MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Historia i obyczaje: Na zakładowe wczasy

Anna Gronczewska, Joanna Leszczyńska
Przełom lat 50. i 60. Grupa łodzian podczas spływu Dunajcem
Przełom lat 50. i 60. Grupa łodzian podczas spływu Dunajcem fot. archiwum
W PRL miały dowodzić troski państwa i partii o zwykłych ludzi. Po latach drwiono z osławionych kaowców, czyli pracowników kulturalno-oświatowych i nierzadko siermiężnych warunków w ośrodkach wypoczynkowych.

Barbara Dąbrowska, była pracownica łódzkich zakładów Mera Poltic, wspomina, że jej zakład miał dwa ośrodki wczasowe: w Miłkowie koło Karpacza i w Charzykowie nad jeziorem, do których dowożono wczasowiczów autobusem.

- Ośrodek w Miłkowie był pięknie położony - wspomina pani Barbara. - To była kamienica przystosowana na ośrodek wczasowy. Łazienki były tylko na piętrze, chyba dwie na każdym. Kłótni nie było, bo wielu wczasowiczów było ze sobą zżytych. Często ludzie, którzy się lubili skrzykiwali się i razem jechali.

Stoliki w stołówce były nakryte ceratą. O szwedzkich stołach nikt wtedy nie słyszał.

Nad wypoczynkiem ludzi pracy, zgodnie z wytycznymi partii, czuwały związki zawodowe. 7 maja 1949 roku Komisja Centralna Związków Zawodowych opracowała wytyczne idealnych wczasów. Wczasowicze mieli być witani na stacji i odprowadzani do domów wypoczynkowych. Zalecano, by już na pierwszych spotkaniach nauczyć wczasowiczów kilku pieśni, które "przyczynią się do ożywienia późniejszych wycieczek." Należało też organizować prasówki z aktualnymi informacjami politycznymi i pogadanki o Polsce, sprawach gospodarczych i ruchu robotniczym. Robotnicy początkowo wyjeżdżali na wczasy niechętnie. Były przypadki, że wysyłali delegata, by sprawdził na czym to właściwie polega. Do wyjazdów zniechęcały ludzi kradzieże w ośrodkach wczasowych i na kwaterach prywatnych.

Barabara Dąbrowska nie pamięta tych czasów, ale z późniejszych lat pamięta kaowca.

- W Miłkowie koło Karpacza też był, oczywiście, kaowiec, który u nas organizował ogniska z pieczonymi kiełbaskami i wieczorki zapoznawcze - mówi Barbara Dąbrowska. - Ludzie to lubili. W Miłkowie nie było kawiarni, tylko gospoda, do której przychodziło nieciekawe towarzystwo, toteż taki wieczorek to było coś. Ludzie trochę wypili, pośmiali się, pożartowali, potańczyli. Dodatkowo robiło się imprezy w pokojach.

- Masowe wyjazdy to zaczęły się chyba dopiero w latach 60. - mówi Maria Filipowicz, była tkaczka z zakładów im. Marchlewskiego. - Pierwszy raz pojechałam na wczasy z Marchlewskiego do Zakopanego. Wczasy można było dostać (oczywiście, za częściową odpłatnością) raz na dwa, trzy lata.
Najgorzej wspomina wczasy w Chałupach na Helu pod koniec lat 60. Maleńkie pokoje, bez wygód, ubikacja na zewnątrz. Myć się można było w misce wielkości większej salaterki. Woda była tylko w kuchni.

W latach 60. trudno było dokupić coś do jedzenia. W Chałupach była jedna cukiernia i jeden sklep z winem.

Podróż pociągiem była wtedy drogą przez mękę. Maria Filipowicz pamięta, jak kiedyś wyjeżdżała z Ełku z siostrą, to chłopcy wciągali je do pociągu przez okno. Nawet z wc nie można było skorzystać, bo ludzie tam stali.

Profesor Stanisław Liszewski, dyrektor Instytutu Geografii Miast i Turyzmu Uniwersytetu Łódzkiego mówi, że łodzianie na wczasy wyjeżdżali przede wszystkim nad morze i w Sudety, gdzie łódzkie zakłady pracy miały swoje ośrodki wczasowe. Ale były też ośrodki w Spale, Sulejowie i Kolumnie.

- Posiadanie własnego ośrodka było dla pracowników danego zakładu pracy swoistym dramatem - mówi prof. Liszewski. - Przez lata musieli wypoczywać w tym samym miejscu. Dopiero z czasem zakłady zaczęły wymieniać się.

Eleonora Jakubowska pracowała w zakładach "Pafino" w Łodzi, gdzie szyła odzież dziecięcą. Fabryka miała ośrodek nad morzem, ale ona tam nie jeździła, bo było za drogo. Niemal co roku odpoczywała w Sulejowie, gdzie były domki campingowe.

- Ponieważ sama wychowywałam dwójkę dzieci, kierowniczka po znajomości dawała mi zawsze jeden z nielicznych domków murowanych - mówi pani Eleonora. - Nie było w nich wilgoci, jak w tych drewnianych.

Wielu łodzian lubiło wypoczywać w Spale. Były tam głównie ośrodki Funduszu Wczasów Pracowniczych. Profesor Liszewski przypomina, że Spała została otwarta dla turystów przez Bolesława Bieruta. Wcześniej była zamkniętym ośrodkiem prezydenckim. Bierut postanowił oddać ją "ludowi pracującemu."
Longin Chlebowski z sentymentem wspomina ośrodki wczasowe w Teofilowie za Spałą i w Zakopanem, które kiedyś miało MPK. - Mieszkało się w lesie, w domkach campingowych, na które niektórzy mówili: domki pingpongowe. To był świetny wypoczynek. MPK miało też ośrodek w Zakopanem, niedaleko Krupówek, ten który dziś użytkuje Urząd Miasta. O wczasy w Zakopanem było trudniej niż pod Spałą, toteż najłatwiej było o nie tym bliżej korytka. Mimo że dofinansowanie do wczasów zakładowych z funduszu socjalnego nie było małe (30, a nawet 40 procent ceny), to jednak takie Zakopane to był wydatek dla rodziny. Chętnych jednak zawsze było dużo.

Największe łódzkie zakłady włókiennicze, czyli Uniontex, miały swój ośrodek w Dźwirzynie. Robotnicy wypoczywali w tzw. okrąglakach. Były położone nieco na uboczu, ale niemal przy samym morzu.

Nieistniejące już Łódzkie Zakłady Przemysłu Skórzanego "Skogar' mogły pochwalić się ośrodkiem koło Dziwnówka. Jak wspominają pracownicy, na stołówce był napis, żeby nie przychodzić na posiłki... w strojach plażowych. Pod koniec lat 80. "Skogar" wybudował piękny ośrodek niemal przy samej plaży. Dziś znajduje się w prywatnych rękach.

Jarosław Mirecki, łódzki inżynier, co roku w latach 70. wyjeżdżał z rodzicami na wczasy. Raz trafił do Juraty, do ośrodka wojskowego. Pełny luksus. Na korytarzach czerwone dywany, w pokojach radia, a na kolację codziennie szynka. W okolicach Karpacza było już znacznie gorzej: w jednym domku cztery rodziny, wspólna ubikacja, a umywalki i prysznice w osobnym budynku. Atrakcji dostarczał kaowiec, który na wycieczkach w ruinach zamu przebierał się za ducha.

Niekiedy na wczasach zakładowych trudno było zapomnieć o pracy. Mama Anny Anders jako nauczycielka często jeździła na wczasy ZNP. W Nowogrodzie nad Narwią mieszkała w miejscowej szkole podstawowej. Jej rodzina spała w... sali lekcyjnej. Za rok w Mrągowie warunki były lepsze - zamieszkali w szkolnym internacie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki