Andrzej Bargiel i jego ekstremalna miłość do gór

Partnerem cyklu jest Totalizator Sportowy
Każdy kto zjechał na „deskach” z Kasprowego Wierchu lub „śmigał” po alpejskich lodowcach może się uważać – i przecież się uważa – za znakomitego narciarza. Jak zatem określić człowieka, który szusuje ze szczytu K2? Może… – Śnieżna Pantera?

Urodzony w 1988 roku w Łętowni, niedaleko Jordanowa na południu Polski, Andrzej Bargiel jeździć na nartach nauczył się pewnie wcześniej niż chodzić. Dorastał w licznej rodzinie (jest dziewiątym z jedenaściorga dzieci swoich rodziców) i – jak sam mówi – od dziecka rozsadzała go energia. Uprawiał najróżniejsze sporty, pewne sukcesy zaczął osiągać w kolarstwie górskim, ale to narciarstwo stało się treścią i największą przygodą jego życia.

„Swoje pierwsze narty kupiłem od sąsiada, kiedy miałem 9 lat, i uważam, że zrobiłem interes życia” – wspomina Andrzej Bargiel. „Zamieniłem paletki do tenisa stołowego, dorzucając z ciężkim sercem scyzoryk, na drewniane narty z przykręcaną krawędzią i plastikowym ślizgiem oraz buty. Byłem tak podekscytowany, że nie mogłem spać. Gdy tylko spadł pierwszy śnieg, ciągnąłem bandę kumpli na nasze przydomowe górki. Wspólnie ubijaliśmy trasy zjazdowe i budowaliśmy pierwsze skocznie. Właśnie w tych miejscach stawiałem pierwsze kroki w dyscyplinie nazywanej freeride’em. Często zdarzały mi się ucieczki z lekcji lub symulowanie dziwnych przypadłości, dzięki którym mogłem zwolnić się z zajęć. Dziś mogę powiedzieć, że była to moja inwestycja w sportową karierę”.

A kariera to niebywała i na wskroś oryginalna. Już jako siedemnastolatek zdobywał swoje pierwsze medale i puchary. Wygrywając niemal wszystko, co było do wygrania, i bijąc kolejne rekordy (na przykład zajął pierwsze miejsce w prestiżowych zawodach Elbrus Race, bijąc aż o 30 minut rekord świata należący do Denisa Urubki) pod koniec 2011 roku zrezygnował ze startów w zawodach. Uświadomił sobie wtedy, że tradycyjne narciarstwo nie jest już dla niego.

Wyobraźnia podsuwała pragnienie mierzenia się z najwyższymi szczytami świata. Już w 2012 roku Andrzej Bargiel po raz pierwszy wyruszył w Himalaje jako uczestnik wyprawy Polskiego Związku Alpinizmu, której celem było zdobycie szczytu Manaslu (8163 m n.p.m.). Próba jednak nie powiodła się – przeszkodziły złe warunki atmosferyczne. Andrzej Bargiel dotarł jednak na wysokość 7600 m n.p.m., przypiął narty i ruszył w dół. Zejście, które himalaistom zajmuje dziewięć godzin, pokonał na nartach w pół godziny. Sportowiec wziął również udział w ataku na Lhotse (8516 m n.p.m.), ale i tym razem pogoda dała się we znaki. Nie przeszkodziło to Andrzejowi Bargielowi zjechać z wysokości 7900 m n.p.m. do obozu pierwszego położonego na wysokości 6 tys. m n.p.m. Teraz był już pewien, że skialpinizm jest możliwy również na ośmiotysięcznikach. Z zapałem przystąpił więc do planowania i realizacji kolejnych projektów.

W 2013 roku Andrzej Bargiel rozpoczął realizację autorskiego projektu Hic Sunt Leones, który miał wprowadzić narciarstwo na dach świata. Podczas pierwszej wyprawy w ramach przedsięwzięcia samotnie zdobył wierzchołek środkowy Sziszapangmy (8013 m n.p.m.) i został pierwszym Polakiem, który bez odpinania nart zjechał z ośmiotysięcznego szczytu do jego podstaw. W następnym roku zdobył szczyt Manaslu (8156 m n.p.m.) i zjechał z niego na nartach.

Kolejnym szczytem był Broad Peak (8051 m n.p.m.) – Andrzej Bargiel jako pierwszy człowiek w historii zjechał z niego na nartach aż do bazy. „Wejście na szczyt zajęło mi osiem godzin, a zjazd trzy” – wyjaśnia skialpinista.

W 2016 roku Andrzej Bargiel w niespełna 30 dni zdobył pięć najwyższych szczytów byłego ZSRR, zyskując tytuł Śnieżnej Pantery. Ze wszystkich szczytów – Piku Lenina, Chan Tengri, Piku Korżeniewskiej, Piku Ismaila Somoni (dawnego Piku Komunizma) i Piku Pobiedy – częściowo lub całą trasą zjechał na nartach. Wówczas w konkursie Travelery, organizowanym co roku przez polski oddział magazynu National Geographic Traveler, został uznany Człowiekiem Roku. Otrzymał także Kolosa w kategorii alpinizm za zdobycie Śnieżnej Pantery w rekordowym czasie.

Po takich wyczynach nie pozostało nic innego, jak rzucić wyzwanie K2 – najdłużej opierającej się człowiekowi górze Karakorum, uważanej za najtrudniejszy ośmiotysięcznik do zdobycia. Pierwszy raz pod drugim co do wysokości szczytem Ziemi Andrzej Bargiel znalazł się w 2017 roku, jednak warunki pogodowe nie pozwoliły na atak. Udało się rok później – dokładnie 22 lipca Andrzej Bargiel jako pierwszy człowiek w historii zjechał na nartach – co brzmi nieprawdopodobnie – z wierzchołka K2 (8611 m n.p.m.) do bazy bez zdejmowania nart. Spełniło się jedno z jego największych marzeń!

W górach nie można patrzeć w dół – dlatego kolejnym celem dla Andrzeja Bargiela stał się zjazd z najwyższej góry świata, Mount Everestu. Narciarz wyruszył na szczyt w 2019 roku. „Jednak z uwagi na niebezpieczeństwo zagrażające życiu spowodowane ogromnym serakiem wiszącym nad lodowcem Khumbu, po kilku tygodniach postanowiłem przerwać wyprawę” – wyjaśnia.
W 2021 roku udał się na wyprawę w Karakorum i zjechał na nartach z dwóch sześciotysięczników – samotnie z Yawash Sar II i wspólnie z Jędrkiem Baranowskim z Laila Peak (przez wielu uznawanego za najpiękniejszy szczyt świata). Obaj panowie byli zarazem pierwszymi Polakami, którym udało się zdobyć tę górę.

W ubiegłym roku Andrzej Bargiel ponownie ruszył w Himalaje, by podjąć drugą próbę zdobycia wierzchołka Mount Everestu – następnie w planach był zjazd ze szczytu na nartach (uwaga!) bez użycia dodatkowego tlenu. Tym razem udało się dotrzeć na Przełęcz Południową na poziomie 8 tys. m n.p.m. „W związku z silnymi porywami wiatru i pogarszającą się pogodą i tym razem wyprawa została przerwana” – dodaje Andrzej Bargiel.

Co dalej? Andrzej Bargiel stał się narciarskim wirtuozem, jego zasługi dla upowszechniania narciarstwa w górach wysokich i wykorzystywania nart do ułatwiania sobie wspinaczki na najwyższe góry świata są gigantyczne – jak owe góry. Docenił to niedawno francuski magazyn Alpine Mag, umieszczając Andrzeja Bargiela (wraz z drugim Polakiem, Filipem Babiczem) wśród 100 górskich osobowości. Jego miłość do gór jest piękna, przepełniona wyjątkowym romantyzmem i siłą. Czy wróci na Mount Everest? Sam narciarz na razie tego nie deklaruje, zbiera doświadczenia, angażuje w działalność społeczną, uczy się cierpliwości. Przed kilku laty dołączył poza tym do grona ambasadorów należącej do Totalizatora Sportowego marki LOTTO. Współpracę rozpoczęła akcja #LOTTOBargiel- Challenge – w jej ramach sportowiec „zachęcał do aktywności sportowej, realizacji marzeń, pokonywania własnych barier, wygrywania i sięgania po pozornie nieosiągalne”. Totalizator Sportowy zaś deklaruje wsparcie w przygotowaniach do kolejnych wypraw. Nie ma zatem wątpliwości, że jeżeli Andrzej Bargiel poczuje, iż jest znowu gotowy na zmierzenie się z najwyższą górą świata, to to zrobi. Akurat Mount Everest na niego poczeka...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Andrzej Bargiel i jego ekstremalna miłość do gór - Dziennik Bałtycki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki