Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Aladyn”: Księżniczki mówią dość! Jaskinia cudów już im nie wystarczy [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Sułtanem światowego kina jest dzisiaj Disney. Budżety jakie studio wykłada na kolejne produkcje sprawiają, iż nie ma baśni, której nie da się urealnić na ekranie. Nawet już wielokrotnie opowiedzianej. I co więcej, korporacja zarobi krocie nawet na produkcie, który nie jest szczególnie udany.

Cykl komputerowo-aktorskich adaptacji legendarnych animacji Disneya wzbogacił się o „Aladyna” i nic nie wskazuje na to, aby owa tendencja uległa zmianie (już w lipcu premiera odświeżonego „Króla Lwa”, prace nad kolejnymi przedsięwzięciami trwają). Granie na sentymentach i przekonaniu, że lubimy to, co dobrze znamy, sprawdza się znakomicie i Disney może wypychać swoją jaskinię cudów, zwaną także sejfem, kolejnymi kosztownościami i monetami.

Przepoczwarzając animowanego „Aladyna” reżyser Guy Ritchie w głównych zarysach trzyma się oryginalnej fabuły, ale w detalach wprowadza niemało zmian, przede wszystkim nieco inaczej rozkłada akcenty. Uwypukla wątek feministyczny: księżniczka Dżasmina nie tylko chce mieć prawo do małżeństwa z miłości, samostanowić o swoim losie czy na równi z mężczyznami być kandydatką do rządzenia królestwem, lecz pragnie również obalać tradycję, zmieniać prawo, inicjować bliskość z ukochanym. Potrafi bezwzględnie wykazać, iż jest o niebo inteligentniejsza od młodzieńców ubiegających się o jej rękę (choć szkoda, że reprezentuje ich tu jedynie atrakcyjny, skończony kretyn, którego pokonanie bystrością wyczynem nie jest); jednocześnie wzruszając bezmiarem empatii. W swojej komnacie studiuje mapy i księgi, doskonale rozumie mechanizmy polityki, wie, w jaki sposób należy poruszyć sumienie i wzbudzić entuzjazm poddanych, potrafi rozczytać rozpasaną, męską chciwość władzy. Ba, nie przeszkadza jej nawet to, że w związku z Aladynem to ona, z racji pochodzenia i statusu, będzie tą, która więcej „zarabia”. Celne, potrzebne i aktualne, a na ile w „realu” wystarczy paniom dobre serce partnera, każdy może łatwo sprawdzić...

Ritchie wyostrza poza tym niebezpieczeństwa jakie niosą ze sobą zachłanność oraz zgoda na tyranię, podkreśla, iż nie zawsze lojalność jest chwalebna. Reaguje swoim „Aladynem” na napięcia współczesności, chwilami nawet znacząco odchodząc od przypisanej animowanej wersji estetyki i klimatu ciepłej baśniowości. Wierny pozostał natomiast pewnie najważniejszej nauce wynikającej z disneyowskiego filmu sprzed 27 lat - że jego sukces w dużej mierze opierał się na śmiałym, szalonym, nowoczesnym, rozpasanym potraktowaniu postaci Dżina (warto przypomnieć, iż w tamtej odsłonie głos podkładał pod niego Robin Williams, a w polskiej wersji językowej, świetnie, Krzysztof Tyniec). Należało „tylko” znaleźć aktora, który natychmiast wzbudzi sympatię widzów i naturalnie poradzi sobie z nietypowym zachowaniem i zdrową miłością własną ducha z lampy. I Will Smith okazał się idealnie „narysowanym” do tej opowieści - konkurencją mógłby być chyba jedynie Eddie Murphy parę lat wcześniej. Każde jego pojawienie się na ekranie ożywia nieco smętną narrację, wprowadza sporo humoru, ale i niewymuszonego wdzięku. W wersji z rodzimym dubbingiem słyszymy głos Grzegorza Damięckiego - i tej interpretacji polotu oraz fantazji trochę zabrakło.

Will Smith wygrywa i dlatego, że nie spotkał się na planie z wyrazistą konkurencją. Zdecydowanie najsłabszy jest Mena Massoud - to nijaki Aladyn, bez charyzmy, wpisanych w tę osobowość żaru i czaru. Robi, co może, by przerażać Marwan Kenzari jako Dżafar, pozwala się doskonale filmować zakochanej kamerze Naomi Scott, czyli Dżasmina. Nie pozwolono na pokazanie pełnego komediowego potencjału Nasim Pedrad, wcielającej się w nową postać - Dalię, służącą księżniczki. W polskiej wersji językowej niekorzystnie prezentuje się przy tym strona wokalna, niezłe piosenki wypadają blado, bez musicalowej mocy.

Oko najbardziej radują żywiołowe, pomysłowe układy taneczne w bollywoodzkim stylu oraz unikanie oszczędności przy projektowaniu kostiumów. Spece od efektów komputerowych dorzucają jeszcze, zdaje się niezbędną we współczesnym kinie z elementami fantasy dawkę potworów i mamy wizualny popis, który ma zachwycać, nawet jeżeli nie zachwyca.

Oczywiście, pod całym tym błyskiem i fajerwerkiem kryje się przesłanie, iż nie to, co zewnętrzne, „podrasowane” jest najważniejsze. Dobrze być prawdziwym, lepsza szczerość od najpiękniejszego nawet udawania. Tak naprawdę to mieszkamy w jaskini cudów, niepotrzebne są odcinające nas od ludzi i autentyzmu kamienie ułudy, tylko jakoś wypełniliśmy ją pragnieniami tego, co w swej istocie cudem nie jest.

„Aladyn” wskazuje zarazem, że warto zachować otwartość, bo nigdy nie wiadomo jak i skąd może nadejść odmiana losu. My tutaj jedynie, jak się okazuje, źle poszukujemy. Bo ów Dżin, który spełni nasze życzenia, to mieszka w lampie. A nie we flaszce.

Aladyn USA baśń, reż. Guy Ritchie, wyst. Mena Massoud, Will Smith, Naomi Scott

★★★☆☆☆

od 12 lat
Wideo

Stellan Skarsgård o filmie Diuna: Część 2

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki