Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zofia Uzelac: Szkoła filmowa jest naszą wizytówką [WYWIAD]

rozm. Anna Gronczewska
Zofia Uzelac
Zofia Uzelac Krzysztof Szymczak
Rozmowa z Zofią Uzelac, dziekanem wydziału aktorskiego PWSftviT w Łodzi.

Łódź to Pani rodzinne miasto?
Tak i to od pokoleń. Jestem łodzianką z krwi i kości.

Jaka jest więc Łódź według Zofii Uzelac?
Zawsze była dla mnie miastem, w którym kiełkowały drożdże teatru. Zawsze rodziło się tu coś dla sztuki, co promieniowało potem na całą Polskę. Przecież tu pracował Kazimierz Dejmek. Po wojnie w Łodzi rozpoczęło się całe życie kulturalne. Tutaj rodził się przemysł filmowy, powstało fantastyczne Muzeum Sztuki. Teraz, w tych nowych czasach, marzyłoby się, aby doprowadzić na nowo w Łodzi do narodzin sztuki nowoczesnej. To znaczy na przykład różnych form multimedialnych, które mogą powstawać dzięki naszej szkole filmowej. Wszystko mogłoby się zacząć w Teatrze Studyjnym. Marzę, by w Łodzi znów zaczęło się dziać coś ciekawego.

Kulturalna twarz miasta ukształtowała Panią?
Oczywiście! Przecież właśnie w Łodzi oglądałam przedstawienia Dejmka, Jana Maciejowskiego. Razem ze szkołą chodziłam na wycieczki, podczas których zwiedzałam łódzką Wytwórnię Filmów Fabularnych. Tu istniał przecież przemysł filmowy! Przez wiele lat było to jedyne takie miejsce w Polsce. Marzy mi się, by na nowo zaczęły tu funkcjonować wytwórnie filmowe, by przyciągnąć producentów do tej kolebki filmu polskiego.

A w jakim miejscu Łodzi się Pani wychowała?
W centrum miasta. Mieszkałam na rogu ulic Zielonej i Wólczańskiej. To miejsce niewiele się zmieniło, jeśli porównam je z czasami mojego dzieciństwa. Gdy tamtędy przejeżdżam, to z sentymentem patrzę na dom, w którym się wychowywałam.

Poznawała Pani miasto sama?
Na pewno wiele zawdzięczam rodzicom. To oni zaprowadzili mnie pierwszy raz do łódzkich teatrów. Potem z centrum przeprowadziliśmy się na Julianów. Dzięki temu pokonując drogę do szkoły przejeżdżałam przez całe miasto. Poza tym w moich czasach funkcjonowało świetnie harcerstwo. Byłam oczywiście harcerką. Organizowaliśmy różne przedstawienia, działaliśmy w mieście. A maturę zdałam w XXI LO imienia Bolesława Prusa. To liceum kończyło wielu aktorów, w ogóle artystów. Moją polonistką była Krystyna Ratajska. Organizowała różne akademie i zawsze brałam w nich udział. W XXI LO połknęłam teatralnego bakcyla.

Pamięta Pani pierwsze spotkanie ze szkołą filmową?
To był egzamin wstępny. Towarzyszyły mu niesamowite emocje. Nazwiska wielkich absolwentów szkoły, jak choćby Roman Polański czy Andrzej Wajda, działały na wyobraźnię. Ta wielkość szkoły, jej tradycja powodowały ogromną tremę i przerażenie. Na egzamin oczekiwały tłumy młodych ludzi. Za stołem w komisji siedzieli między innymi Jadwiga Chojnacka, Hanna Małkowska, Witold Zatorski, Andrzej May, Maria Kaniewska.

Szkoła filmowa to duma i wizytówka Łodzi?
My, łodzianie często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jaki mamy skarb. Jak znana i ceniona za granicą jest szkoła filmowa. Dla ludzi z nią związanych otwierają się wszędzie drzwi. Niedawno byłam w Londynie, w Narodowym Teatrze, na przestawieniu "Otella". Gdy dowiedziano się, że jestem z Łodzi, z PWSFTviT, to zaraz wszyscy podchodzili do mnie i pytali mnie, jaka jest ta szkoła. Szkoła filmowa w Łodzi i nazwisko Jerzego Grotowskiego na całym świecie kojarzone są z polską kulturą. Otwierają drzwi do wszystkich szkół artystycznych, znanych teatrów. Łódź rozsławiają też absolwenci naszej szkoły.

A na wydziale aktorskim PWSFTviT studiuje wielu łodzian?
Niestety za mało. Szkoda... Łodzianie mając na miejscu dom, oparcie, są bardzo potrzebni na naszym wydziale. Jest jednak tak ogromna konkurencja na egzaminach wstępnych, że trudno im zdobyć indeks. Na pierwszyrok zdaje bowiem około tysiąca młodych ludzi z całego kraju. Czasem na roku jest dwóch łodzian, czasami trzech.

Absolwenci wydziału aktorskiego zostają po studiach w Łodzi czy też szukają szczęścia w innych polskich miasta?
Różnie bywa. Zależy to od wielu czynników. Pewnie część bardzo chętnie zostałaby w Łodzi. Jednak sprawa zdobycia miejsca pracy w teatrze stała się losem na loterii.

Pani ma szczęście, że jest też związana z inną wizytówką miasta, czyli Teatrem imienia Stefana Jaracza...
Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Uważam, że to jeden z najlepszych teatrów w Polsce. Byliśmy niedawno na spotkaniach teatralnych w Warszawie. Napisano po nich, że jesteśmy najlepszym zespołem teatralnym w kraju.

Łodzianie doceniają ten teatr?
Na pewno. Chętnie przychodzą na nasze spektakle. Ciężko dostać na nie bilety, o czym przekonałam się nawet sama, gdy starałam się o wejściówki dla moich znajomych.

Jest Pani związana z Łodzią na dobre i na złe?
Niestety! A może dobrze? Pamiętam, że kiedyś ukazał się artykuł mówiący, że Łódź jest takim trójkątem bermudzkim dla młodych aktorów. Ale ja myślę, że nie jest to prawdą. Łódź jest specyficznym miastem. Jednak dla tych, którzy naprawdę chcą, jest bardzo dobrym miejscem dla rozwoju. Daje wiele możliwości. Zwłaszcza artystom. Bogactwem Łodzi są wyższe uczelnie. Kiedyś takie bogactwo stanowił przemysł włókienniczy, a teraz szkoły wyższe.

Czego by Pani życzyła Łodzi?
By wróciło to wszystko, co rodziło się w mieście zaraz po wojnie. Aby to wszystko zaczęło kiełkować. Marzę, by Łódź była znów stolicą polskiego przemysłu filmowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki