Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znane rody województwa łódzkiego: Rodzina Mollów ma medycynę w genach

Anna Gronczewska
W weekendy państwo Mollowie mogą nacieszyć się wnukami
W weekendy państwo Mollowie mogą nacieszyć się wnukami fot. archiwum rodzinne
Ród Mollów od pokoleń związany jest z medycyną. Jan Moll pierwszy w Polsce dokonał przeszczepu serca. Jacek to wybitny kardiochirurg, jego żona Jadwiga jest wspaniałym kardiologiem dziecięcym. Rodzinne tradycje kontynuuje młode pokolenie. Lekarzami byli też rodzice profesor Jadwigi Moll.

Senior rodu Mollów, Jan, był pionierem polskiej kardiochirurgii. Pierwszy w Polsce wszczepił sztuczną zastawkę, dokonał koronarografii, przeszczepił bypassy i serce. Pochodził z Kujaw. Urodził się 24 października 1912 roku w Kowalewie Pomorskim. Jego ojciec Tadeusz prowadził aptekę. Potem rodzina Mollów przeniosła się do Inowrocławia. Jan studiował medycynę w Poznaniu i we Francji, a dyplom lekarza uzyskał na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. W tym samym czasie na tej uczelni studiowali Stanisław i Hanna Leszczyńscy, rodzice jego przyszłej synowej. Stanisław Leszczyński był potem cenionym łódzkim ginekologiem, a jego żona Hanna - pediatrą.

W Kazanowie prof. Jan Moll przebywał podczas okupacji. Tu spotkał swoją żonę, Izabellę. Po wojnie dr Jan Moll pojechał do Poznania. Zajął się torakochirurgią. - To był czas, gdy gruźlicę leczyło się chirurgicznie - wyjaśnia prof. Jacek Mol. - Zresztą ojciec sam zaraził się gruźlicą, przeszedł leczenie. A dzięki torakochirurgii zainteresował się sercem.

W latach pięćdziesiątych przyjechał do Polski przedstawiciel amerykańskiej fundacji. Szukał lekarzy, których można by przeszkolić w kardiochirurgii. Prof. Jan Moll wyjechał na roczne stypendium do Minneapolis. Trzeba pamiętać, że pierwsze operacje kardiochirurgiczne zaczęto wykonywać w USA dopiero w latach pięćdziesiątych.

Po powrocie do Polski prof. Jan Moll zaczął myśleć o przeprowadzeniu operacji w tzw. krążeniu pozaustrojowym. Zaczął więc myśleć o skonstruowaniu pompy do krążenia pozaustrojowego. Jacek Moll miał wtedy 10 lat i chodził z ojcem do zakładów Cegielskiego na rozmowy z inżynierami.

Rodzina Mollów na stałe do Łodzi przeniosła się w 1963 roku. Profesor tworzył tu kardiochirurgię. Został kierownikiem II Kliniki Chirurgicznej AM w Łodzi w szpitalu im. Sterlinga, potem szefem Instytutu Kardiologii. 4 stycznia 1969 roku przeszczepił tu serce. Jacek Moll nie poszedł od razu w ślady ojca. Zamiast medycyny zaczął studiować na Politechnice Łódzkiej. Ale być może dzięki temu poznał swoją żonę. Przyszli profesorowie poznali się dzięki bratu pani Jadwigi, który studiował mechanikę na Politechnice Łódzkiej. Jego kolegą ze studiów był Jacek Moll. Jadwiga studiowała już wtedy medycynę.

- Jestem więc starszym doktorem niż mąż! - śmieje się prof. Jadwiga Moll. - Mąż medycynę zaczął studiować w tym roku, gdy skończył politechnikę.

Pani profesor przyznaje, że wpłynęła na decyzję męża. Bardzo chciała, by studiował medycynę. Jacek Moll wybierając się na nowe studia zyskał przychylność żony. Byli już bowiem małżeństwem, a na świecie był ich najstarszy syn Maciej.

Dobrali się trochę na zasadzie przeciwieństwa, są jak ogień i woda. Mają inne charaktery, ale znakomicie się rozumieją. Są razem już ponad trzydzieści lat!

Profesora Jana Molla pani Jadwiga poznała jeszcze na studiach. Zdawała u niego egzamin. Potem współpracowała z teściem. Zresztą tematem jej pracy doktorskiej były dzieci, które przeszły operacje kardiologiczne. Z profesorem Janem Mollem jeździła na różne zjazdy, sympozja.
W1983 roku profesor Jan Moll przeszedł na emeryturę. Zmarł na serce w 1990 roku podczas zjazdu mikrochirurgów we Wrocławiu.

Jacek Moll po studiach wyjechał do Zabrza, do kliniki kardiochirurgii. Wrócił do Łodzi z namaszczeniem profesora Zbigniewa Religi, by zajmować się kardiochirurgią dziecięcą.

Syn państwa Mollów, Maciej również został lekarzem. Kilka dni temu obronił doktorat. Pracuje razem z tatą w klinice kardiochirurgii Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Po studiach, tak jak ojciec, wyjechał na dwa lata do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Ale wrócił do Łodzi. Uznał, że najbardziej interesuje go kardiochirurgia dziecięca. W medyczne ślady rodziców idzie też najmłodsza córka Agnieszka. Studiuje na czwartym roku medycyny łódzkiego Uniwersytetu Medycznego. Jej mama zauważa, że Agnieszka nie ma może powołania naukowego, ale praktyczne, do pracy przy chorych. Sprawia jej to ogromną przyjemność. Przychodzi do domu i z pasją opowiada o chorych, o tym, że przeprowadziła z nimi wywiad. Nie wie jeszcze, jaką wybierze specjalizację, ale tak jak większa część jej lekarskiej rodziny chciałaby pracować z najmłodszymi pacjentami.

Dwie pozostałe córki państwa Mollów nie wybrały medycznej drogi. Anna była tenisistką. Wyjechała do USA, tam skończyła studia ekonomiczne. Teraz mieszka w Kalifornii.

Marysia jest anglistką. Z pasją uczy angielskiego w Szkole Podstawowej nr 44 w Łodzi, która nosi imię jej dziadka, Jana Molla.

Państwo Mollowie kilka lat temu przeprowadzili się pod Łódź. Żyją w domu oddzielonym od świata lasem. Ale nie ma dnia, wieczoru, by nie rozmawiali o pracy. Tak się składa, że mali pacjenci prof. Jadwigi trafiają na stół operacyjny do kliniki prof. Jacka. A po operacji wracają do kliniki jego żony. Potem muszą czasem być przez lata pod jej opieką.

- Nie da się wejść do domu, zamknąć drzwi i zapomnieć o tym, co było w szpitalu - mówi prof. Jadwiga Moll. - My przecież żyjemy ciągle problemami naszych pacjentów.

Pani Jadwiga mówi, że dzieci początkowo irytowały się, gdy rodzice ciągle mówili o szpitalu, pacjentach, ale z czasem do tego przywykły.

Pacjenci nie zapominają o ludziach, którzy ratowali im życie. W tym roku Jadwidze i Jackowi Mollom przyznano Order Uśmiechu, niedługo odbiorą to wyróżnienie. W ich gabinetach pełno jest zdjęć uratowanych przez nich dzieci, kartek z podziękowaniami, rysunków. Urodzona w 1995 roku Ania co roku, w rocznicę operacji, przysyła kartę, w której dziękuje za uratowanie życia...

W weekend do państwa Mollów zjeżdżają dzieci. Towarzyszy im już pięcioro wnucząt. Nie wiadomo, czy któreś z nich będzie kontynuować medyczne tradycje rodzinne. Najstarszy wnuk, 8-letni Jan Tobiasz na razie chce być... wynalazcą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki