Przypomnijmy: na lutowej sesji, koło 19.30 w punkcie dotyczącym zmian organizacji komunikacji miejskiej, czyli uruchomienia bezpłatnego autobusu dla odwiedzających Orientarium i ZOO, o głos poprosił przewodniczący Walasek. Włączył kamerę, a był wyraźnie zdekoncentrowany, mówił niezbornie, zawieszał głos, wypowiadał momentami zdania bez sensu, stosował zadziwiającą składnię, aż w końcu wymamrotał słynne "Nie ma co walczyć z ZOO".
CZYTAJ DALE NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>
Nikt nie powiedział wprost, że radny był pijany, ale radni opozycji sugerowali to między wierszami. Sam radny Walasek tłumaczył się zmęczeniem, tyle tylko, że w przeszłości bywały sesje dłuższe niż jedenaście godzin, podczas których radny formę i przytomność trzymał grubo po północy. Nieoficjalnie wiadomo, że najważniejsi politycy łódzkiej PO w "zmęczenie" Walaska nie uwierzyli i postawili mu ultimatum: jeśli sensownie się wybroni przed opinią publiczną, pozostanie na stanowisku szefa klubu, a jeśli nie, złoży rezygnację.
CZYTAJ DALE NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>
Radny Walasek wybrnął w banalny, ale skuteczny sposób: po prostu pozostał sobą. Bywał na konferencjach prasowych, a w mediach społecznościowych, jakby nic się nie stało, nadal publikował swoje fotorelacje z łódzkich inwestycji drogowych,
na złośliwe komentarze internautów zwyczajnie nie reagował i sprawa rozeszła się po kościach. Jak komentuje akcję radnych PiS?
- Tu nie ma co komentować, wszyscy łodzianie i tak będą pamiętać, że radni PiS byli przeciw budowie Orientarium - mówi nam Mateusz Walasek.
CZYTAJ DALE NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>
Orientarium otwarto 29 kwietnia, z blisko ośmiomiesięcznym poślizgiem. Kosztowało 262 mln zł, budowę sfinansowano z kredytu.