Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ania Koźba potrzebuje pomocy. Rodzice zbierają na operację

Redakcja
Ania Koźba z Bełchatowa ma pięć lat. Nigdy nie chodziła, ale dzięki operacji w Niemczech będzie mogła wstać z wózka. Problem to pieniądze - 250 tys. zł. Rodzice dziewczynki proszą o pomoc. Każdy może to zrobić

To była trudna ciąża. W 28. tygodniu trzeba było zdecydować się na poród. - Całe szczęście, że znalazłam się w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki - opowiada Małgorzata Koźba, mama Ani. - Gdybyśmy wtedy trafiły do innego szpitala, możliwe, że Ania nie miałaby szans - dodaje.

Od niemal pięciu lat rodzice Ani Koźby walczą o to, by te szanse na normalne życie dla ich córeczki były jak największe. Teraz wiedzą już, że dziewczynka, która od zawsze porusza się na wózku, będzie mogła chodzić. Pod warunkiem, że znajdą 250 tys. zł na operację w Niemczech. Pomóc małej Ani może każdy. Najbliższa okazja już jutro - podczas koncertu Grzegorza Skawińskiego i Waldemara Tkaczyka z okazji 40-lecia KOMBII w łódzkiej Atlas Arenie. Każdy będzie mógł wrzucić datek do puszek wolontariuszy. A każda złotówka przybliża Anię do tego, żeby stanęła na nóżki.

Z nadzieją jak na huśtawce

Ania powinna urodzić się na początku marca 2012 roku, a na świat przyszła już 14 grudnia 2011. Nie oddychała, była słabiutka. Od razu trafiła do inkubatora, ale jej stan poprawiał się na tyle szybko, że już po 10 dniach można było odstawić antybiotyki. Rodzice dziewczynki z drżeniem serca czekali na to, co lekarze powiedzą o możliwych skutkach przedwczesnego porodu. Pierwsze usg. nie wykazało co prawda żadnych zmian, ale kolejne badanie, które wykonano, gdy Ania miała trzy tygodnie, nie pozostawiało złudzeń: u dziecka wystąpiło niedotlenienie.

- Wiedzieliśmy, że będziemy się zmagać z jego konsekwencjami, ale jakie one będą, tego wtedy nikt jeszcze nie potrafił przewidzieć - opowiada Małgorzata Koźba, mama Ani. Dziewczynka mogła wskutek niedotlenienia cierpieć na lekki niedowład, mogła mieć „tylko” problemy z koncentracją, ale mogło też ono objawić się ciężkim porażeniem. I nic nie można było na to poradzić - pozostawało czekać i obserwować Anię.

O tym, że nie rozwija się, tak jak inne dzieci, rodzice szybko się przekonali. Ania bardzo wcześnie zaczęła gaworzyć, chwytała coś, uśmiechała się, ale nie było wątpliwości - ruchowo rozwijała się o wiele gorzej niż jej rówieśnicy.

Pierwszą rehabilitację dziewczynka przeszła, gdy nie miała jeszcze trzech miesięcy. Na co dzień w specjalny sposób trzeba ją było kąpać, a nawet przewijać czy obracać.

Im Ania była starsza, tym bardziej było widać, że z jej motoryką nie jest dobrze. Nie potrafiła sama się obrócić, nie próbowała się podnosić czy siadać. Tylko kontakt z nią przez cały czas był rewelacyjny - to znaczyło, że zmiany nie dotknęły sfery intelektu. Wszelkie wątpliwości rozwiały się, gdy miała półtora roku, lekarze u dziewczynki ostatecznie zdiagnozowali porażenie mózgowe.

Przez pierwszy rok rodzice dziewczynki łudzili się jeszcze, że stawką jest to, żeby Ania mogła tak jak inne dzieci biegać i skakać. Na rehabilitację jeździli tak często, jak tylko pozwalali na to lekarze. Ćwiczenia na turnusach, ćwiczenia w domu. Całe życie dostosowali do rytmu ćwiczeń córeczki. Efekty rehabilitacji okazały się zdumiewające - w zasięgu Ani są takie ruchy, o jakich dwa lata temu mogli tylko pomarzyć. Potrafi już np. kroczyć w walkerze, choć samodzielnie jeszcze ciężaru ciała nie utrzyma.

Tyle że od sprawności fizycznej rówieśników dzieli ją przepaść. Przykład? Ania dopiero od niespełna roku potrafi np. samodzielnie usiąść prosto na kanapie, podeprzeć się dłońmi i nie zsuwać się na podłogę, nie „zjeżdżać”. Jej rączki ciągle nie są jeszcze aż tak sprawne, jak u zdrowego dziecka - choć w wypadku dłoni wiadomo, że bardzo dużo można będzie zdziałać rehabilitacją.

Żeby Ania wstała z wózka

Od ponad roku wiadomo, że Ania będzie musiała przejść operację bioder. Nie da się tego uniknąć. W największym uproszczeniu rzecz w tym, iż u dzieci, które nie chodzą, kości stawów biodrowych i same stawy nie są prawidłowo ukształtowane. Z czasem zwyrodnienie pogłębia się. Tylko operacyjnie można przywrócić je do właściwego położenia i kształtu. I taki właśnie zabieg musi przejść Ania. Nie można z nim już czekać, bo zdeformowane stawy sprawiają, że rehabilitacja przestaje przynosić efekty.

Rodzice Ani konsultowali przypadek dziewczynki w rozmaitych szpitalach w kraju. Kolejni ortopedzi radzili operację. W jakikolwiek sposób zostałaby ona przeprowadzona, efekt był taki, że po zabiegu Ania przez kilka miesięcy miała leżeć jak kłoda w gipsie. - Efekty, które już osiągnęliśmy rehabilitacją, pewnie cofnęłyby się - kręci głową mama Ani. Ale najgorsze było to, że nikt nie był w stanie przewidzieć, jakie byłyby możliwości ruchowe Ani po zdjęciu gipsu.

Nadzieja na to, że może być inaczej, pojawiła się niespodziewanie.

- Pod koniec kwietnia tego roku poradzono nam, żeby skonsultować Anię w niemieckiej klinice ortopedycznej w Aschau - mówi Małgorzata Koźba. - Zaproponowano nam tam operację, która otwiera przed nami zupełnie nowe możliwości.

Choć cel operacji i zabiegi, jakie chirurdzy mają wykonać w obrębie stawów biodrowych dziewczynki, są podobne do tych, które planowali polscy lekarze, to rzeczywistość pooperacyjna wygląda zupełnie inaczej. W Aschau Ania nie będzie zagipsowana, ale specjalnie dla niej zostanie odlany blok, w który będzie wkładana jak w kokon. Unieruchomiona w tej osłonie pozostanie tylko przez krótki czas bezpośrednio po operacji. Przez pół roku w kokonie będzie też spała, żeby w nocy przypadkiem nie zrobić sobie krzywdy. Najpierw, według założeń lekarzy, operowana ma być jedna nóżka, potem druga.

- Ta metoda gwarantuje, że nie będzie zaników mięśniowych czy zatorów, że Ania nie straci tego, co już dzięki rehabilitacji osiągnęła - mówi Małgorzata Koźba. Gdy rodzice Ani zapytali lekarza z kliki w Aschau, czy ich dziecko ma szansę na to, by samodzielnie chodzić, był zdumiony ich wątpliwościami. „A dlaczego nie miałaby chodzić?” - spytał.

Z operacją nie można zwlekać. Rodzice zauważyli, że mimo intensywnej rehabilitacji w ostatnich miesiącach trudniej o postępy. Zdaniem lekarzy to dlatego, że biodra są zdeformowane. Organizm Ani sam wytwarza przez to rodzaj blokady i efektów ćwiczeń nie widać. Mówią, że po operacji postępy znów przyjdą.

Bajka skończyła się w tedy, gdy rodzice dziewczynki dowiedzieli się, ile operacja w Niemczech będzie kosztować - 250 tys. zł. To suma, która jest absolutnie poza ich zasięgiem. Tata Ani pracuje w Łodzi - świtem wyjeżdża do pracy, wraca późnym wieczorem. Mama dziewczynki także pracuje, ale pieniędzy z ledwością starczało na opłacenie turnusów rehabilitacyjnych i ćwiczeń ze specjalistami. Ćwierć miliona złotych sami nigdy nie zbiorą.

- Przerażająca jest świadomość, że dla Ani ta operacja to jedyna szansa na samodzielność i że jeśli tej sumy nie zgromadzimy, odbieramy jej możliwość na to, by wstała z wózka. Dlatego przy pomocy przyjaciół uruchomiliśmy zbiórkę publiczną. Liczy się każda złotówka - mówi pani Małgorzata. Dla Ani w Bełchatowie organizowano już festyny, zbiórki, koncerty. Ale do zebrania kwoty, której potrzeba na jej leczenie, ciągle jest jeszcze daleko.

Tymczasem terminy gonią. Pierwszą nóżkę Ania będzie miała operowaną 22 listopada. Koszt tej operacji szacuje się na około 100 tys. zł. Tę sumę już prawie udało się uzbierać. Ale 9 stycznia trzeba wrócić do Aschau na operację drugiej nogi. Z kolejnymi 100 tys. zł. Na tym nie koniec, bo jeśli wszystko przebiegnie zgodnie z planem, w marcu dziewczynka ma pojechać do kliniki, żeby specjaliści mogli dopasować jej specjalne ortezy, w których będzie mogła uczyć się chodzić. I też trzeba będzie za nie zapłacić.

- Dziś wiemy, że Ania pewnie nigdy nie będzie biegać czy skakać - przyznaje Małgorzata Koźba. - Ale po tej operacji jest możliwe, że będzie chodzić o kulach, czy z balkonikiem, że ma szansę na to, by być samodzielną.

Ania ostatnie tygodnie przed operacją spędza na ćwiczeniach, żeby maksymalnie wzmocnić mięśnie. Rehabilitanci pracują z nią w Łodzi, w Bełchatowie i w Warszawie. Ale bez pomocy osób, które dołożyłyby się do jej operacji, cały wysiłek może okazać się daremny. - Uda się nam, musi się udać - mówi Małgorzata Koźba.

Stawiamy Anię na nóżki

Dla Ani gotów jest zaśpiewać łódzki Jazzowy Chór Wytwórni - o ile uda się znaleźć miejsce lub menedżera, który podjąłby się zorganizowania koncertu. Ani pomóc można na kilka sposobów. Szczegóły znajdują się na face-bookowym fanpage’u „Stawiamy Anię na nóżki”. Żeby dołożyć się do jej operacji, wystarczy wysłać SMS. W jego treść trzeba wpisać: S4735, i wysłać go pod nr 72365. Koszt to 2,44 zł.
Można też wpłacić dla Ani pieniądze. Konto do wpłat: Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „SŁONECZKO”, 77-400 Złotów, Stawnica 33A

nr konta: 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010. W tytule wpłaty wpisujemy:

Darowizna na leczenie i rehabilitację Anny Koźby 636/K. Przekazaną darowiznę można odliczyć od dochodu w rocznym zeznaniu podatkowym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki