Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zrównoważony transport w Łodzi, a rowerowy bolszewizm

Błażej Lenkowski
Błażej Lenkowski
Błażej Lenkowski archiwum
Zrównoważony transport to idea, która połączyła jakiś czas temu w Łodzi bardzo wielu młodych i zdolnych ludzi. Z podziwem patrzę na rosnącą grupę uczestników Rowerowej Masy Krytycznej, a także zaangażowanie tej grupy w sprawy miejskie. To dobry przykład obywatelskiego zaangażowania.

Jednak ruch, który początkowo poruszał słusznie społecznie idee, proponował potrzebne rozwiązania w przestrzeni publicznej, chyba ostatnio zbyt się zradykalizował. To źle, bo przez nadmierną ortodoksję grupa ta może skonfliktować zbyt wielu mieszkańców miasta i tym samym w efekcie zablokować potrzebne zmiany. Nie można wpychać idei zrównoważonego transportu w prosty i fałszywy konflikt zmotoryzowani kontra rowerzyści (i ewentualnie piesi).

Zrównoważony transport, jak sama nazwa wskazuje, powinien dbać o jak najlepszą komunikację w miastach dla wszystkich, nie wykluczając żadnej grupy. Miejskie rozwiązania transportowe powinny służyć mieszkańcom w taki sposób, aby można było poruszać się po mieście możliwie najsprawniej i najbardziej komfortowo. Dotyczy to zarówno rowerzystów, jak i pieszych, kierowców, użytkowników transportu publicznego. Dlatego wspierając wiele postulatów zgłaszanych przez aktywistów Łódzkiej Masy Krytycznej czy Fundację Fenomen drastycznie przeciwstawiam się ich retoryce, która zaczęła upatrywać wielkiego wroga w kierowcach. Po prostu w rozwiązaniach dotyczących transportu miejskiego nie można budować narracji, w której jest grupa "dobra", czyli rowerzyści i grupa "zła", czyli kierowcy. To do niczego nie prowadzi.

A przecież należy pamiętać, że wiele postulatów grupy rowerowej jest bardzo potrzebnych. Budowa ścieżek rowerowych, ustawianie w różnych punktach miasta stojaków, do których można przypiąć rowery, to rozwiązania, które czynią miasto bardziej przyjaznym i nowoczesnym. To również propagowanie zdrowego trybu życia, aktywności fizycznej, jakże istotnej w erze wiecznego przesiadywania przed ekranami komputerów.

Trudno też nie zgodzić się z pomysłami dotyczącymi ograniczania natężenia ruchu samochodowego w ścisłym centrum miasta, na wąskich ulicach, gęsto zabudowanych kamienicami, gdzie korki tworzą się szczególnie łatwo. Problem polega na tym, że w pomysłach aktywistów rowerowych brakuje zupełnie takich, które również brałyby pod uwagę użytkowników samochodów.
Z trywialnego nieco hasła: "Dwa koła dobrze, cztery kółka źle" wyrosła jakaś potężna antysamochodowa krucjata. A przecież ludzie używają i będą używać samochodów, mają do tego prawo i walka z tym faktem wydaje mi się zupełnie bez sensu. Jest wręcz szkodliwa i blokuje sensowne rozwiązania. O ile łatwiej przecież byłoby postulować wyłączenie z ruchu samochodowego w centrum miasta kolejnych ulic, w imię walki z korkami, komfortu spacerowania po ścisłym centrum, stanu kamienic itd., jeśli w tym samym czasie równie głośno postulowalibyśmy budowę wielopoziomowych, tanich parkingów na granicy wjazdu do ścisłego centrum, w rejonach al. Piłsudskiego czy Kościuszki. Tanich, ponieważ to tam powinny być zachęty do parkowania, w odróżnieniu od parkowania na chodnikach przy wąskich jezdniach, co przeszkadza często zarówno pieszym, jak i kierującym innymi pojazdami. Takie parkingi mogłyby również dać szansę na ożywienie ulicy Piotrkowskiej, dawałyby szansę na nowy impuls do rozwoju funkcji handlowych tej ulicy. Niestety, takiego postulatu z ust aktywistów rowerowych jakoś głośno nie mogę usłyszeć.

Coraz częściej natomiast odnoszę wrażenie, że mam do czynienia ze strony grupy rowerowej z krucjatą. Z kierowców zrobiono wroga, a na rzecz wroga przecież się nie działa. Tyle że taka retoryka i sposób działania nie mają nic wspólnego z kreowaniem zrównoważonego transportu. To, jak powiedziała jedna z moich znajomych, szerzący się "rowerowy bolszewizm" zamiast poszukiwania rozwiązań dobrych dla możliwie największej grupy mieszkańców miasta.
W Łodzi mamy w sumie dość ograniczoną liczbę aktywnych organizacji pozarządowych i społeczności. Bardzo bym nie chciał, aby jedna z najprężniejszych z nich przeszła z promowania ruchu rowerowego do krucjaty przeciwko kierowcom.

Autor jest politologiem, prezesem Fundacji Industrial, wydawcy czasopisma "Liberte" (www.liberte.pl)

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki