- Byłem świadkiem, jak zomowiec zapytał staruszka, którą ręką składał kwiaty przed kościołem na ul. Sienkiewicza, a następnie pałą walił go po tej ręce – wspomina. - Kilku zomowców waliło pałami leżącego na podłodze chłopca, a on wył jak zarzynane zwierzę. Po uderzeniu pałką, z głowy trysnęła mu krew. Przed komendą ustawiono „ścieżkę zdrowia” i osoby, które miały wchodzić po dziesięciu do samochodów-więźniarek były bite przez zomowców...
Łódź była jednym z niewielu miast w Polsce, w których po wprowadzeniu stanu wojennego doszło do masowych protestów. Od 13 do 17 grudnia w rejonie siedziby Zarządu Regionalnego „Solidarności” i pobliskiej katedry gromadziły się tłumy ludzi palących znicze i skandujących nazwę Związku. W poprzek ul. Piotrkowskiej zbudowano nawet niewielką barykadę z płyt chodnikowych. Demonstranci rozpędzani byli przez oddziały ZOMO, korzystające z armatek wodnych i granatów z gazem łzawiącym. Dziesiątki osób trafiały na przesłuchania, a następnie przed kolegia ds. wykroczeń, orzekające najczęściej dotkliwe kary finansowe.
CZYTAJ DALEJ>>>
.
Wiktor miał szczęście. Jego sprawa zakończyła się kolegium. Dostał 2000 złotych grzywny...
Według danych łódzkiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w grudniu 1981 roku internowano ponad 5 tys. osób, z tego ok. 140 z województwa łódzkiego/ Łącznie w okresie stanu wojennego w ponad 50 ośrodków odosobnienia, jak nazwano miejsca osadzenia więźniów politycznych, znalazło się prawie 10 tys. osób. Według oficjalnych danych 238 z nich pochodziło z naszego województwa.
Liderzy „Solidarności” w Łodzi, Andrzej Słowik i Jerzy Kropiwnicki, którzy zostali aresztowani w niedzielę 13 grudnia, zdążyli wcześniej wezwać do strajku powszechnego w regionie. Na wezwanie odpowiedziało kilkadziesiąt zakładach na terenie województwa. Protest nie przybrał jednakże masowego charakteru. Tam, gdzie pracownicy byli najbardziej zdeterminowani do kontynuowania strajku, do akcji wkraczało oddziały milicyjne i wojskowe. Interweniowały one m.in. w „Bistonie”, „Albie”, „Elcie”, „Fonice”, „Emforze”, „Polanilu”, „Uniprocie”, „Teofilowie”, Fabryce Szlifierek im. J. Strzelczyka oraz w zajezdniach tramwajowych w Chocianowicach i przy ul. Tramwajowej. W żadnym z wymienionych zakładów robotnicy nie stawiali oporu, opuszczając w obliczu demonstracji siły teren przedsiębiorstwa...
CZYTAJ DALEJ>>>
.
Uczestnicy strajków narażeni byli na dotkliwe konsekwencje. Należały do nich wysokie kary więzienia, internowanie, wyrzucenie z pracy z „wilczym biletem”, co w konsekwencji niejednokrotnie oznaczało pozbawienie środków do życia.
Spośród uczestników protestów grudniowych najwyższe kary pozbawienia wolności wymierzono Słowikowi i Kropiwnickiemu (4,5 roku, podwyższone przez Sąd Najwyższy do 6 lat). Na kary od 3 do 3,5 roku skazani zostali m.in. Zdzisław Trusiński za kierowanie strajkiem w zakładach „Teofilów”, Krzysztof Patora i Jan Łuczak z „Uniprotu”, Wojciech Rutowicz, Włodzimierz Stefaniak i Ryszard Jurzysta z „Bistony”, Longin Chlebowski z MPK...
CZYTAJ DALEJ>>>
.
Longin Chlebowski, działacz „Solidarności” w łódzkim MPK wspomina, że rano 13 grudnia dzieci obudziły go mówiąc, że nie ma „Teleranka”.
- Moja żona ma na imię Wiesława, obchodziła imieniny, mieliśmy gości – opowiada Longin Chlebowski. - Część z nich u nas nocowała. Rano przyszła do nas koleżanka, Łucja Piaseczna, jej mąż był działaczem „Solidarności”, z informacją, że zostałem aresztowany. Poprosiłem, by przyszedł jej małżonek Hirek. Wziąłem jeszcze innego kolegę Stasia, który mieszkał w moim bloku. Obaj z Hirkiem już nie żyją. Postanowiliśmy dostać się do zajezdni przy ul. Tramwajowej. W trójkę poszliśmy na krańcówkę autobusową przy skrzyżowaniu ul. Maratońskiej i Popiełuszki w Łodzi, teraz zlikwidowaną. Wziąłem wtedy autobus. Pojechaliśmy na ul. Tramwajową. Pokazałem, że nie jestem aresztowany, a byłem wtedy przewodniczącym „Solidarności” w łódzkiej MPK. Zapowiedziałem, że objadę wszystkie zajezdnie. Rozpoczęliśmy przygotowania do strajku. Pilnowaliśmy, by nikt nie zniszczył sprzętu. W międzyczasie zmienił się kierowca autobusu, którym jechałem, zmieniliśmy trasę. Gdyby tak się nie stało, że zostałbym zatrzymany na jednej z zajezdni.
CZYTAJ DALEJ>>>
.