Jeżeli ktokolwiek jest w stanie przygotować się na atak zombie lub na trzecią wojnę światową, to tym kimś są preppersi. W Łodzi jest ich ponad dwudziestu. Udało nam się z nimi skontaktować...
– Przyklejono nam łatkę świrów, którzy zbroją się po zęby, gromadzą zapasy żywności i budują schrony. Dlatego lepiej, by sąsiedzi i pracodawcy nie wiedzieli, że jesteśmy preppersami – tłumaczy Wojtek.
Czytaj na kolejnym slajdzie
– Proszę wyobrazić sobie sytuację, gdy w wyniku poważnej awarii energetycznej Łódź nagle zostaje pozbawiona prądu. A jak nie ma prądu, to nie tylko nie ma światła. Nie działają telefony, lodówki, z kranu nie płynie woda, bo przestały pracować pompy, sklepy są zamknięte. Pierwszego dnia ludzie jakoś sobie poradzą. Sięgną po zapasy, będą siedzieli przy świeczkach. Ale drugiego zacznie się panika. Skończą się zapasy wody, nie będzie z czego zrobić posiłków. Trzeciego dnia zaczną się włamania do sklepów po jedzenie i wodę. Na ulicach zaczną rządzić najbardziej zdeterminowani i najlepiej zorganizowani ludzie z przestępczego świata – snuje apokaliptyczną opowieść Wojtek. – Preppersi, jako nieliczni, będą na taką sytuację przygotowani.
Czytaj na kolejnym slajdzie
Najważniejszy dla preppersa jest plecak. Nigdy się z nim nie rozstaje. Jest w nim wszystko, co może okazać się potrzebne w nagłej sytuacji. A więc: woda, zestaw wysokoenergetycznej żywności, podręczna apteczka, nóż, kompas, zapałki i krzesiwo, kawałek linki, żyłka, haczyk, latarka, nici, igła, łyżka i wiele innych przedmiotów pozwalających na przetrwanie w każdej sytuacji.
[cyt]– Taki plecak każdy ma z sobą. W domu, dla siebie i rodziny mamy przygotowany plecak ucieczkowy wyposażony tak, by można było dzięki jego zawartości przetrwać trzy dni – opowiada Magda. – A następnym krokiem jest bezpieczne miejsce, najlepiej schron z zapasami żywności i wody na co najmniej pół roku.[/cyt]
Te zapasy często są ukryte w beczkach zakopanych w wybranych miejscach.
Czytaj na kolejnym slajdzie
O preppersach często mówi się, że przyszłość widzą w czarnych barwach, a ich lęk przed tym, co nastąpi, sprawia, że ustawicznie przygotowują się na katastrofę.
– To absurd – przekonuje Jan. – Nie robimy nic innego niż nasze babcie i dziadkowie, którzy starali się działać racjonalnie i dlatego robili zapasy żywności, a na strychu przechowywali często broń z czasów drugiej wojny światowej. Nie dlatego, by chcieli na kogoś napadać, ale by mieć jak się obronić w sytuacji zagrożenia.
– Uczymy się też, jak udzielać pierwszej pomocy. Ale również, jak się bronić w przypadku ataku innych ludzi – dopowiada Wojtek.
Czytaj na kolejnym slajdzie