Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyję teraz bez Kościoła. Jestem szczęśliwa

Redakcja
Artur Kostkowski
Z Dorotą Pietrzak, nauczycielką, która wypisała się z Kościoła rozmawia Matylda Witkowska:

Dlaczego akurat teraz zdecydowała się pani powiedzieć Kościołowi "nie"?

Bo jestem ateistką, moje duchowe odejście od Kościoła nastąpiło już dawno temu. Więc chciałam być uczciwa wobec siebie. Bycie niewierzącym antyklerykałem i jednocześnie członkiem Kościoła to sprzeczność. Decyzję podjęłam cztery lata temu, ale zawsze coś stawało na drodze. Podczas organizowanego przez portal apostazja.pl Tygodnia Apostazji w końcu się za to wzięłam. Zabrało mi to dwa miesiące, ale się udało.

Niektórzy mówią, że w kancelarii parafialnej bywa ciężko. Jak było u Pani?

Były straszne problemy. Pierwsze moje spotkanie z wikarym było nieprzyjemne. Ksiądz mnie wyrzucił i odesłał do kurii, twierdząc, że to nie leży w jego kompetencjach. Potem rozmowy odstraszające długo prowadziła ze mną pani w kancelarii. Po dwóch miesiącach udało mi się umówić z proboszczem. I muszę przyznać, że był on bardzo miły. Podpisałam wszystkie wymagane dokumenty.

Jak się pani w tym momencie czuła?

Fantastycznie. Duchowo w momencie podpisania tego aktu odczułam ogromną ulgę, poczucie spełnienia obowiązku, ale też i uwolnienia. Czułam się jakbym wyszła z kąpieli, byłam taka świeża i czysta.

Brzmi prawie jak jakieś przeżycie mistyczne.

Dokładnie. Tak samo czułam się gdy w wieku 12 lat poszłam do spowiedzi, a potem do komunii. Wtedy też czułam się taka lekka, niewinna i czysta, jak po dokładnym umyciu się.

Czyli miała Pani całkiem poważne życie religijne.

Miałam, i to długo. Pochodzę z bardzo katolickiej rodziny. Na religię chodziłam od piątego roku życia, byłam u Pierwszej Komunii i bierzmowania. To nie było wcale powierzchowne. Modliłam się naprawdę żarliwie. Bardzo przeżywałam też rekolekcje. Wtedy były naprawdę ciekawe. Niektóre historie do tej pory pamiętam. Mając 14-15 lat zaczęłam samodzielnie myśleć. Bardzo dużo czytałam na temat filozofii, religii, historii kościoła. Czytałam, czytałam i pomału odchodziłam od wiary.

Zna pani taką książkę, po przeczytaniu której człowiek staje się ateistą?

Nie znam. A zresztą tak od razu to się nie dzieje, zwłaszcza jeśli od dziecka jest się indoktrynowanym. U mnie trwało to około siedmiu lat. W wieku dwudziestu kilku byłam już pewna, że nie wierzę w żadnego osobowego Boga. Choć nie wykluczam sił, które istnieją, ale są niedostrzegalne przez nasze zmysły.

Jak się Pani żyło z takim odkryciem?

Zaczęłam głośno mówić o swoich przemyśleniach. I, niestety, najgorzej zareagowała rodzina. Kpiono ze mnie, byłam wyśmiewana i tępiona. Wystarczyło, że w rodzinie był ślub kościelny, i zaraz słyszałam, że jak na niego pójdę, to wszystkie święte obrazy ze ścian świątyni pospadają! Potem to się skończyło. Na szczęście ani w pracy, ani w żadnym innym środowisku nigdy nie miałam nieprzyjemności. Jestem nauczycielką - dyrekcja, rodzice i uczniowie zawsze to akceptowali.
Ateizm wpłynął na Pani życiowe decyzje?

Tak, bo wiedziałam, że to ja jestem kreatorem swojego życia, i że poza wypadkami losowymi to ja o wszystkim decyduję. Pojawiło się poczucie umiłowania życia, poczucie, że ma ono sens, bo zależy ode mnie. Czułam radość, że żyję.
Pozbyłam się poczucia winy, gdy zrobiłam coś, co kościół uważa za grzeszne. Mogłam żyć bez upodlenia, zwłaszcza w sferze seksu.

Dzieci wychowała Pani na ateistów. Nie było w tej sprawie presji rodziny?

Mój syn jest nieochrzczony. Moja mama przyjmowała księdza po kolędzie i ze trzy razy podczas kolędy kapłan mnie dopadł i proponował chrzest. Ale zawsze robił to bardzo grzecznie i sympatycznie. Rodzina naciskała, ale w końcu dała sobie spokój.
Babcia była bardzo wierząca, skończyła cztery klasy podstawówki. Przeprowadziła ze mną poważną, delikatną rozmowę, że może warto ochrzcić syna... Ale nie mogłam obiecać publicznie że wychowam dziecko w wierze katolickiej. I na tym się namawianie skończyło.

A gdy mały pytał, co będzie po śmierci?

Nigdy nie ukrywałam swoich poglądów na te sprawy, ale pozwalałam synowi chodzić z babcią do kościoła, żeby miał otwarty umysł i mógł zdecydować. Ale on ma taki światopogląd, jak ja. Nie był ochrzczony, nie był u komunii, ale nie miał z tych powodów żadnych przykrości. Gdy tylko pojawiał się w szkole, kilkoro dzieci z religii się wypisywało...

Wracając do szkoły: dyrekcja nigdy nie kazała Pani chodzić na święcenie tornistrów?

Nie. Wiedzieli, że u mnie coś takiego nie przejdzie. Nie chodziłam na rekolekcje, a moje klasy zwykle nie miały wigilii, chyba że bardzo chciały i same sobie zorganizowały. Mama mojej uczennicy zaprosiła mnie na przyjęcie pierwszokomunijne. Bardzo się krępowała, że to głupio odbiorę...

I poszła Pani?

Oczywiście. Tak samo jak chodzę na śluby kościelne bliskich mi ludzi. Nie klękam, nie żegnam się, ale robię to dla nich. I zapewniam panią, że żadne obrazy ze ścian nie spadają.

Czy pierwsza Wielkanoc bez Kościoła będzie szczególna?

Świąt Wielkanocnych nigdy nie obchodziłam. W święta będzie lepsze jedzenie niż na co dzień. Co prawda bez typowych polskich potraw, bo jesteśmy wegetarianami. Dla nas są to po prostu dni wolne od szkoły.

Wigilia też świecka?

Obchodziłam ją, dopóki żyła mama - był opłatek, ale bez kolęd. Nie mam choinki, ale dajemy sobie prezenty. Mam teorię, że to "impreza" z okazji ponownych narodzin Słońca, które chrześcijaństwo zaadaptowało na swoje potrzeby.

Nie myśli Pani o tym, co będzie "po tamtej stronie"?

Nie wykluczam, że może istnieć jakaś forma zmiany świadomości. Ale nie zastanawiam się nad tym głębiej, bo póki żyję prawdy i tak nie odkryję. Staram się jak najlepiej rozwijać swój potencjał. I chyba jako jedyna z ludzi wokół mnie jestem naprawdę szczęśliwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki