PIŁSUDSKIEGO/KILIŃSKIEGO
Działkę drogo sprzedamy. Jak tylko ją wyprostujemy...
Nie jest narożnik u zbiegu alei Piłsudskiego i ulicy Kilińskiego tak oklepanym przykładem degeneracji miejskiej przestrzeni, jak kilka adresów przy ulicy Zachodniej, jednak i tu oczy aż bolą z żalu. Ścisłe centrum, pokaźnych rozmiarów trawnik (bo ciężko to nazwać skwerem), przylegający do działki dawnego Philipsa, w głębi kompletnie zrujnowane oficyny kamienic.
Jednocześnie jest to jedno z tych miejsc, które niezmiennie od lat uchodzą za potencjalnie doskonały teren inwestycyjny, na którym można budować do wysokości kilkunastu pięter. Gdyby tylko grunt ten był na sprzedaż w rozsądnej cenie. Co do drugiego warunku, czyli ceny, ciężko coś powiedzieć konkretnego, jako że nie jest spełniony pierwszy warunek - działka wciąż jest nie do kupienia. Może będzie pod koniec 2014 roku...
Teren należy do gminy Łódź, która od lat nie jest w stanie rozpisać przetargu. Jak informuje magistrat, trwają wciąż postępowania o zwrot nieruchomości wywłaszczonych, niezakończone jest postępowanie w sprawie podziału tych nieruchomości, zaistniała też konieczność podziału jednej działki w związku z planowaną drogą, obsługującą teren inwestycyjny. Rozstrzygnięcie zaś tych kwestii wpłynie na ostateczną wielkość i kształt parceli, a co za tym idzie - jej cenę.
Kilka lat temu z grubsza można byłoby szacować wartość ziemi w tym rejonie miasta na 2 do nawet 3 tys. zł za metr. Dziś - w dobie zastoju na rynku - nic nie jest już pewne.
Swego czasu spekulowano, że na tym terenie mógłby stanąć hotel. Czy tak będzie, czas pokaże. Na rynku mówi się o przynajmniej jednej wydanej już decyzji o warunkach zabudowy dla tego obszaru - miał się o nią wystarać duży koncern, aktywnie od lat działający w Łodzi. Ale niekoniecznie na własne potrzeby.
Łódzcy architekci mówią, że to normalna praktyka, jako że o wuzetkę może wystąpić każdy, niekoniecznie właściciel gruntu. Czasem więc taki dokument traktuje się jako kapitał. Praktycy tłumaczą, że decyzję o warunkach zabudowy można zaoferować późniejszemu nabywcy terenu nawet za kilkadziesiąt tysięcy złotych, oszczędzając mu czasochłonnego procesu starania się o wuzetkę na własną rękę.
PIOTRKOWSKA
Apartamenty, fontanny, ach, czego tam miało nie być...
Pozostałości dawnej fabryki Ludwika Geyera, w późniejszych latach działającej pod szyldem Eskimo, to kolejny dowód na to, że czasem łatwiej w Łodzi jest coś zburzyć, niż wybudować.
Około 10-hektarowy teren przy ulicy Piotrkowskiej 293-305 również należy do firmy Urbanica, która stała się jego właścicielem w klasyczny dla Łodzi sposób - nabywając nieruchomość od syndyka. W atmosferze sporów z konserwatorem zabytków, inwestor rozebrał niektóre budynki, do dziś jednak nie może się pochwalić większymi sukcesami w realizacji zamierzeń. A plany były imponujące. Osiedle mieszkaniowe, odkrycie koryta rzeki Jasień, fontanny, zieleń.
W tym roku firma otrzymała pozwolenie na budowę i jest w trakcie przygotowania projektu wykonawczego obiektu biurowego, który ma powstać w murach istniejącego budynku przy ulicy Piotrkowskiej. Rewitalizacja ma potrwać 2 lata. Co do reszty - ciężko powiedzieć. Piotr Wroński z Urbaniki mówi, że firma czeka na uchwalenie planu miejscowego dla tego obszaru - nowego, bo stary już nie obowiązuje. Zapewne będzie w nim dominować funkcja mieszana - trochę mieszkaniówki, biura, część handlowa. Wroński deklaruje, że terenu firma nie zamierza się pozbywać, mimo ponoszonych kosztów jego utrzymania.
ŻEROMSKIEGO
Zburzona 9 lat temu Norbelana wystawiona na sprzedaż
Bum. Była fabryka, nie ma fabryki. Nie ta pierwsza i nie ostatnia, ale to właśnie Norbelana urosła w Łodzi do rangi symbolu. Zakład powstał pod koniec XIX wieku, a kilka lat później został przejęty przez znanego łódzkiego przemysłowca Karola Eiserta. Po wojnie fabrykę znacjonalizowano. Transformacji nie przeżyła. W 1998 roku zostały już po niej tylko budynki i trzy hektary gruntu. W 2001 roku nieruchomość kupił od syndyka inwestor z izraelskim kapitałem. Cztery lata później, w czerwcu 2005 roku, obiekty zostały zrównane z ziemią.
Mimo zapowiedzi budowy galerii handlowej, a potem osiedla mieszkaniowego, do dziś nie wydarzyło się tam nic, od 9 lat teren stanowi kolejną koszmarną wyrwę w miejskim krajobrazie. Spółka Plaza Centers, która jest właścicielem nieruchomości, ostatecznie wystawiła działkę na sprzedaż. Oczekuje 600 zł za metr kwadratowy w przypadku sprzedaży gruntu w całości.
Pozostaje nurtujące wielu pytanie - po co było rozbierać fabrykę? Nie wiadomo, co zaważyło w tym przypadku, jednak co do zasady łódzcy architekci mówią, że fabryki w Łodzi rozbiera się z dwóch powodów. Jeśli ktoś chce budować, rewitalizacja starych murów jest nieopłacalna, a ich forma narzuca zbyt wiele ograniczeń. Jeśli zaś ktoś czeka na lepsze czasy, nie kalkuluje mu się płacić 16 zł podatku od każdego metra nieużywanej fabryki.
PIOTRKOWSKA
PGE burzy i czeka
Jest w Łodzi wiele działek, które są działkami z odzysku, powstałymi na skutek wyburzeń. Jedna jednak historia wybija się ponad inne, bo dotyczy kamienicy w reprezentacyjnej części ulicy Piotrkowskiej, pod numerem 58.
Siedem lat temu budynek ten kupił koncern energetyczny PGE z zamiarem rewitalizacji. Dość gruntownej, trzeba przyznać - w 2009 roku kamienicę rozebrano do poziomu chodnika. Miała być odbudowana w sposób nawiązujący do historii, ale nic takiego się nie stało. Choć koncern poniósł straty wizerunkowe, do odbudowy nie przystąpił - nieoficjalnie mówiono, że po zmianie struktury firmy nowi decydenci nie poczuwają się do odpowiedzialności za zobowiązania poprzedników.
Jesienią 2013 roku w eter poszła informacja o inwestorze, który mógłby kamienicę odkupić, przerywając pat. Firmą tą okazał się Budomal. Jednak właściciel spółki Rafał Leśniak mówi, że z tamtych rozmów nic nie wyszło, a dziś ze strony PGE nie ma żadnych sygnałów, by do rozmów można było powrócić na warunkach z zeszłego roku.