Prof. Krajewskiego nie trzeba czytelnikom "DŁ" bliżej przedstawiać. Nikt piękniej nie maluje otaczającej nas rzeczywistości czarnymi kredkami...
- Wiem, że uchodzę za tego, który nie kocha Łodzi, choć nie jest to prawda - mówi Krajewski. - Gdy powstawała Solidarność, proponowano mi stanowisko sekretarza ds. ekonomicznych w Komisji Krajowej. Warunek - przeprowadzka do Gdańska. Nie przyjąłem oferty, podobnie jak i oferty z Uniwersytetu Warszawskiego. Łódź to moje miejsce. Żaden z moich synów się stąd nie rusza. Jak ktoś zarzuca mi brak miłości, to pytam: gdzie są twoje dzieci? Często się okazuje, że za granicą albo w stolicy. Bo ci, którzy mają gęby pełne frazesów, nie wierzą w Łódź. Klakierzy, którzy mówią o miłości, nie patrząc na realia, tak naprawdę nie kochają tego miasta. Usypiają, nie dopingują do zmian. Absurdalna jest logika, że nie można źle mówić o Łodzi, bo to jej szkodzi. Inwestorzy nie są idiotami, odróżniają rzeczywistość od ględzenia.

O, idzie poseł ze Szczecina - rzucił któryś z łódzkich włodarzy za posłem Mastalerkiem, przemierzającym właśnie salę obrad Rady Miejskiej. Co sprawę czyni jeszcze bardziej oczywistą: Mastalerek "nie kocha" Łodzi, bo jest obcy, bo jest z PiS, bo animuje karierę Joanny Kopcińskiej, bo krytycznie pochyla się nad dworcem podziemnym.
- Dla mnie Łódź to miasto o bardzo ciekawej i bogatej historii - mówi tymczasem poseł. - To miasto z ogromnym potencjałem, które powinno się szybko rozwijać. W Łodzi mogę spotkać wiele pięknych, acz wymagających pilnych remontów zabytków. Łódź to także miasto, z którego wywodzi się mój ulubiony zespół Coma. Niestety, Łódź to także miasto, które ma złego prezydenta, ale mam nadzieję, że już w listopadzie to się zmieni. A wtedy jest szansa, że miasto będzie się rozwijać z pożytkiem dla wszystkich łodzian - dodaje poseł. Jak widać, nie pada z jego ust deklaracja miłości dozgonnej. Prawda, że to podejrzane?

Radny Magin "nie kocha" Łodzi zarówno jako podmiot indywidualny, jak i reprezentant szerszej zbiorowości radnych miasta Łodzi. Żadna to metafora, Magin jest jednym z tych, którzy od prezydent Zdanowskiej wprost usłyszeli "wy po prostu nie kochacie Łodzi". Z grona wszystkich łódzkich radnych wyróżniamy Magina, bo jego rola wydaje się najbardziej demoniczna. Licznymi wystąpieniami dowiódł, że "nie kocha" Łodzi najsilniej ze wszystkich radnych. Dość powiedzieć, że swymi słowami, ewidentnie podszytymi brakiem miłości, również miał się przyczynić do wykurzenia inwestorów zainteresowanych budową Bramy Miasta.
Sam radny, nie poddając się tej narracji, widzi to trochę inaczej: - Pani prezydent oskarżyła gremialnie wszystkich radnych, że nie kochają Łodzi. A ja powiem tak: nie kocham prezydent Zdanowskiej właśnie dlatego, że kocham Łódź i chciałbym, żeby to miasto było normalnie rządzone - mówi Łukasz Magin.

Trudno powiedzieć, czy miałby ten ekonomista równie klarowny osąd sytuacji, gdyby został wiceprezydentem Łodzi (ponoć był kiedyś rozważany). Jako że nie został, jest zwolniony z tego typu dylematów. Bez pudru więc ocenia stan miasta, i jest to zazwyczaj ocena bardzo bolesna.
- Z miłością do miasta jest trochę tak, jak z miłością do kobiet. Kocha się nie "za", lecz "pomimo" - mówi Jabłoński. - Moje kilkudziesięcioletnie zauroczenie Łodzią trwa pomimo to, jak miasto w wielu miejscach wygląda. A to, jak wygląda, jest związane z zarządzaniem. Nie osłabia to mojej sympatii do samego miasta, ale uważam, że tylko ci, którzy są pozbawieni autentycznego uczucia, mogą się zachowywać jak bezrefleksyjni klakierzy i nie zauważać tego, co wymaga naprawy. Brakiem takiej refleksji działają na niekorzyść miasta, bo tym, którzy rządzą, nie dają informacji zwrotnej, aby nieco lepiej się zajmowali naszymi wspólnymi sprawami.