Test roweru elektrycznego
Rower elektryczny - dla kogo, za ile, na co uważać kupując - sprawdziliśmy. Okazuje się, że rower z elektrycznym wspomaganiem to idealna propozycja zwłaszcza dla osób starszych, nawet po kłopotach ze zdrowiem.
CZYTAJ DALEJ >>>>
Test roweru elektrycznego
Nie jestem ortodoksyjnym cyklistą uważającym, że nie ma lepszego środka transportu niż rower. Ba, przyznam nawet z pewnym wstydem, iż niekoniecznie przekonują mnie do pedałowania argumenty o charakterze ekologicznym, choć być może pocąc się niemiłosiernie dbam o czyste powietrze, ale zużywam przecież więcej wody, której deficyt odczuwa nasza planeta. Rzekłbym, że należę do grupy rowerzystów - hedonistów. Jeżdżę, bo lubię. A lubię wtedy, gdy jest ładna pogoda: nie za gorąco, broń Boże deszczowo, z łagodnym chłodzącym wietrzykiem. Nic i nikt nie przekona mnie do zmagania się z listopadową mżawką i zakładania pięciu warstw odzieży, by jeździć w styczniowy, acz bezśnieżny dzień.
Co oznacza, że z rowerem rozstaję się jesienią, czasem pod koniec października, czasem już we wrześniu, zależnie od pogody. Lecz od marca już czekam, by wreszcie zrobiło się cieplej. A raczej czekałem, jeszcze do ubiegłego roku. Bo mój organizm spojrzał w metrykę, podliczył niedospane noce, spędzone w pośpiechu i stresie dni oraz - co tu kryć - paczki wypalonych papierosów. I powiedział dość, odmawiając dalszej współpracy. Na szczęście nie ostatecznie, lecz ostrzegawczo.
- Po powrocie z sanatorium zatęskniłem za... rowerem, prawdziwym, nie stacjonarnym, choć kardiolog raczej wskazywał na ten drugi. Ale pedałowanie do ściany lub okna zdecydowanie odrzuciłem. Wspólnie z lekarzem ustaliliśmy, że kompromisowym rozwiązaniem może być rower elektryczny. A ściślej mówiąc, z elektrycznym wspomaganiem.
CZYTAJ DALEJ >>>>
Test roweru elektrycznego
Jak wybrać rower elektryczny - internet czy sklep
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić - pobieżne przejrzenie internetu zasypało mnie informacjami i ofertami, a im więcej czytałem, tym większy miałem mętlik w głowie. Najpierw koncepcja, że może kupić koło z napędem elektrycznym do samodzielnego montażu - filmik na YouTubie był świetny, ale wyszperane w necie ceny już mniej (blisko 2 tys. zł), a instruktaż, jak to do starego roweru założyć, odstręczył mnie ostatecznie. Przez kilka dni rozważałem zakup a to jednego, a to drugiego jednośladu przez internet, ale znów jawiło się widmo skręcania poszczególnych elementów dostarczonych w wielkim kartonie, co jak wiem z wieloletniego doświadczenia z meblami, zawsze kończy się tym, że coś do czegoś nie pasuje albo brakuje śrubki. Straciwszy dobry tydzień zrobiłem to, od czego powinienem zacząć i zadzwoniłem do łódzkiego sklepu specjalizującego się w „elektrykach”.
CZYTAJ DALEJ >>>>
Test roweru elektrycznego
Rower elektryczny - za co dopłacimy stówę lub dwie
Sprzedawca zadał mi dwa pytania. Po pierwsze: do czego jest mi potrzebny rower, po drugie: ile mogę na niego wydać. - Niech pan przyjdzie do nas, gdy będzie pan miał gotowe odpowiedzi.
Ta druga odpowiedź wydawała się prościutka: oczywiście jak najmniej. Ale sens tego pytania zmierza do ustalenia górnej, a nie dolnej granicy. Ważniejsza jest jednak odpowiedź pierwsza. W moim przypadku jej sformułowanie nie było aż tak trudne: jeżdżenie po górach i wzniesieniach - nie; po wertepach, leśnych duktach i błotnistych ścieżkach - też nie; pożeranie kilometrów na rowerowych eskapadach - nie. Rower jest mi potrzebny do jeżdżenia po mieście, z dziennym dystansem ok. 20 km, niespecjalnie wypasiony (błotniki, oświetlenie, bagażnik, przerzutka - tak, hamulce tarczowe czy amortyzacja przedniego widelca - niekoniecznie). Każde „nie” zostawiało w portfelu od stu do nawet kilkuset złotych.
Uzbrojony w kartkę z zapiskami pojechałem do sklepu i zanim sprzedawca zdążył odpowiedzieć na moje dzień dobry, wyłowiłem spośród kilkudziesięciu rowerów - jeden. Gdybym był młodszy o..., no mniejsza z tym, powiedziałbym, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Ciut powyżej zaplanowanego budżetu, jak każda miłość. Ale tylko ciut... Za to pasująca do mnie idealnie.
CZYTAJ DALEJ >>>>