Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znienawidzona Armia Czerwona w Łodzi

Joanna Leszczyńśka
Armia Czerwona na ulicach Łodzi
Armia Czerwona na ulicach Łodzi Muzeum Niepodległości w Łodzi
W styczniu 1945 roku wojska Armii Czerwonej witane były w Łodzi z radością. Jednak bardzo szybko uczucie wdzięczności zamieniło się w strach i nienawiść.

Okupacja, w tym jej ostatni akord, czyli zbrodnia na Radogoszczu, gdzie w nocy z 17 na 18 stycznia zginęło 1500 więźniów sprawiły, że z ulgą przyjęto wejście wojsk sowieckich. Jak twierdzi dr Janusz Wróbel, historyk z łódzkiego IPN, po pierwszych kontaktach z żołnierzami sowieckimi, wdzięczność wyparła niechęć, przerażenie, a później nienawiść. Wojska sowieckie stacjonujące w Łodzi zapracowały sobie na to rekwizycjami, rabunkami, rozbojami, gwałtami, a nawet popełnianymi zbrodniami.

- W oddziałach Armii Czerwonej w Łodzi stacjonowało kilka tysięcy żołnierzy - wyjaśnia dr Wróbel. - Te wszystkie ekscesy należy przypisać oddziałom tyłowym, bo frontowe, które przeszły przez miasto w styczniu i lutym 1945 roku nie miały czasu na dokonanie przestępstw, bo parły dalej. To właśnie frontowe oddziały Armii Czerwonej zapisały się tak fatalnie.

Oddziały te rekwirowały zakłady przemysłowe i budynki publiczne na kilka miesięcy. Dochodziło do dewastacji i wywożenia cennych urządzeń i surowców. Szczególnie dotknęło to gorzelnie i młyny. Sowieci zajęli bezprawnie budynki przemysłowe, mieszkalne i użyteczności publicznej i nie chcieli ich opuścić. Dyrektor jednej ze szkół skarżył się, że Sowieci mieli opuścić szkołę a nie zrobili tego i on nie może zacząć lekcji.

W marcu 1945 roku wojewoda łódzki informował starostów, że mija termin zwolnienia przez Rosjan zakładów i budynków publicznych, ale oni się z tym nie śpieszyli i zajmowali je jeszcze przez wiele miesięcy.

Stan bezpieczeństwa był wtedy fatalny. W rękach prywatnych było bardzo dużo broni, porzuconej przez Niemców. Dla ludności, spragnionej spokoju i poczucia bezpieczeństwa, najbardziej dokuczliwe były napady na domy i gwałty. Sowieci zabierali pieniądze, cenne przedmioty, ubranie, jedzenie i alkohol. Do napadów dochodziło też na drogach i szlakach kolejowych. Zatrzymywano samochody i wozy konne i grożąc użyciem broni żądano oddania przewożonych towarów, a nawet całego pojazdu. Napadano także na pasażerów w pociągu.

W samej Łodzi było trochę lepiej, gdyż było tu więcej milicji i bezpieki oraz polskiego wojska. Znacznie więcej ekscesów było na podłódzkiej wsi.

Były jednostkowe gwałty, ale zdarzały się też masowe. 3 lipca 1945 roku starosta powiatu łódzkiego informował wojewodę, że sowieccy żołnierze z transportu stacjonującego w dwóch pociągach na stacji Olechów napadli z bronią w ręku na wsie Zalesie, Olechów, Feliksin i Hutę Szklaną, rabując gospodarzom ich dobytek i gwałcąc polskie kobiety. Ludzie w panice porzucali cały dobytek i uciekali z domów. Starosta informował też, że Rosjanie zgwałcili w obozie dla Niemców w Olechowie 50 Niemek. Mimo interwencji bezpieki Sowieci następnego dnia to samo robili w innej wsi.

Konsekwencje napadów rabunkowych nierzadko były tragiczne. Podczas jednego z takich napadów w gminie Radogoszcz w końcu lipca 1945 roku Rosjanie postrzelili dziecko. Miesiąc później w Łagiewnikach brutalnie została zamordowana przez nich kobieta.

Do bulwersującego zajścia doszło 25 października 1945 roku w Jeżowie. Był dzień targowy. Pijani żołnierze radzieccy zaczęli rabować stragany. Część chłopów stawiła opór. Doszło do strzelaniny. Żołnierze rosyjscy zaczęli rzucać granaty. Sytuacja była dramatyczna. Komendant milicji zadzwonił do Brzezin i przysłano stamtąd posiłki milicyjne i bezpieki. Mimo polskiej interwencji, Rosjanie nie chcieli się poddać. Doszło do strzelaniny. Sowieci się wycofali i schronili w budynku. Dopiero, kiedy przyjechał oficer rosyjski, zawarto porozumienie, że napastnicy zostaną oddani pod sowiecki wojskowy wymiar sprawiedliwości, a Polacy odstąpią od próby ich aresztowania.

Z meldunku wysłanego ze starostwa brzezińskiego do Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi wynika, że w wyniku tej strzelaniny zginęło 17 osób, a wiele zostało rannych.
Łódzkie miało szczęście, bo tu oddziałów sowieckich było niewiele. Poza tym dość szybko zorganizowane władze polskie, co stanowiło pewien hamulec dla ekscesów. Na ziemiach odzyskanych wszystko było w powijakach. Sowieci uważali, że to ziemie niemieckie, które można grabić, sytuacja nie była jeszcze przesądzona. Dopiero w sierpniu w Poczdamie zapadła decyzja o granicy na Odrze i Nysie.

W Łodzi mieściła się centrala państwowego Urzędu Repatriacyjnego, placówki zajmującej się rozmieszczaniem w kraju Polaków, którzy przyjechali ze Wschodu. Władze namawiały, aby ludzie z centralnej Polski przenosili się na ziemie odzyskane, czyli na Pomorze, Dolny Śląsk czy w zielonogórskie. Sporo ludzi z łódzkiego zdecydowało się na to. Czasami kończyło się to fatalnie.

- Znalazłem informację o dwóch młodych ludziach z regionu łódzkiego, którzy postanowili odpowiedzieć na te apele i wybrali się do Szczecina z zamiarem osiedlenia się. Był 1945, czy może już 1946 rok. Wsiedli w Łodzi do pociągu, jadącego w kierunku Szczecina. Dojechali tylko do Stargardu Szczecińskiego, gdyż pociąg został zatrzymany przez wojska sowieckie, które wygarnęły wszystkich pasażerów. Dwóch młodych łodzian wcielono bez ich zgody do specjalnej brygady roboczej, którą skierowano na roboty, przeznaczone dla armii sowieckiej. Po iluś dniach udało im się uciec. Przedzierali się lasami, dotarli do Bydgoszczy, a stamtąd do Łodzi. Stracili ochotę na przenoszenie się na ziemie odzyskane.

Skoro jesteśmy przy przeprowadzkach, to w styczniu 1945 roku sowieci zmusili do niej kilkunastu polskich artystokratów, przebywających w pałacu w Walewicach. W pałacu tym mieszkali m.in.książę Janusz Radziwiłł, jego syn, Braniccy, Zamoyscy. Zostali tam aresztowani przez Sowietów i wywiezieni w głąb Związku Sowieckiego bez wiedzy komunistycznych władz polskich i bez podania powodu. Po prostu przyjechało NKWD i ich zabrało. Po drodze zatrzymały ich oddziały polskie. Doszło do przepychanki między Rosjanami a polskimi żołnierzami, ale enkawudziści ich przekonali, by wywieźć arystokratów do ZSRR. Przebywali tam do 1947 roku bez wyroku, bez oskarżenia o cokolwiek. Cóż, Sowieci robili, co chcieli.

Czy Polacy czuli się zupełnie bezbronni?

- Były skargi na zachowanie Sowietów - mówi Janusz Wóbel. - Ludzie meldowali milicji o rabunkach, a ta z kolei informowała władze administracyjne. Mamy też raport starostów, którzy piszą do urzędu wojewódzkiego, że tego rodzaju ekscesy mają miejsce i że trzeba reagować. Zachował się też dokument z ciekawej narady najwyższych władz partyjnych PPR w 1945 roku z udziałem Bieruta i Gomułki, gdzie ta sprawa jest omawiana. Władze doszły do wniosku, że trzeba prosić Stalina, żeby wydał rozkazy dyscyplinując oddziały sowieckie, gdyż ich przestępstwa mają duże znaczenie polityczne. Powodują, że ludzie odwracają się od nowej władzy. Zobowiązano też Bieruta, że ma interweniować w tej sprawie podczas wizyty w ZSRR, przygotowując specjalne pismo. Gomułka wspomina w pamiętnikach, że zachowanie Sowietów po wojnie komplikuje sytuację nowej władzy, która miała słabe poparcie w kraju. Jednak efekty tego były żadne.

W Łodzi funkcjonował przedstawiciel Armii Czerwonej. Przynajmniej była osoba, do której można było zwrócić się ze skargą i dowódca mógł ewentualnie interweniować. Tak było w przypadku Olechowa i Jeżowa. Często jednak te interwencje nie skutkowały.

- Znalazłem informacje, że komendant policji zgłosił się do oddziałów sowieckch, żądając oddania zrabowanych rzeczy, a skończyło się na tym, że go wyśmiali i przegnali. Znalazłem też w archiwum MSZ dokument z lat 40., gdzie eksperci prawni zastanawiają się, czy obywatele polscy mogą skarżyć Armię Czerwoną o dokonane rabunki i nadużycia. Eksperci odpowiadają, że jest to niemożliwe, gdyż żołnierze sowieccy korzystają z prawa zakrajowości i nie można ich stawiać przed polskim wymiarem sprawiedliwości...

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Znienawidzona Armia Czerwona w Łodzi - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki