Marek Cichucki zgłosił się do czerwcowej akcji czytania scenariusza, a dzień później ją zbojkotował, mówiąc, że tekst to "bełkot" i widownia nie będzie mieć korzyści z takim obcowania z nim. Zdaniem dyrektora Teatru Nowego doszło do naruszenia etyki zawodu, zdaniem aktora nie, bo akcja miała być tylko "odfajkowaniem" manifestacji. I on też zamanifestował - niezgodę na obcowanie z byleczym.
Rozumiem argumenty Cichuckiego, co nie znaczy, że nie mógł ich wprowadzić w życie tak, by przynajmniej dla leniwych mediów być "czystym". Rozumiem też dyrektora Zdzisława Jaskułę, ale mógł on pewnie minimalizować "wylanie się" sprawy. Są pewnie i kulisy sprawy, których nie poznamy, ale dziś obaj oni mają rację, jednocześnie nie mając jej w pełni. Są zgodni, że ideologie nie zaważyły na ich decyzjach, ale dali pretekst do kolejnego odcinka "kulturowej wojny", którą leniwe media sprzedają "na pniu" w formie informacyjnej papki.
Znów każdy może chwycić dogodny argument, dosiąść go i pognać w siną dal. Kolejne łatwe analogie i proste recepty lecą z zatrważającą łatwością. "Nasz Dziennik" widzi w aktorze ofiarę "złej" "Golgoty", łódzka "Gazeta Wyborcza", z cichą (jak się wydaje) satysfakcją pyta czy "klauzula sumienia" obowiązuje w teatrze. Czyli odsyła do swojej wizji sprawy prof. Chazana. Klauzula ma związek z kulawym prawem medycznym i ciężko zrównać zdrowie pacjenta i sumienia lekarza z wolnością aktorskich decyzji. Nie ta skala. Aktor może porzucić rolę bez względu na powód. A historia teatru zna też wielu, którzy gubiąc etykę tracili etat. Ale wtedy historii w głowach mas media nie pisały jedynie "sensacyjkami".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?