Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnice zaginięć koło Łodzi. Zwłoki w Starowej Górze i zaginiona rodzina. Pojechaliśmy sprawdzić, co tam się dzieje

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Miejsce poszukiwań zaginionej Małgorzaty
Miejsce poszukiwań zaginionej Małgorzaty policja/archiwum Dziennika Łódzkiego/Anna Gronczewska
Poznajcie historię tajemniczych zaginięć ludzie w Starowej Górze koło Łodzi. Gosię znali wszyscy w Starowej Górze. Tu się urodziła, wychowała. Potem mieszkała tu z synami i partnerem. Tyle, że o jej zaginięciu mało już kto pamiętał. Wszyscy mówili o Bogdańskich.

Tajemnice zaginięć ze Starowej Góry. Co dzieje się koło Łodzi?

Pięcioosobowa rodzina Bogdańskich zaginęła w kwietniu 2003 roku. Właśnie minęło 20 lat od tych wydarzeń. Nagle rodzice, dwoje dzieci i babcia zapadli się pod ziemię. Mieszkali w Starowej Górze, blisko granicy z Łodzią. Kiedy odwiedzaliśmy tę miejscowość wiele osób przypominała, że to nie jedyna taka sprawa. - Zaginęła tu jeszcze jedna dziewczyna! - przypominali. - To było już po zaginięciu Bogdańskich. Ona też mieszkała w Starowej Górze.

Jej historia ma swój początek w 2007 roku. W niewielkim domku w Starowej Górze razem z dwoma synami i partnerem mieszała 39-letnia Małgorzata B.

- Bardzo dobrze znałam Gośkę! - zapewnia jedna z mieszkanek Starowej Góry.-Chodziła z moją córka do szkoły. Znałam jej mamę, siostrę. Zresztą siostra mieszka dalej w Starowej Górze.

Sąsiedzi Małgorzaty opowiadają, że była ładną, bardzo miłą dziewczyną. - Cała rodzina jest porządna – dodają. - Gosia miała oryginalną urodę. Wyszła za mąż za Algierczyka. Ma z nim starszego syna. Młodszy jest dzieckiem partnera. Wiemy, że jakiś czas mieszkała w Algierii, ale wróciła do Polski. Na nowo ułożyła sobie życie.

Małgorzata pracowała w zakładzie krawieckim przy ulicy Mierzejowej w Łodzi. Była szwaczką. Teoretycznie do pracy nie miała daleko. Jednak wcześniej musiała dotrzeć na przystanek autobusowy w Łodzi, przy ulicy Granicznej. - Nie miała daleko – wyjaśniają jej sąsiedzi. - Może 500 – 700 metrów. Musiała jednak przejść przez las.

Nie było to przyjemnie dla kobiety, zwłaszcza zimą, jesienią. Dlatego wtedy na przystanek odprowadzał ją partner z psami. Czekał na nią, gdy wracała z pracy. Latem i wiosną chodziła sama. Było widno, znała okolicę, nie miała się kogo bać…

26 lipca 2007 roku Małgorzata wyszła rano do pracy. Było około godziny 5.40 kiedy opuściła dom. Partner i synowie jeszcze spali. Jak zwykle poszła przez las do pracy...Ale tam nie dotarła. Nie wróciła też do domu. - To było do niej niepodobne! - twierdzą jej znajomi. - Była obowiązkowa, nie zdarzyło się, by nie wróciła do domu - dodają.

Jeszcze 26 lipca rodzina zawiadomiła policje.

"Wiek z wyglądu 39 lat, wzrost około 171 -175 centymetrów, sylwetka szczupła wysmukła, waga około 65 kilogramów, oczy ciemne, włosy koloru kasztanowego faliste długie. Twarz owalna, cera naturalna, nos średni prostolinijny, uszy normalne, wargi średnie, uzębienie zniszczone paleniem papierosów, buty typu klapki siateczkowe koloru czarnego. Na lewym ramieniu tatuaż w kolorze niebieskim przedstawiający motyw roślinny. W dniu zaginięcia była ubrana w spodnie typu dżinsy koloru jasnoniebieskiego z haftem na nogawce „motyl”, innych danych brak." - taki komunikat o zaginionej Małgorzacie ukazał się w prasie i na portalach internetowych.

Rozpoczęły się poszukiwania. W Starowej Górze pojawiły się oddziały policyjne z psami, latały helikoptery. Sprawdzano rodzinę, znajomych... Jednak mijały dni, tygodnie, potem miesiące i lata, ale dalej nie było wiadomo co stało się z Małgorzatą.

- Rodzina przypuszczała, że może nie żyć, ale do końca ma się nadzieję - twierdzą sąsiedzi.

Jeden z nich przypomina sobie, że pod koniec roku w grudniu pojawiły się ekipy i zaczęły kopać w lesie. - Myśleliśmy, że to jakiś developer przygotowuje teren pod budowę – mówi. - A tu szukali tej Gosi. Ja nawet jej nie znałem, bo do Starowej Góry sprowadziłem się jak już zaginęła. Opowiadali o jej sprawie sąsiedzi. A ja mieszkam bardzo blisko jej domu.

Dom Małgorzaty wygląda na nie zamieszkały. Jej synowie są już dorośli. Gdy zaginęli jeden miał 9 lat, drugi kilkanaście. Zajęła się nimi mama Małgorzaty..

Informacja o tym, że znaleziono Gośkę spadła na mieszkańców Starowej Góry jak grom z jasnego nieba. Nie wierzyli, że sprawa jej zaginięcia kiedyś się rozwiąże. - Nie możemy uwierzyć, że Gośkę odnaleźli! - mówią. - I podobno zabił ją chłopak z okolicy - dodają.

Informowaliśmy o tym na bieżąco

Z podanego przez policję komunikatu wynika, że od grudnia przekopano około hektarowy obszar w okolicach Starowej Góry. Na trasie, którą do przystanku pokonywała Katarzyna. W pracach brali udział archeolodzy, antropolodzy. Do przełomu doszło 24 maja tego roku. Wtedy w Starowej Górze, blisko granicy z Łodzią znaleziono szczątki kobiety. Była to zaginiona 16 lat temu Małgorzata B.

- Rozwikłanie zaginięcia sprzed 16 lat to efekt żmudnej pracy łódzkiego Archiwum X Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji – można było przeczytać w komunikacie policyjnym. - W skład zespołu wchodzą doświadczeni policjanci. Ich zadaniem jest analiza spraw, które przed laty zostały umorzone, a które przy wykorzystaniu najnowszych technik badawczych mają szanse na rozwiązanie.

Krótko po odkryciu grobu Małgorzaty B. policjanci ujęli podejrzanego. To 42-letni mężczyzna. Mieszkał w okolicy, ale na terenie Łodzi. Miał przyznać się do winy. Jak wyjaśniał Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi, zabójca zaplanował morderstwo.

Już 25 lipca zobaczył ją na przystanku autobusowym. Potem w lesie wykopał grób. - Następnego dnia czekał aż ofiara będzie szła w kierunku autobusu, którym dojeżdżała do pracy – mówi prokurator Krzysztof Kopania. - Napastnik najpierw próbował wykorzystać kobietę, a potem ją zabił, mocno uderzając w głowę, dusząc i dociskając klatkę piersiową kolanami. Przeniósł ciało do wykopanego dołu, gdzie je zakopał - dodaje.

Mężczyzna usłyszał zarzut zabójstwa ze zgwałceniem. Grozi mu za to od 12 lat więzienia do dożywocia. Został aresztowany na trzy miesiące. Gdy zabił Gosię miał 26 lat..

Policja nie zdradza jak wpadła na trop zabójcy. Nie chce powiedzieć czy sam się zgłosił, czy ktoś go wydał..

Bogdańskich też znajdą?

W Starowej Górze zastanawiają się czy uda się też kiedyś rozwikłać zaginięcie rodziny Bogdańskich, To najsłynniejsze zaginięcie w Polsce. Bogdańscy byli normalną, bardzo porządną rodziną. Nigdy nie notowaną w policyjnych kartotekach. Bożena i Krzysztof poznali się w technikum łączności. Ta szkolna miłość skończyła się w 1985 roku na ślubnym kobiercu. Dwa lata po ślubie na świat przyszła Małgorzata, a po sześciu Jakub.

Kilka lat mieszkali w centrum Łodzi, ale postanowili wybudować się na działce rodziców Bożeny w Starowej Górze. W tym czasie Bogdańskim powodziło się nieźle. Krzysztof prowadził firmę sprowadzającą z zagranicy części komputerowe. Interes kwitł. Nie tylko wybudowali dom, a przed nim parkowało volvo warte kilkadziesiąt tysięcy złotych. Z czasem jednak rodzina popadła w kłopoty finansowe. Polski rynek zaczął zalewać sprzęt komputerowy i elektroniczny sprowadzany z Chin. Jednoosobowa firma Krzysztofa nie była w stanie wygrać z konkurencją.

Policjanci ustalili, że wtedy Bogdański zaczął handlować pirackim oprogramowaniem do Play Station i Wizji TV na giełdzie ze sprzętem elektronicznym i komputerowym na łódzkim ŁKS-ie. Problemy finansowe były coraz większe, a Bogdańscy dalej chcieli żyć na poziomie, którzy osiągnęli. Zaczęli zaciągać kredyty, pożyczać pieniądze od bliższych i dalszych znajomych. Bogdański zaczął też grać na internetowej giełdzie finansowej, gdzie nie zawsze dopisywało mu szczęście. Policjanci obliczyli, że przed zniknięciem jego zadłużenie mogło sięgnąć miliona złotych. Jednak są i tacy, którzy twierdzą, że długi są większe...

Tuż przed zaginięciem zrobili maksymalne debety na karta kredytowych. Nie brakowało pośród nich i złotych kart.. W kwietniu 2003 roku rodzina Bogdańskich przepadła bez wieści. Zaginął Krzysztof, Bożena, Małgosia, Kuba i matka Krzysztofa.

Sąsiedzi Bogdańskich wierzą, że może kiedyś Bogdańscy się odnajdą. - Matka Bożeny tu przyjeżdża, choć ma kłopoty z chodzeniem – mówią. - Ojciec Bożeny to tak przeżył tę sprawę, że umarł. Nie mógł się pogodzić z tym co się stało.

Dom jest zadbany, w ogródku rosną truskawki, wykoszono trawę. Nie wygląda na to, że został opuszczony 20 lat temu. - Niedawno był tu przedstawiciel banku z Warszawy – mówi jedna z sąsiadek. - Tak się przedstawił. Pytał czy ktoś bywa w tym domu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki