Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Dąbrowska: melancholia skryta z tyłu głowy

Dariusz Pawłowski
Anna Dąbrowska
Anna Dąbrowska Brodziak/materiały prasowe
Zauważyłam ostatnio, że nie potrafię w pełni się cieszyć lub przeżywać pozytywnych emocji. Z tyłu głowy pojawia się od razu smutek, melancholia i dystans, który przeszkadza mi w tym, żeby się cieszyć do końca. Kiedyś myślałam, że jest to pozytywna cecha i pobudza moją kreatywność, od pewnego czasu zaczęła mi jednak przeszkadzać i ciążyć. Dlatego od jakiegoś czasu próbuję z nią walczyć, z różnym skutkiem. Z Anną Dąbrowską, wokalistką, która w niedzielę wystąpiła w łódzkim klubie Wytwórnia, rozmawiał Dariusz Pawłowski.

Gdy słuchałem Twojej ostatniej płyty, "Bawię się świetnie", uderzyła mnie przewrotność tytułu. To bowiem zabawa mocno podszyta refleksją i melancholią. Czy masz tak, że we wszystkim starasz się doszukać drugiego dna, ujrzeć to, co jest pod spodem?

Chyba tak… Zauważyłam ostatnio, że nie potrafię w pełni się cieszyć lub przeżywać pozytywnych emocji. Z tyłu głowy pojawia się od razu smutek, melancholia i dystans, który przeszkadza mi w tym, żeby się cieszyć do końca. Kiedyś myślałam, że jest to pozytywna cecha i pobudza moją kreatywność, od pewnego czasu zaczęła mi jednak przeszkadzać i ciążyć. Dlatego od jakiegoś czasu próbuję z nią walczyć, z różnym skutkiem. Ale rzeczywiście lubię zajrzeć "głębiej".

Czy zatem na imprezach należysz do osób, które siedzą i obserwują innych? A może najbardziej lubisz ten moment o czwartej nad ranem, kiedy wszystko zwalnia?

Nie (śmiech), nie jestem typem, który kiedykolwiek wytrzymał na imprezie do godziny czwartej nad ranem. Mogłabym siebie charakteryzować raczej cytatem z piosenki: "It's my party and I'll cry if I want to". Równie dobrze zdarza mi się być na imprezach wycofaną, a nawet smutną. To zależy od towarzystwa i dyspozycji dnia (śmiech).

Odważyłaś się na tej płycie na dużą szczerość i otwartość. Pierwszy raz chyba zrobiłaś płytę, na której otwarcie mówisz o sobie, wcześniej raczej ukrywałaś się za wykreowanymi bohaterkami swoich piosenek...

Rzeczywiście tak jest. To najbardziej osobista z moich płyt i najmocniej opowiada o moich odczuciach i przeżyciach. Szczerze mówiąc nie wiem, z czego to wynika i dlaczego przyszło właśnie teraz. Być może jest to kwestia wieku i musiałam do tego po prostu dorosnąć. Sama jestem zaskoczona, bo nie lubię się zanadto otwierać. Zwykle, kiedy coś się dzieje, radzę sobie sama i niczego nie okazuję. Po nagraniu tej płyty doszło do mnie, że opowiedzenie o sobie nie było niczym strasznym.

Łatwiej Ci było nagrać taką bardzo szczerą płytę czy też prościej było nagrywać wcześniejsze?

Ta była zdecydowanie najtrudniejsza. Nie chciałam na niej śpiewać o wyimaginowanych problemach, chciałam zaśpiewać o sobie i tym wszystkim, czym nie dzielę się nawet z najbliższymi. Najtrudniej było dopuścić do siebie i innych prawdziwy głos o sobie. W pewnym sensie przyznać się do wielu błędów i obnażyć. Na tej płycie nie ma sztucznych uśmiechów i doklejonych rzęs. Olek i Kuba (Olek Świerkot, gitarzysta z zespołu Miss Polski oraz Kuba Galiński, znany ze współpracy z Anią Rusowicz - dop. DP) wyprodukowali ją bardzo surowo, bez zbędnych bajerów i ozdobników. Ze swojej strony starałam się zaśpiewać ją jak najprościej, nie nakładając głosów na siebie, co często robiłam na poprzednich płytach.

"Bawię się świetnie" to - moim zdaniem - świetna płyta dla samotnych. Zastanawiasz się czasem nad tym, czy stan, który określamy sformułowaniem "samotność w wielkim mieście", jest dziś jednym z naszych największych problemów?

Nie wiem, czy tak jest, ale uważam, że ludzie nie są stworzeni do samotności. Nawet jeżeli próbują się zamknąć w czterech ścianach, to w końcu zwariują i będą musieli wyjść. Komputery nam tego nie zastąpią.
Ja mocno wierzę w to, że nawet jeżeli tak wygląda wróżba przyszłości, iż wszyscy będziemy siedzieć na Facebooku i komunikować się ze sobą przez rozmaite portale społecznościowe, to to wszystko będzie musiało lec w gruzach, bo nic nie zastąpi kontaktu osobistego. Na pewno nie zastąpi mnie - tego jak człowiek reaguje, jak się zachowuje, jak gestykuluje, jak pachnie nawet. Myślę zatem, że w jakimś ostatecznym rozrachunku nie grozi nam wielkomiejska samotność. Nie jesteśmy do tego stworzeni i tyle. Jestem przekonana, że nasz instynkt samozachowawczy nas przed tym uchroni.

Zgadzam się, choć mocno się dziś lansuje modę na bycie singlem. Masz jakąś metodę, by przed podobnymi modami, powszechnymi naporami się bronić?

Różnie można na to patrzeć. Akurat to, iż ludzie dziś później zakładają rodziny niż jeszcze dwadzieścia-trzydzieści lat temu, uważam za plus. Być może dlatego, że sama założyłam rodzinę jak miałam lat trzydzieści. A być może też dlatego, że wydaje mi się, iż do tego potrzebna jest dojrzałość, której ludzie nie są w stanie osiągnąć przed trzydziestką. Bardzo często są bowiem wtłoczeni w schematy powielane przez pokolenia, a które nie są do końca przez nich przemyślane. To powinien być ich własny wybór.
Ogólnie jestem zwolenniczką dokonywania własnych wyborów. To lepsze niż bieganie za modami i trendami, bo każdy z nas ma przecież inaczej: ma własne doświadczenia, własne przemyślenia. Nie można tego podłączyć pod jakiś światowy umysł czy świadomość. Prawda jest też taka, że wszystko ma swoje plusy i minusy.

Ale dokonywanie własnych wyborów to również zgoda na ponoszenie odpowiedzialności...

Właśnie o to chodzi. Dokładnie tak jest, że gdy sami dokonujemy wyborów, to jesteśmy za to odpowiedzialni i być może oznacza to obarczenie siebie większym bagażem. Jednak gdy tego nie ma, gdy wszystko dzieje się samo, nie czujemy, że to jest nasze, że sami to przeżywamy, tylko że to się po prostu jakoś stało.
Często spotykam ludzi, których pytam, dlaczego robią to czy tamto, dlaczego mają rodzinę, dlaczego mają dzieci i tym podobne, a oni odpowiadają: "bo tak wyszło". I to w ogóle nie mieści mi się głowie (śmiech)! Że to mogło po prostu tak "wyjść". Ja bym tak z pewnością nie chciała.

Często odbieramy Cię bardzo poważnie, ale przecież sięgasz też po nutę ironii. Czy Twoim zdaniem to jedna z metod, która nam pomaga w trudnym świecie?

Jak już mówiłam, jestem osobą dosyć zdystansowaną, również w stosunku do siebie samej, ale też i świata. Ironia jest jednym ze sposobów radzenia sobie ze wszelkiego typu problemami. Mam na myśli chociażby starzenie się czy też zmiany, które nas dotyczą, których nie chcemy, a jednak są nieuchronne. I myślę, że właśnie ironia pomaga nam pogodzić się z tym wszystkim.

Wspominasz czasem, że "Bawię się świetnie" to płyta o kobiecie około trzydziestki. Czy bycie kobietą koło trzydziestki jest dla Ciebie jakimś przełomem?

O tak, na pewno jest to przełom. Bardzo dużo zmian wiąże się ze skończeniem trzydziestego roku życia. Przede wszystkim, niestety, wkracza się w inną grupę społeczną, która już nie ma dwadzieścia, a tym bardziej naście lat, i której było wszystko wolno. Oczywiście, każdy swoją drogę prowadzi tak jak chce, ale w opinii publicznej trzydziestolatkowie to są ludzie, którzy powinni mieć już poukładane w życiu. Czyli powinni mieć rodzinę, jakąś stałą pracę i kredyt do spłacania. Taka zmiana wymaga przewartościowania tego, co ma się w głowie. A także dołożenia trochę nowych cech do swojej tożsamości. To nie jest jednak nam na rękę, bo nie chcemy się starzeć, nie chcemy, by obarczano nas dodatkowymi obowiązkami.
Niestety, nic się nie da z tym zrobić, trzeba się po prostu pogodzić i brnąć.

Czy zmieniła się także Twoja hierarchia wartości?

Aż tak to chyba nie. Moja hierarchia wartości chyba się po prostu skrystalizowała.
Myślę, że z wiekiem łatwiej jest egzekwować to, czego się chce. Z mojego własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że po trzydziestym roku życia trudniej jest zgadzać się na rzeczy, których się nie chce. Wcześniej jakoś łatwiej mi to przychodziło, a teraz niestety jestem bardziej uparta i nawet odkrywam w sobie naleciałości człowieka w średnim wieku, czyli rozmaite przyzwyczajenia, swoje rytuały, których nie lubię zmieniać na rzecz drugiej osoby. Myślę, że właśnie z tym się wiąże dorastanie.

Proszę Cię, nie mów o sobie "człowiek w średnim wieku", bo ja jestem ponad dziesięć lat starszy od Ciebie i zaczynam być przerażony...

Wiesz, ludzie w średnim wieku są w różnym wieku. To jest ta zaleta - ludzie w średnim wieku mogą mieć lat trzydzieści, mogą mieć czterdzieści, a mogą mieć też i pięćdziesiąt.

Nie ma to jak umieć dobrze wybrnąć... A myślisz czasem o sobie za trzydzieści lat?

Nie. Na razie o tym nie myślę... Ale przyjdzie na pewno taki moment.

Wróćmy jeszcze do muzyki. Moim zdaniem, udaje Ci się sprawić, że każda Twoja kolejna płyta jest coraz lepsza, że każda nowa płyta to dobry krok w stosunku do poprzedniczki. Wynika z tego, że ostatnia jest najlepsza, między innymi właśnie przez ten duży ładunek szczerych emocji, o których rozmawialiśmy. Czy Twoim zdaniem właśnie emocje są w muzyce najważniejsze?

Dla mnie tak. I było tak od samego początku. Kiedyś na swoje płyty starałam się wybierać z piosenek, którymi dysponowaliśmy, te, które niosły ze sobą największy ładunek emocji. Dzisiaj nie wystarczają mi już takie piosenki, które są tylko smutne lub wesołe. Potrzebuję w tej chwili niuansów, czegoś mocniejszego. Zresztą także od siebie samej.
Być może dlatego ta płyta jest trochę trudniejsza od swoich poprzedniczek. Moje wcześniejsze płyty były trochę bardziej ulotne i dziewczęce, ale wszystko się zmienia. Śpiewam zawodowo od blisko dziesięciu lat i nie jestem już tamtą dziewczyną z telewizyjnego "Idola", choć jestem tą samą osobą.

Czujesz zatem, że coś żegnasz?

Widzę i czuję jak wiele spraw odchodzi w przeszłość. Nie da się tego zatrzymać. Nie jestem już taką romantyczką, jaką byłam na poprzednich płytach. Patrzę na świat z perspektywy kobiety, która wykonała dużą pracę nad sobą, która jest w dziesięcioletnim związku. To duża lekcja pokory. Związek to sinusoida, seria kryzysów i upadków, przetrwaliśmy z moim mężczyzną niejedno. Ale to też dążenie do głębokiej bliskości. Ktoś wrasta w ciebie i twoją tożsamość do tego stopnia, że nie możesz już bez niego istnieć.
Życie to ciągła praca, w moim w ciągu ostatnich lat wiele się zmieniło. Ale staram się akceptować upływający czas.

A czy w pracy i w wyborach muzycznych jesteś bezwzględna czy też można Cię jeszcze do czegoś przekonać?

Można mnie przekonać. Aczkolwiek wydaje mi się, że mam tak zwanego "czuja". I w momencie kiedy czegoś nie czuję, kiedy nie czuję danej piosenki, to wiem, że to nie będzie dobre. A skoro ja to wiem, to niestety reszta towarzystwa musi się ze mną wówczas zgodzić (śmiech).
Rozmawiał Dariusz Pawłowski

iframe]http://tematy.wroclaw.pl/dzienniki/lodz.php[/iframe]

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki