Przed rokiem w Łodzi ludzie wychodzili na ulice z protestami, bo publiczne przychodnie i szpitale, w których leczyli się od lat, kontraktów nie dostały. A nie dostały, bo miały za słabe oferty, sprzęt, specjalistów. Dyrektorzy tych szpitali podnosili, że zwycięzcy wszystko mają lepsze, "ale tylko na papierze", a NFZ nie przeprowadza kontroli ofert. Jak się bronił NFZ?
Placówki niepubliczne przedstawiły lepsze oferty, a nie kontrolowano ich, bo po raz pierwszy w historii ofert napłynęło tak dużo, zatem skontrolowano tylko dokumentację, a ta była w porządku. Alibi kompletnie od czapy, zważywszy na fakt, że NIK odkrył choćby lekarza, który po 10 godzin jednego dnia "pracował" w dwóch przychodniach odległych od siebie o 10 km.
Albo że przy wykazywaniu nowego sprzętu w ofertach nie było dowodów jego zakupu. Czy jestem kretynem, gdy myślę, że to wszystko można było wyczytać w dokumentach? No, ale jeśli ma się tylko "poczucie", że pracuje się "uczciwie i zgodnie z prawem", to jak najbardziej jest się uprawnionym do dawania ciała. To zresztą chyba jest o tyle łatwiejsze, że chodzi o wydawanie pieniędzy publicznych.
Marcin Darda
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?