Oczy mają niebieskie i siwe,
dwuzłotówki w kieszeniach na kino,
żywią się chlebem i piwem,
marzną im ręce zimą.
Dawny klimat ulicy Kamiennej odchodzi powoli w zapomnienie. Dziś to wielki plac budowy. Jeszcze tylko w trzech kamienicach zostali dawni mieszkańcy.
- Ciężko się tu teraz żyje - żali się pani Krystyna z Włókienniczej 15, która mieszka tu od 15 lat. - Hałasy, huki, wiercą od rana. Ludzi z prawie wszystkich kamienic się wyprowadzili. My tu chyba zostaniemy do końca. Nikt nie mówi o wyprowadzce. W naszej kamienicy dwa mieszkania są wykupione, a reszta to kwaterunek. Ale chciałabym się stąd jednak wynieść. Nie mam łazienki, toaleta znajduje się na korytarzu, muszę palić w piecu węglem. Szczęście to miała koleżanka, która mieszkała na ul. Sterlinga. Zarwała się jej podłoga i wpadła do piwnicy. Od razu dostała mieszkanie w bloku, dwa pokoje z kuchnią. Też tak bym tak chciała...
Pani Krystyna żałuje, że z ul. Włókienniczej wyprowadziło się wielu jej sąsiadów. Część dostała mieszkania na ul. Rogozińskiego, Kaliskiej, Zgierskiej. Tych, co nie płacili czynszu, przeniesiono na ul. Czechosłowacką.
- Już tu nie wrócą! - twierdzi pani Krystyna. - Mieszkania w większości kamienic bedą wyremontowane. Będą miały bardzo wysoki standard, ze wszystkimi wygodami. Kogo będzie stać, by płacić po 700 czy 800 złotych czynszu?
A mieszkający tu ludzie tworzyli historię Łodzi. Jak nieżyjąca już pani Leokadia. Na Kamienną wprowadziła się w 1940 roku, razem z matką, siostrami i bratem. Miała wtedy 10 lat.
- Mieszkaliśmy na Bałutach, ale nas stamtąd Niemcy wysiedlili, jak założyli getto - opowiadała nam. - Kiedyś, jak była Kamienna, a nie Włókiennicza, to było inne życie. W nocy człowiek wyszedł i nie bał się. Owszem, łobuzów nie brakowało, ale mieli swój honor. Swoich nie ruszyli. Sąsiedzi się odwiedzali, chodzili do siebie na imieniny, na przyjęcia albo grali w karty na podwórku. Na Włókienniczej najweselej było, gdy opieka społeczna wypłacała pieniądze.
Kochankowie z ulicy Kamiennej
tramwajem jeżdżą w podróże.
Kochankowie z ulicy Kamiennej
boją się gliny i stróża
Kiedyś w niemal każdej kamienicy na tej ulicy znajdowała się melina, która miała swoją ochronę. Przed bramą stało kilku chłopaków i pilnowało „porządku’’. Zresztą meliniarze musieli dbać o towar. Kiedyś jeden sprzedał klientowi zamiast wódki wodę i to był pierwszy i ostatni raz. Klienci przyszli do niego ponownie i wydali mu resztę kijami.