Pani Ryszarda z Łodzi zauważyła przed ogrodzeniem domu w którym mieszka rower miejski. Bała się, że zniszczą go chuligani.
Czytaj na kolejnym slajdzie
3 czerwca pani Ryszarda wychodziła do sklepu. Na rogu ul. Joanny i Gombrowicza, w więc blisko miejsca, gdzie mieszka, zobaczyła porzucony rower miejski.
- Okolica ta nie należy do spokojnych – mówi pani Ryszarda. - Można tu spotkać różnych chuliganów. Przechodzą tędy, piją piwo. Nie trudno sobie wyobrazić co by zrobili z takim rowerem. Postanowiłam go zabezpieczyć. Przecież to dobro społeczne! Wszyscy musimy o nie dbać. Tak zostałam wychowana.
Czytaj na kolejnym slajdzie
Łodzianka wprowadziła więc rower na podwórko i zadzwoniła do łódzkiej Straży Miejskiej. Ta poradziła, by zatelefonowała do Nextbike, właściciela rowerów lub firmy zajmującej się ich ochroną.
- Zaczęłam dzwonić pod numer, który znalazłam przylepiony do roweru – opowiada pani Ryszarda. - Do tej firmy ochroniarskiej. Dzwoniłam kilkanaście razy. Kazali czekać, informowali że nagrywają rozmowę. Poniosłam przez to koszty. Mam telefon na kartę i za rozmowy na telefony stacjonarne muszę płacić. Ale nie dodzwoniłam się!
Pani Ryszarda ustawiła rower przy werandzie, nakleiła kartkę z historią jego odnalezienia. Na noc wkłada go na klatkę schodową. Znów zadzwoniła do Straży Miejskiej. Obiecali, że powiadomią odpowiednie firmy.
- Pojechałam na Dąbrowę, bo tam mam lekarza – opowiada pani Ryszarda. - Spotkałam na ulicy dwóch strażników miejskich. Poradzili mi, by wystawiła na ulicę rower, bo jeszcze ktoś mnie posądzi, że go sobie przywłaszczyłam!
Czytaj na kolejnym slajdzie
Przedstawicielka firmy Nextbike obiecała, że ktoś na pewno skontaktuje się z panią Ryszardą i odbierze rower.
- Do tej pory nikt do mnie nie dzwonił! - mówi rozgoryczona łodzianka. - Mam już dość całej tej historii.
Marek Marusik z łódzkiej Straży Miejskiej zapewnia, że jeśli strażnicy dostali zgłoszenie od pani Ryszardy to na pewno zajęli się sprawą. Inaczej informowałby o tym system.
Czytaj na kolejnym slajdzie