Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie po eksmisji. W Łodzi mieszkania socjalne bez toalet. Jak żyją eksmitowani lokatorzy? Reportaż o eksmitowanych łodzianach

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Anna marzy, by jej nowe mieszkanie miało choć 20 metrów kwadratowych. Adam już się pogodził, że razem z żoną i córką będzie mieszkał w jednym pokoju, bez toalety. Wanda chciałaby dostać zezwolenie na zrobienie łazienki...
  • Jak wygląda eksmisja w Łodzi?
  • Mieszkania socjalne dla eksmitowanych łodzian.
  • W jakich warunkach mieszkają eksmitowani.
  • Jak działa Zarząd Lokali Miejskich w Łodzi?
  • Reprywatyzacja łódzkich kamienic.
  • Prywatne kamienice w Łodzi.

Eksmisje w Łodzi: Byli sąsiedzi z jednej kamienicy

Wszyscy mieszkali w jednej kamienicy przy ul. Grabowej. Dostali wyroki eksmisyjne i muszą wyprowadzić się do nowych mieszkań socjalnych. Adam już się przeprowadził. Od tygodnia mieszka przy ul. Łagiewnickiej. Dostał tam pokój, który ma 22 metry. Do jego mieszkania prowadzą schody pamiętające czasy getta. Na klatce odrapane ściany...

- Tak mieszkamy - mówi Adam, wskazując swoje mieszkanie. W 22-metrowym pokoju stoją jeszcze pudła, bo rodzina nie zdążyła się rozpakować.

- Nie wzięliśmy z ul. Grabowej połowy mebli -tłumaczy Adam. - Segment tu się nie zmieści. Teraz jak mamy rozkładać drugą wersalkę, to trzeba odsuwać te wszystkie pudła.

Adam przy ul. Grabowej mieszkał 27 lat. Twierdzi, że gdy się tam wprowadzał, to kamienica była niczyja. To znaczy nie miała właściciela. Ale właściciel się odnalazł.

- To był taki starszy pan, który zbierał pieniądze i leczył ludzi z naszej kamienicy ziołami - opowiada. - Potem kamienicę przejęła jego córka, która mieszka we Włoszech. Ona oddała ją w zarząd administracji. Jednej, drugiej. Ale jakiś czas temu ją sprzedała. Pojawili się nowi właściciele.

Adam z żoną i córką mieszkał w blisko 40-metrowym mieszkaniu. Na własny koszt zrobił sobie łazienkę, ubikację. Do pewnego czasu płacił czynsz regularnie.

- Kiedy podnieśli go do 800 złotych, to przestałem - tłumaczy. - Miałem wybór. Pieniądze przeznaczyć na leki i jedzenie czy na czynsz. Na wszystko nie starczało. Tym bardziej że żona od lat ciężko choruje, ja też zdrowia nie mam. Sprawa trafiła do sądu, dostaliśmy eksmisję, ale z lokalem socjalnym. Nie wiem nawet, ile tego zadłużenia było.

Adam opowiada, że chciał tylko jednego: mieszkania z toaletą. Żona od 2008 roku choruje. Wtedy miała pierwszy zawał. W sumie przeszła już cztery. Ma też cukrzycę, bierze leki moczopędne.

- Wezwali nas do administracji i podpisaliśmy decyzję o przyznaniu lokalu socjalnego, chociaż wcześniej go nie oglądaliśmy - żali się Adam. - Podawaliśmy naszą sytuację, ale tego nie uwzględnili... Nie mamy ubikacji, nawet nie da się jej zrobić. W mieszkaniu jest tylko woda i zlew, a o toalecie na podwórku szkoda mówić, strach tam wejść. Będziemy płacić około 200 złotych czynszu.

Do toalety na Rynek Bałucki

Żona Adama już się pogodziła z tym, że będą mieszkać przy ul. Łagiewnickiej. Przez 22 lata pracowała w „Zenicie” przy ul. Sienkiewicza, potem sprzątała na Uniwersytecie Łódzkim. Jakoś sobie radzili, dopóki nie wysiadło zdrowie.

- Jestem na rencie chorobowej, dostaję co miesiąc 1200 zł - mówi żona Adama. - Mąż też nie ma zdrowia. Powinien mieć dietę bezglutenową, ale nie stać nas, by ją stosować. Ma kłopoty z płucami. Teraz jest na zasiłku chorobowym. Wcześniej pracował w firmie sprzątającej.

Adam i jego żona martwią się, jak będzie teraz wyglądało ich życie. Córka studiuje biologię na Uniwersytecie Łódzkim, musi mieć spokój do nauki. A jak uczyć się w takich warunkach? Najbardziej jednak żałują, że nie ma toalety.

- Musimy sobie jakoś radzić - mówi żona Adama. - Ja chodzę do toalet na Rynek Bałucki. Płacę złotówkę.- Jestem na rencie chorobowej, dostaję co miesiąc 1200 zł - mówi żona Adama. - Mąż też nie ma zdrowia. Powinien mieć dietę bezglutenową, ale nie stać nas, by ją stosować. Ma kłopoty z płucami. Teraz jest na zasiłku chorobowym. Wcześniej pracował w firmie sprzątającej.

W ciągu ostatnich 5 lat miasto wynajęło ponad 2000 mieszkań socjalnych, z tego około 1500 to lokale dla osób, którym przyznał je sąd po eksmisji z wcześniej zajmowanego mieszkania. Ponad 500 osób wynajęło je z innych powodów. Są to osoby, które nie miały innego miejsca zamieszkania, a miały bardzo niskie dochody.

Jak wytłumaczono nam w Urzędzie Miasta Łodzi, administrator bierze pod uwagę przy wynajmie mieszkań stan zdrowia osoby wynajmującej, ewentualną niepełnosprawność, wiek, czy jest to osoba wynajmująca mieszkanie samodzielnie, czy może rodzina z dziećmi. Na przykład osoba z niepełnosprawnością dostanie mieszkanie na niskiej kondygnacji budynku.

- Jest jednak jedno „ale” - zastrzega Jolanta Baranowska z zespołu prasowego Urzędu Miasta Łodzi. - W przypadku osób eksmitowanych z mieszkań gminnych, siłą rzeczy, miasto ma większą wiedzę o danej rodzinie. Zaś w przypadku eksmisji z nieruchomości prywatnych zazwyczaj ta wiedza jest zerowa. Wynika to z tego, że eksmisję prowadzi prywatny właściciel nieruchomości, zlecając to komornikowi. Miasto dostaje tylko suchy wyrok z informacją, że potrzebny jest lokal socjalny.

Mieszkania socjalne w Łodzi: Cztery kąty na 14 metrach

Wanda i jej mąż od marca żyją na walizkach, w bałaganie. Tak jak Adam mają się przeprowadzić z ul. Grabowej na ul. Łagiewnicką, tylko do innej kamienicy. Ale nie podpisali jeszcze umowy. Na ul. Grabową wprowadzili się 40 lat temu. Miasto przydzieliło im to mieszkanie. Na początku był to 14-metrowy pokój. Mąż wychował się w domu dziecka, ona przyjechała do Łodzi spod Płocka. 22 lata pracowała w Łódzkiej Wytwórni Papierosów, mąż w zakładach budowlanych. Na początku cieszyli się, że mieli swoje cztery kąty. Było jednak bardzo ciasno, zaczęli starać się o większe mieszkanie.

- Syn miał iść do szkoły, mieszkanie było za małe, byśmy się pomieścili w trójkę - opowiada Wanda. - Dziecko mieszkało u babci. Ale umarła sąsiadka mieszkająca przez ścianę i dostaliśmy pokój po niej. W sumie mieliśmy 39 metrów. Była osobna kuchnia, ubikację i prysznic zrobiliśmy na własny koszt.

Wanda jednak cały czas miała nadzieję, że dostanie mieszkanie w blokach. Mieli nawet wpłacony cały wkład mieszkaniowy.

- Ale w 2004 roku spółdzielnia przestała istnieć, straciliśmy nadzieję na mieszkanie w blokach - dodaje Wanda.

Przez wiele lat płacili czynsz, ale gdy kamienicę przejęli prywatni właściciele, wszystko się zmieniło. Czynsz zaczął iść w górę. Mąż Wandy ciężko zachorował. Miał raka krtani, cierpi na niewydolność krążenia. Wanda też trafiła do szpitala.

- Jeden z zarządców obniżył czynsz o 50 groszy z metra kwadratowego - opowiada Wanda. - Pomyśleliśmy, że trafił się wreszcie dobry człowiek. Ale kilka miesięcy potem była taka podwyżka, że czynsz wzrósł do 800 złotych. Mieliśmy 1460 zł zadłużenia. Był to 2018 rok. Sprawa trafiła do sądu. Zawarliśmy ugodę. Razem z kosztami sądowymi miałam zapłacić 2000 złotych. Spłacałam to, ale od tego czasu za czynsz nie płacę. Tylko za śmieci... Dostaliśmy eksmisję.

Nie podpisali jeszcze umowy na wynajem lokalu przy ul. Łagiewnickiej. Administratorka powiedziała, że dostaną klucze, jak ją podpiszą. Mieszkanie ma 29 metrów. To pokój z kuchnią.

- Jest na parterze, więc widziałam je przez okno - opowiada Wanda. - Nawet nam odpowiada. Boimy się tylko, że nie dostaniemy zgody na założenie ubikacji. Jeden radca prawny powiedział nam, że gdy zrobimy to bez zgody, to każą nam ją rozebrać i jeszcze zapłacimy wysoką karę.

Zarząd Lokali Miejskich nie dostaje żadnej informacji o stanie zdrowia osoby eksmitowanej czy jej niepełnosprawności.

- Tak też było w przypadku Grabowej 18 - dodaje Jolanta Baranowska. - Tu dostaliśmy od prywatnego właściciela tylko 5 wyroków z prawem do lokalu socjalnego. Ani sam prywatny właściciel, ani eksmitowane rodziny nie dostarczyły nam żadnych dokumentów, żadnych dodatkowych informacji o sobie, stanie zdrowia. Dodam, że trzy z tych pięciu lokali już zostało wynajęte. Rodziny mieszkają w wyremontowanych przez miasto mieszkaniach. Zaś dwa ostatnie lokale, dla dwóch rodzin z Grabowej 18, są w trakcie remontu.

Anna, tak jak jej sąsiadka Wanda, żyje na walizkach. Na Grabową wprowadziła się w 1981 roku. Dostała 15-metrowy pokój. Córka miała wtedy 6 lat. Sama ją wychowała i zarabiała na życie, pracując jako kucharka w gastronomii, później w szkole. Starała się o większe mieszkanie.

- Nawet nam przydzielili lokal na ul. Starorudzkiej, ale nie przyjęłam - wspomina. - To daleko, co ja bym tam sama z dzieckiem zrobiła. Ale zwolniło się mieszkanie przez ścianę i je dostałam. Miałam w sumie 37 metrów. Nie było źle. Na własny koszt zrobiłam łazienkę.

Wszystko zaczęło się psuć, gdy kamienicę przejęli prywatni właściciele.

- No i były podwyżki - żali się Anna. - 500 zł, 550, 600, 650 zł. Choć mam takie mieszkanie jak Wanda, to płaciłam mniej. Mieszkam sama, a oni żądają 100 zł od osoby.

Albo na czynsz, albo na leki

Pojawiły się długi. Anna miała złamany kręgosłup. Mówi, że większość emerytury idzie na leki. Musi mieć rehabilitację. Wszystko kosztuje. Na czynsz nie starczało. W końcu musiała opuścić ten 15-metrowy pokój, w którym na początku mieszkała. Tam miała zrobioną ubikację.

- Zostałam bez toalety, bo tę na podwórku zlikwidowano - mówi kobieta. - Na szczęście sąsiadka użycza mi swoją ubikację.

Annie przydzielono mieszkanie w piętrowej kamienicy przy ul. Paderewskiego. Ma 14 metrów kwadratowych. Z wygód jest tylko woda...

- Mam tylko jedno marzenie, by to mieszkanie miało choć 20 metrów, to bym sobie poradziła, zrobiła ubikację - marzy Anna, patrząc na rzeczy popakowane do pudełek. - Wielu mebli nie zabiorę, bo przecież i tak tam się nie zmieszczą...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki