Kilka dni po wybuchu do Bejrutu ruszyli też strażacy z łódzkiej grupy poszukiwawczo-ratowniczej. 16 strażaków przeszukiwało sektor zniszczonych budynków, od strychów po piwnice. Mieli kamery termowizyjne, geofony i inny sprzęt. Ale nie znaleźli już nikogo żywego, byli za to wstrząśnięci ogromem zniszczeń. - Każdy z nas wraca z Libanu mając przed oczyma ogromną krzywdę ludzką, tragedię która nie oszczędzała ani bogatych ani biednych, ludzi koczujących na ulicach – mówił po powrocie młodszy brygadier Marcin Kamiński, uczestnik misji.
CZYTAJ DALEJ>>
.
Strażaków poruszyła też tragedia kolegów po fachu, którzy zginęli w trakcie wybuchu. Dziewięciu strażaków i jedna ratowniczka medyczna zostawili po sobie rodziny w żałobie. Dlatego w październiku dołączyli do akcji Help for Firefighters i przypominali łodzianom sylwetki strażackich bohaterów z Bejrutu, by wraz z Domem Wschodnim zebrać środki dla ich bliskich. W Libanie nie mogli oni liczyć nawet na renty po zmarłych.
CZYTAJ DALEJ >>>>
.
Te akcje przyniosły spore rezultaty. Tylko w ciągu pierwszego miesiąca po katastrofie mieszkańcy regionu łódzkiego zebrali ponad ćwierć miliona złotych. Część środków poszła na obiady, leki i środki kosmetyczne dla osób, których mieszkania zostały wymiecione ze sprzętów przez wybuch. Udało się za to wyremontować 75 zniszczonych mieszkań i odbudować 27 warsztatów pracy, a także umożliwić wiernym powrót do mocno zniszczonego kościoła św. Michała. Przed zimą udało się kupić sto piecyków, by bejrutczycy nie marzli w czasie zimy.
CZYTAJ DALEJ>>>
.