Z drugiej strony wypominanie szefowej sejmiku konfliktu interesów akurat przez Tomasza Kacprzaka to czysta hipokryzja. Radny KO sam jest dyrektorem sortowni w Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania i tej posady by nigdy nie dostał bez koneksji partyjnych. Prócz niego w MPO pracują jeszcze dwie radne KO oraz SLD i nie tylko w PiS się zastanawiają, czy w dyskusji i głosowaniach dotyczących odpadów cała trójka reprezentuje interesy mieszkańców, czy spółki, która wypłaca im pensje. Kacprzaka broni kolega z PO, Marcin Bugajski, były wiceprezes MPO, który go zatrudnił. Powiada, że Kacprzak jest „dobrym menedżerem”. Być może. I być może MPO miałoby jeszcze lepszego dyrektora sortowni, gdyby szukano dalej, niż tylko w wąskim gronie partyjnych kolegów, którzy akurat nie mają pracy.
Czytaj dalej na kolejnym slajdzie: kliknij strzałkę w prawo
Pytanie tylko, czy faktycznie zgoda na wejście Remondisu na rynek mogłaby obniżyć koszty wywozu śmieci ponoszone przez mieszkańców Łodzi. Prof. Grzegorz Wielkosiński z Politechniki Łódzkiej jest zdania, że od samego sortowania odpadów nie ubywa, a w Radiu Łódź stwierdził, że niższe koszty załatwiłaby tylko należąca do miasta spalarnia śmieci. Tymczasem miejska spalarnia śmieci to w Łodzi temat przeszłości, teraz wracający w politycznych pyskówkach. Platforma obwinia PiS za storpedowanie projektu, a PiS Platformę. Choć temat przygotowywano od 2005 r., a potem pojawiła się szansa na ponad 300 mln zł dofinansowania inwestycji wartej 900 mln zł, to w 2013 r. w magistracie pojawił się pomysł, by zbudować spalarnię w formule partnerstwa publiczno-prywatnego. Miasto miało dać działkę, a prywatny inwestor wybudować spalarnię, aby rocznie odbierać 75 mln zł. Radni PiS uznali, że wyjdzie ponad dwa razy drożej niż zaangażowanie miejskich pieniędzy z dofinansowaniem unijnym i powierzeniu zarządzania miejskiej spółce. Prezydent Hanna Zdanowska po wewnętrznych tarciach w PO nie miała wtedy większości, temat spalarni w PPP upadł, w 2016 r. użytkownikiem wieczystym działki została Veolia, która zamierza zbudować tam zakład odzysku energii.
Czytaj dalej na kolejnym slajdzie: kliknij strzałkę w prawo
Póki co zatem niewiele z tej wojny wynika dla łodzian, którzy w bliskiej perspektywie mają ponad 40-procentową podwyżkę za wywóz odpadów. A końca śmieciowej, politycznej wojny nie widać, więcej: być może nie jest nawet w połowie trwania. Radni KO nie odpuszczają, w klubie sejmikowym narodził się pomysł zwołania nadzwyczajnej sesji poświęconej problemom z odpadami. Jego szef, Marcin Bugajski, gromadzi – jak mówi – przykłady blokowania wolnego rynku przez marszałka w całym województwie łódzkim, tak by można było przedyskutować i odpytać marszałka jak najszerzej. Nie jest także wykluczone, że padnie wniosek o odwołanie przewodniczącej Koperskiej, co konflikt zapewne zaostrzy. Z kolei na poniedziałek Dariusz Joński (KO) zwołał w sprawie opłat za śmieci posiedzenie Łódzkiego Zespołu Parlamentarnego. W RIO z kolei leży już wniosek posła Włodzimierza Tomaszewskiego (PiS/Porozumienie) o uchylenie uchwały podwyższającej opłaty za wywóz śmieci w Łodzi, m.in. z powodu braku kalkulacji faktycznych kosztów podwyżki.
Czytaj dalej na kolejnym slajdzie: kliknij strzałkę w prawo
Tymczasem magistrat nie ustaje w pracach nad korektą systemu, który upadł w RIO. W czwartek (14 stycznia) ogłoszono, że wróci uchwała o powiązaniu śmieci z wodą, poprawiona na modłę Zgierza, której RIO nie zakwestionowało. Uchwała trafi już na najbliższą sesję 20 stycznia. System ma wejść od 1 lipca, mieszańcy zatem od kwietnia powinni zacząć racjonalnie gospodarować wodą. Pomiar ma się odbywać na podstawie wodomierzy w mieszkaniach, a nie wodomierza głównego w bloku, co RIO uznało za sprzeczne z prawem. Mieszkańcy domów jednorodzinnych zapłacą z kolei tak jak w systemie obecnie działającym – 34 zł od osoby. Jeśli te zmiany wejdą, to tym razem do ofensywy może przystąpić PiS. Radni tego klubu byli przeciw systemowi. Wbrew narracji KO/SLD uważają, że ów system gwarantuje podwyżki rzędu 18-150 proc. w zależności od sytuacji.