem mięknie w dłoniach. W 2003 r. na Światowym Kongresie Iluzjonistycznym w Hadze zdobył nagrodę za kreację. Wyróżniono wówczas dwa triki. Pierwszy to rozmnażanie krzesła. Drugi polegał na tym, że na przezroczystym blacie stołu ustawia się kostki, które odgadują myśli widzów.

- Iluzja to chyba jedyna sztuka oparta na sekrecie - mówi Piestrzeniewicz. - Niektórym wydaje się, że aby być iluzjonistą, trzeba mieć wyjątkowo sprawne ręce. To nieprawda. Potrzebny jest ścisły umysł, umiejętność logicznego myślenia i znajomość praw fizyki.

W ślady taty poszedł Filip Piestrzeniewicz. W ub.r. dotarł do półfinału pierwszej edycji programu "Mam talent". Niektórzy widzieli go nawet w finale, ale nie spodobał się Kubie Wojewódzkiemu. Filip, dziś student trzeciego roku filozofii i pierwszego roku prawa Uniwersytetu Łódzkiego, sztuką magii zainteresował się już jako kilkuletni chłopiec. Miał pięć lat, gdy w cylindrze i pelerynie pojawił się na scenie Filharmonii Łódzkiej. Zaprezentował kilkuminutowy program iluzjonistyczny.

- Miałem trzy czy cztery lata, gdy tata przygotowywał jeden ze swoich programów przed Światowym Kongresem Iluzjonistycznym - wspomina Filip. - Przyglądałem się tym przygotowaniom i zachwyciła mnie muzyka. Była to kompilacja francuskich utworów.

Filip powoli rozwijał swoje zainteresowania iluzją i uczył się kolejnych trików.
- Na pewno nie powstrzymywałem syna - twierdzi Sławomir Piestrzeniewicz. - Ale też nie naciskałem, by się tym zajmował.

Filip nie myśli, by zostać zawodowym iluzjonistą. Pragnie być filozofem prawa. Iluzję chce traktować hobbystycznie, tak by od czasu do czasu występować na scenie.

Epizody na iluzjonistycznej scenie ma za sobą także mama Filipa, Katarzyna. - Żona asystowała mi w czasie programów, jeździła ze mną po świecie - opowiada pan Sławomir. - Jednak nie przepadała za publicznymi występami. Postanowiła poświęcić się medycynie.

Najmłodsza z rodu Piestrzeniewiczów, Hania, uczennica szóstej klasy szkoły podstawowej, bardzo chciałaby zostać iluzjonistką. Pojawiła się z bratem w programie "Mam talent". Na razie tylko mu asystowała, ale może w przyszłości będzie kontynuować rodzinne tradycje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki