Do Urzędu Miasta Łodzi wpłynęło pismo od pełnomocnika inwestora, z którego wynika, że rezygnuje ze składowiska odpadów przy Beskidzkiej 61. Przy ulicy Beskidzkiej miała powstać instalacja do składowania i przetwarzania odpadów. Mieszkańcy rozpoczęli protesty, które doprowadziły do rezygnacji inwestora z tego przedsięwzięcia. Poinformowali o tym łódzcy radni na konferencji przed nieruchomością, gdzie miało być składowisko odpadów.
Inwestor zapewniał, że nie zamierza utworzyć składowiska odpadów, na którym lądowałyby wszelkie śmieci. Zamierzał gromadzić tam metale kolorowe i makulaturę, które miały być wywożone, gdy będzie ich odpowiednio dużo. Spotykał się z mieszkańcami, ale ich nie przekonał. Łodzianie obawiali się, że na składowisko trafiać będą niebezpieczne odpady, a później wysypisko zostanie spalone, jak ostatnio działo się w wielu miejscowościach, m.in. w Zgierzu. Inwestor zapewniał ich, że to nie będzie składowisko podobne do zgierskiego, gdzie wszelkie odpady walały się po posesji, a ciężki sprzęt rozgarniał je na sterty. Przy Beskidzkiej metale miały być w kontenerach, a bele makulatury po sprasowaniu miały trafiać do magazynu.
Inwestor przez rok szukał działki, gdzie mógłby zrealizować inwestycję. Nieruchomości w Łodzi zdrożały i trudno było mu znaleźć tanią działkę. Inwestor zapewniał, że nie chce konfliktu z mieszkańcami. Protestujący mu nie zaufali. Obawiali się hałasu, smrodu, zanieczyszczenia wód gruntowych i gleby, a także gromadzenia się szczurów.
- Gdybym mieszkał przy Beskidzkiej, to też bym protestował - powiedział Damian Raczkowski z Nowoczesnej. - Na szczęście udało się zablokować inwestycję. Wspólny protest zadziałał.