MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Strażnik nekropolii

Monika Pawlak
Cezary Pawlak w swoim magicznym miejscu, czyli na Starym Cmentarzu
Cezary Pawlak w swoim magicznym miejscu, czyli na Starym Cmentarzu fot. Grzegorz Gałasiński
O jubileuszowej kweście na Starym Cmentarzu przy ulicy Ogrodowe, ratowaniu zabytkowych nagrobków i planach na bliższą i dalszą przyszłość z Cezarym Pawlakiem, prezesem Towarzystwa Opieki nad Starym Cmentarzem przy ul. Ogrodowej - rozmawia Monika Pawlak

W niedzielę, jak co roku 1 listopada, stanie Pan z puszką na Starym Cmentarzu. Wyobraża Pan sobie ten dzień bez kwesty?

Nie, już nie. Przecież to już 15 rok z rzędu będziemy zbierać pieniądze na ratowanie zabytków tej nekropolii.

Właśnie, świętujecie jubileusz...

Tak i to podwójny, bo w tym roku mamy 15-lecie kwesty i 10-lecie istnienia Towarzystwa Opieki nad Starym Cmentarzem przy ul. Ogrodowej. Ale nie celebrowaliśmy dotychczas żadnych rocznic i nadal nie będziemy tego robić.

Żadnego święta? Uroczystości?

Nie planujemy uroczystych obchodów, ani akademii "ku czci". Przygotowaliśmy za to kilka niespodzianek dla łodzian, by zaakcentować rocznice i jakoś podsumować naszą działalność. Wydaliśmy specjalny album, w którym pokazujemy odnowione pomniki i przypominamy historię: kwest, towarzystwa i Starego Cmentarza. Rocznice to także dobra okazja do wspomnień.

Powspominajmy zatem. Pierwsza kwesta odbyła się w 1995 roku...

I jest zasługą Stanisława Łukawskiego, nieżyjącego już nestora łódzkich przewodników. We wrześniu 1995 roku z inicjatywy pana Stanisława powstał Społeczny Komitet Opieki nad Starymi Cmentarzami w Łodzi, a 1 listopada zorganizował pierwszą zbiórkę. Trzeba podkreślić, że nie byłoby kwest, gdyby nie media. Pomysł pana Łukawskiego podchwyciła telewizja i bardzo pomogła zarówno w rozpropagowaniu idei komitetu, jak w zorganizowaniu i przeprowadzeniu zbiórki.

Kto stał z puszkami? Tylko przedstawiciele komitetu?

Nie tylko. W pierwszą zbiórkę zaangażowali się mocno przedstawiciele środowiska artystycznego Łodzi, oczywiście także przewodnicy po Łodzi i miłośnicy zabytków. Nie było nas wtedy wielu, ale uzbieraliśmy 19 tysięcy. Z dzisiejszej perspektywy może się wydawać, że to niewiele, ale dzięki tej premierowej zbiórce odnowiliśmy bramy wejściowe do trzech części wyznaniowych nekropolii.

Kolejne kwesty także organizował komitet?

Do 1998 roku. Rok później organizację kwest i szeroko pojętą ochronę zabytków tej nekropolii przejęło Towarzystwo Opieki nad Starym Cmentarzem. Pierwszym prezesem był oczywiście Stanisław Łukawski, bo towarzystwo przejęło, a właściwie było kontynuatorem działań społecznego komitetu.
Pamięta Pan pierwszy odrestaurowany pomnik za pieniądze z kwesty?

Pierwsze realizacje konserwatorskie były poświęcone ludziom sztuki, teatru. Chcieliśmy w ten sposób uhonorować znanych łodzian, a także ratować nagrobki o dużych walorach artystycznych. Do tej pory wybieramy do odnowy zabytki kierując się ich wartością oraz stanem technicznym. Pierwszeństwo mają te, które mogą nie przetrwać kolejnej zimy.

Z roku na rok odnowionych pomników przybywa. Ile zabytków udało się uratować dzięki kwestom?

Prawie 90. Z roku na rok realizacji konserwatorskich mamy coraz więcej, bo i pieniędzy do podziału przybywa. Naprawdę jestem wdzięczny łodzianom za ich hojność, bo towarzystwo nic by nie zdziałało gdyby nie datki.

Po tylu latach chyba już nikomu nie trzeba tłumaczyć na co zbieracie pieniądze?

Podczas pierwszych kwest rzeczywiście łodzianie wypytywali na jaki cel zbieramy, dlaczego. Teraz wszystko jest jasne, nie trzeba nikogo zachęcać, przeciwnie. Wielu łodzian przyjeżdża specjalnie na Stary Cmentarz, by wrzucić ten symboliczny grosik do puszki. Choć groby bliskich mają na innych nekropoliach. Uważam, to za duży sukces naszego towarzystwa, choć nie jedyny.

To proszę wymienić inne sukcesy. Jubileusz to także okazja, by się trochę pochwalić.

Za bardzo ważny, a może najważniejszy, uważam walor edukacyjny naszej działalności. Na początku kwesta odbywała się tylko 1 listopada, ale od kilku lat trwa dwa lub trzy dni. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wsparcie młodzieży. Pomagają harcerze, a przede wszystkim uczniowie łódzkich szkół.

Pan, jako prezes towarzystwa, zainicjował udział szkół w zbiórkach?

Zaczęliśmy od patronatów nad odnowionymi nagrobkami. Polega to na tym, że klasa lub szkoła opiekuje się jednym, odrestaurowanym pomnikiem. Sprząta, myje go, zapala świeczki. Ostatnio do tego grona dołączyła Szkoła Podstawowa nr 51, która wzięła pod opiekę grób swojego patrona Stefana Linke. Politechnika Łódzka z kolei opiekuje się grobowcem rodziny Schweikertów, Bractwo Piwne odnowiło pomnik rodziny Anstadtów, mógłbym tak jeszcze długo wymieniać. Udział w kwestach był naturalną konsekwencją tych patronatów. Dzięki nim młodzież uczy się historii swojego miasta, szacunku dla przeszłości, tradycji.
Wychowuje Pan sobie potencjalnych następców?

Kiedyś na pewno młodsze pokolenie pewnie przejmie od nas pałeczkę, to naturalna kolej rzeczy. Ale nie o to chodzi. Ta pomoc jest nam bardzo potrzebna, bo kwesta i nasza działalność rozrosła się do takich rozmiarów, że czasami brakuje nam czasu by ze wszystkim zdążyć. Choćby porządki na cmentarzu. Jestem bardzo wdzięczny młodym ludziom z Grupy Pewnych Osób, którzy zainicjowali i kontynuują porządki przed kwestą. Dzięki ich inicjatywie powstał magazyn narzędzi do sprzątania. To niby drobiazg, a co roku był kłopot ze zdobyciem grabi czy worków na liście.

O towarzystwie mówi się zwykle przy okazji kwest, a przecież to tylko część waszej działalności?

Oczywiście, że tak. Zbiórka trwa kilka dni, nie ukrywam, że podczas samej kwesty pomocy nam nie brakuje, bo z puszkami co roku stoją dziennikarze, politycy, artyści, władze miasta. Tych osób jest coraz więcej i wszystkim dziękuję, bo im więcej puszek, tym więcej pieniędzy, a co za tym idzie - odnowionych pomników. Ale później zaczyna się ta cicha i mozolna praca, czyli rozliczenie kwesty, wybór pomników do renowacji na kolejny rok, przetargi dla konserwatorów, nadzorowanie, a później zaakceptowanie ich pracy. W towarzystwie jest nas kilka osób, robimy to społecznie, naprawdę przydałaby się pomoc. Nie chcę być źle zrozumiany, nie narzekam, nadal będziemy się w to angażować. Ale uważam, że bardzo jest nam potrzebna zmiana formuły działania, wzięcia jej, nie wiem, w urzędowe ramy.

Mam Pan jakiś pomysł czy plan?

Trzeba jasno powiedzieć, że wszystkie organizacje, szkoły czy stowarzyszenia, które nas wspierają robią to z miłości do zabytków i miasta. To bardzo cenne, ale nie zastąpi typowo urzędniczych działań, które w obecnej rzeczywistości są konieczne. Cmentarz wymaga gruntownej inwentaryzacji, wiemy, że w rejestrze zabytków figurują 122 nagrobki, a 11 z nich przestało istnieć! Kolejne giną, bo dysponenci grobów nie wiedzą, że mają do czynienia z zabytkiem, albo to lekceważą i przerabiają nagrobki na nowoczesne. Ktoś musi się tym zająć i pilnować. My jako towarzystwo nie jesteśmy w stanie tego robić. Z cmentarza regularnie giną także fragmenty zabytkowych ogrodzeń, elementy pomników. Pomoc przydałaby się także w staraniach o fundusze z innych źródeł niż kwesta.

Ale towarzystwo dostało przecież dofinansowanie z Ministerstwa Kultury na prace konserwatorskie?

Zgadza się, dostaliśmy 120 tysięcy, ale pisanie wniosków, poprawianie ich wymaga czasu, którego nam brakuje. Przyda się także doświadczenie w takich sprawach, ktoś kto zawodowo zajmuje się pozyskiwaniem środków z Unii Europejskiej pewnie umiałby znaleźć fundusz, do którego i my moglibyśmy aplikować. Nie wiem czy coś takiego istnieje, ale i nikt z naszego grona nie jest specjalistą w tej dziedzinie.
Nie obawia się Pan, że towarzystwo pod wodzą urzędników, choćby najlepszych, straci swój charakter? Mam wrażenie, że łodzianie tak chętnie was wspierają, właśnie dlatego, że jesteście społecznikami.

Jestem tego samego zdania, nie można pozwolić, by kwesta straciła ten społeczny charakter. Dlatego nie oczekuję, że wszystko przejmie od nas urząd, ale marzy mi się stała współpraca z kompetentnym pracownikiem choćby magistratu. Współpracujemy z miejskim i wojewódzkim konserwatorem zabytków, dlatego ideałem byłoby gdyby pomagał nam ktoś z tego wydziału. Po kweście usiądziemy wspólnie i zastanowimy się jak z tego wybrnąć, by nie zaszkodzić.

Wróćmy do Starego Cmentarza. Kaplica Scheiblera, to sukces towarzystwa czy porażka?

Sukces! Chcę przypomnieć, że to my zapoczątkowaliśmy proces odnawiania kaplicy. W 2002 roku przywróciliśmy pierwotny, historyczny napis nad głównym wejściem "Pamięci Karola Scheibler". Od 2003 roku działaniami na rzecz kaplicy zajmuje się specjalnie powołana fundacja. Towarzystwo co roku wpłaca na jej konto 10 procent z kwesty. Choćbyśmy nie wiem jak się starali nie uratujemy kaplicy. Chodzi o koszt, renowacja jest szacowana na 20 milionów złotych, nie uzbieramy takiej kwoty.

A dlaczego właściwie aż tak Pan się zaaangażował w ratowanie tej nekropolii?

Z sentymentu i zachwycenia unikalną i wspaniałą historią Łodzi. Na Stary Cmentarz prowadzał mnie dziadek, kiedy byłem chłopcem. Już wtedy wiedziałem, że to magiczne miejsce w Łodzi i trzeba o nie zadbać...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki