Rozbity citylight Urzędu Miasta Łodzi przy dworcu na Widzewie wita przyjezdnych od co najmniej trzech miesięcy. Kto za to odpowiada? A może ramka jest instalacją do wkładania głowy przy pamiątkowych zdjęciach z Łodzi? Zobacz historię citylighta z Widzewa na kolejnych fotografiach naszej galerii...
Zdjęcie z piątku (2 sierpnia 2019 r.).
"Urząd Miasta Łodzi". Taki napisał ostał się na ramie zniszczonego citylighta przy dworcu na Widzewie.
Tymczasem dworzec Łódź-Widzew to wizytówka miasta dla podróżnych, którzy wysiadają z pociągów w jego wschodniej części.
Zdjęcie ze środy (31 lipca 2019 r.).
Popękaną taflę znajdziemy na trawniku, który zdążył już uschnąć.
W piątek rano (2 sierpnia) zadaliśmy urzędnikom magistratu pytania w sprawie ich własności.
Biuro Rzecznika Prasowego Prezydenta Miasta twierdzi, że jeszcze w ostatni poniedziałek (29 lipca) citylight znajdował się „w dobrym stanie”.
– „Był niestety kilkakrotnie dewastowany i kilkakrotnie już naprawiany (...) Wydział Gospodarki Komunalnej zlecił posprzątanie terenu. Na stację Łódź Widzew zostanie przeniesiony inny sprawny nośnik należący do UMŁ.” - czytamy w odpowiedzi na nasze pytania.
Zatem na podstawie wyjaśnień urzędników można wnioskować, że na trawniku obok ramy zalegają kolejne szyby układane tam po kolejnych aktach wandalizmu...
Zdjęcie ze środy (31 lipca 2019 r.).
Największa moda na citylighty panowała w Łodzi w końcówce prezydentury Jerzego Kropiwnickiego. W 2009 r. informowaliśmy, że Urząd Miasta Łodzi zakupił 50 takich ram jako "witryny artystyczno-promocyjne", płacąc za każdą sztukę 11,3 tys. zł brutto.
Przez dekadę citylighty wędrowały po Łodzi. Miały stać na Piotrkowskiej oraz na placu Wolności, ale m.in. po opiniach, że są szpetne, urzędnicy ulokowali je w rejonie Urzędu Marszałkowskiego. W końcu magistrat rozwiózł citylighty po różnych osiedlach miasta.
Zdjęcie ze środy (31 lipca 2019 r.).