Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kapadocja. Łazienka z sedesem w... kabinie prysznicowej, powalająca herbata sułtana i 20 ciast co dzień. Tego nie dowiesz się z przewodnika

Patrycja Wacławska
Patrycja Wacławska
Lot balonem nad Kapadocją o wschodzie słońca. W górę wzbija się jednocześnie aż sto balonów
Lot balonem nad Kapadocją o wschodzie słońca. W górę wzbija się jednocześnie aż sto balonów Patrycja Wacławska, Jacek Zemła
Jeśli myślałeś, że podczas wakacji nic już cię nie zaskoczy – jedź do Kapadocji. Tam znajdziesz łazienkę z sedesem w… kabinie prysznicowej. Trafisz do mieszkania, do którego schody prowadzą pod ziemię. I przekonasz się, że polscy kierowcy to aniołki. Odkryj z nami nieznane oblicze tureckiej Kapadocji.

Wakacje na Księżycu? To może się nie udać… Ale od krajobrazów wypisz, wymaluj księżycowych dzielą nas niespełna trzy godziny lotu. Turecka Kapadocja – „kraina pięknych koni” – zapiera dech nawet tym, którzy „już wszystko widzieli”.

Ach, zamieszkać w skale

Tworzące iście księżycowy krajobraz skały. Doliny, które erupcja wulkanów ukształtowała tak fantazyjnie, że nie sposób uwierzyć, iż odbyło się to bez ingerencji człowieka. Domy i kościoły wykute w tufach wulkanicznych. Piękne, zadziwiające, prowokujące pytania: „Ale jak to jest, że te skały trzymają się jedna na drugiej – przecież to niemożliwe?”, „Czy można wydrążyć dom w skale i naprawdę tam mieszkać?”.

Ano można. I wcale nie trzeba uciekać wyobraźnią 700 lat wstecz, kiedy to powstały pierwsze domy w skałach. W Nevşehir oraz innych miastach nazywającej się tak samo prowincji, bez trudu znajdziemy noclegi w skalnych hotelach. Gołe ściany (znaczy – skały) i spartańskie warunki? Nic bardziej mylnego! Na gości czekają apartamenty wyposażone w wannę z hydromasażem, kominek, własną saunę i podgrzewaną kamienną łaźnię. Oczywiście standard zależy od tego, ile jesteśmy w stanie zapłacić.

Ale – chociaż trudno w to uwierzyć – mieszkanie w skale to także codzienność dla części mieszkańców Kapadocji. Burak (to popularne w Turcji imię) zaprasza nas do swojego mieszkania: „To chyba pomyłka! Zabłądziliśmy! Niemożliwe, żeby tu ktoś mieszkał!”. Ależ możliwe. Na skraju drogi, na środku trawiastego pola, nagle idące w dół, pod ziemię schody. Jakby donikąd. Może do jakiegoś schronu? Nieśmiało schodzimy. Burak zapowiada, że trzeba koniecznie zdjąć buty, bo dba o swoje dywany. Faktycznie, pod ziemią mieszkanie – mnóstwo dywanów na kamiennych podłogach, kilimy na ścianach, kanapy z poduchami, piecyk, regał z telewizorem. Idealna temperatura – czy mróz, czy upał 18 st. C. Tu mieszka Burak i jego rodzina. A przynajmniej tak twierdzi. Bo wśród turystów zdania są podzielone. Nie brakuje takich, którzy upierają się, że to lokum tylko na pokaz – taka mistyfikacja dla przyjezdnych…

Prawo jazdy dla każdego

Złego słowa na polskich kierowców nie powie ten, kto zobaczy bezhołowie panujące na tureckich drogach. Sygnalizacja, przejścia dla pieszych, znaki… – tam nic nie rządzi. Jeżdżenie na czerwonym, zajeżdżanie drogi, slalom skuterem między samochodami z dzieckiem usadowionym między kierowcą a kierownicą (oczywiście bez kasku i jakichkolwiek innych zabezpieczeń) – nikogo nie dziwi. I nikt, naprawdę nikt nie ma z tym problemu. Jeśli nawet któryś z kierowców na środku ruchliwej drogi złamie jednocześnie wszystkie możliwe przepisy – pozostali cierpliwie zaczekają aż zakończy swe manewry… Żadnych nerwów, krzyków, pukania się w czoło, ani innych gestów, o których wprost nie wypada wspominać.

İbrahim, nasz przewodnik, sumituje się, że taka jazda to skutek tego, iż w Turcji właściwie każdy może zrobić prawo jazdy. Ale czy zakłopotanie İbrahima jest potrzebne skoro podczas całej podróży po Turcji (a pokonaliśmy w tydzień niemal 1700 km) nie widzieliśmy żadnego wypadku, ba – nawet drobnej stłuczki…

Przewróciło się, niech leży…

...chciałoby się zaśpiewać za Kubą Sienkiewiczem, przechadzając tureckimi ulicami. Bo czy to antyczna dzielnica, czy enklawa luksusu, możemy być pewni, że już za chwilę naszym oczom ukaże się składowisko porzuconych przez kogoś i dawno już zapomnianych klamotów. Na trawniku pod drogą restauracją stare odrapane drzwi bez klamki, które zapewne leżą tam już od kilku sezonów. Na trawniku pod pięciogwiazdkowym hotelem góra starych umywalek, bo akurat kiedyś wymieniali. Na balkonach tureckich mieszkań wcale nierzadkim widokiem są góry starych sprzętów pokrytych warstwą wieloletniego kurzu.

Zresztą porządek mocną stroną Turków nie jest. Ale, ale… Chociaż co któryś talerz w hotelowej restauracji prosi się o ponowne umycie, to nijak nie można ogonić się od pokojówek, które zapamiętale dzień w dzień pucują pokój, układają w kostkę piżamy. Wyciągają z najgłębszego kąta kapę na łóżko i mozolnie ją układają. Nieważne, że nikomu nie jest potrzebna i zaraz znowu zostanie zdjęta – ma leżeć i już. Kosz na śmieci ustawiają pod odpowiednim skosem. Nieważne, że stoi na środku i zaraz znowu zostanie przestawiony, bo można się o niego potknąć – ma tam stać i tyle. Bo to hotel pięciogwiazdkowy i tu trzeba przestrzegać standardów!

SPRAWDŹ Kapadocja. Ile zapłacisz za napoje i jedzenie? O czym musisz pamiętać?

Lot balonem nad Kapadocją o wschodzie słońca. W górę wzbija się jednocześnie aż sto balonów

Kapadocja. Łazienka z sedesem w... kabinie prysznicowej, pow...

Standardów tureckich rzecz jasna. „Zaufaj mi, jestem architektem” – zakrzyknął zapewne turecki projektant łazienki w jednym z tureckich – a jakże! – pięciogwiazdkowych hoteli po tym, jak zamontował sedes wewnątrz kabiny prysznicowej. Hotel zdaje się walczył o utrzymanie piątej gwiazdki. Kolejnego basenu dobudować się nie dało, na poszerzenie klatki schodowej było za mało miejsca. Ale powiększenie kabiny? Czemu nie! No i tak sedes znalazł się w jej wnętrzu. Taką wnętrzarską innowację zastosowano we wszystkich pokojach, w całym budynku. Można? Pewnie!

Goniąc Europę

Wydawało mi się, że Turcję poznałam dość dobrze. Spędzone tam półtora miesiąca dawało pewność, że już nic mnie w tym kraju nie zaskoczy. Ale od ostatniego pobytu minęły 23 lata, a Turcja pędzi ku Europie.

Oczywiście w miejscach kultu muzułmańskiego wymagany jest skromny strój, zakrywający ramiona, kolana, u kobiet także włosy. To miejsca, gdzie – jak mówi nasz przewodnik İbrahim, uroczo kalecząc polski – „mężczyźni zakładają długo spodnie”.

Na ulicach owszem spotyka się kobiety w tradycyjnych strojach. Ale tradycyjnie ubranych mężczyzn już niemal się nie spotyka, choć jeszcze 23 lata temu było to codziennym widokiem.

Turcja nie tylko goni Europę, ale są miejsca, gdzie można odnieść wrażenie, że rozpychając się niepohamowaną wystawnością próbuje zostawiać ją w tyle. Należy do nich miejscowość Belek z hotelami okapującymi przepychem i złotem. Zarówno bryła, jak i nazwa górującego nad miastem Kremlin Palace nie pozostawiają wątpliwości, że za ich powstaniem stoi rosyjski kapitał. Czy ten rodzaj okazałości jest godny zachwytu – to kwestia gustu.

Właściwie wszędzie można już płacić kartą. W miasteczkach bez większego trudu znajdziemy bankomat, który wypłaci nam euro.

Coraz więcej też sklepów, w których „po europejsku” zrobimy zakupy bez nagabywania przez tureckich sprzedawców. Jednak wybierając się na bazar musimy być asertywni, by nie dać się namówić na niechciane zakupy. W większych miastach nie brakuje też krążących po ulicach handlarzy, którzy będą nam oferowali sprzedawane z ręki perfumy lub papierosy. Chyba lepiej jednak udać się po te towary do marketu…

Ceny są porównywalne z polskimi. Za jedzenie i napoje zapłacimy właściwie tyle, ile w Polsce. Prawdziwa turecka kawa ze słodkimi dodatkami na tarasie skalnego miasta KayaSehir to wydatek ok. 13 zł.

Za lot balonem nad Kapadocją o wschodzie słońca trzeba zapłacić 210 euro od osoby. Czy warto? Ja nie żałuję. Wspomnienia, jakie pozostają po godzinie majestatycznego unoszenia się nad bajeczną krainą w jednym ze stu żeglujących w tym samym czasie w powietrzu balonów, warte są takiej ceny.

Smaki krainy pięknych koni

Grillowane ryby i mięsa, mnóstwo warzyw i pomarańcze, których smakowi wprost nie można się oprzeć, to dominujące smaki tureckiej kuchni.

I do tego słodycze – chałwa, przeszywająco słodka baklawa i nieprzebrana gama ciast. Każdy szanujący się hotel oferuje do kolacji ponad dwadzieścia gatunków tych smakołyków. O najróżniejszych kolorach, fakturach, dodatkach, stopniach słodkości. To prawdziwy raj dla łasuchów.

Dla równowagi w sklepie z chałwą częstują gości herbatą sułtana. Imbir, limonka, liście laurowe, cynamon, goździki, kardamon, anyż, trawa cytrynowa, miód – ta mieszanka tworzy niezwykle intensywny zapach, dla nieprzyzwyczajonych nosów odpychający. Jeśli jednak uda nam się go oswoić i napić tego naparu, uderzające uczucie orzeźwienia zapamiętamy na długo. Chyba tylko rodowitym Turkom po herbacie sułtana łzy nie lecą ciurkiem. Ale gościnności i poczęstunku odrzucić tu nie wypada.

Nasz turecki przewodnik İbrahim, który polskiego uczył się będąc wolontariuszem w jednym z przedszkoli w centrum Łodzi, codziennie mile nas zaskakiwał, częstując słodkimi lokalnymi przysmakami lub spryskując nam ręce wonnymi olejkami o egzotycznych zapachach.

I co dzień rano pytał po turecku, jak się mamy, przestrzegając jednocześnie, że najgorsza odpowiedź, jakiej moglibyśmy udzielić brzmi, jak polskie imię „Bogdan” (tureckie: „boktan”), bo to by znaczyło, że czujemy się kiepsko albo i jeszcze gorzej…

Chyba jednak turyści nie czują się w Turcji kiepsko. Międzynarodowe lotnisko w Antalyi, największy port lotniczy na południu kraju, obsługiwał w 2023 roku 1300 lotów dziennie (przyloty i odloty). W 2024 roku zamierza powiększyć tę liczbę do 1400.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki