Wieczna miłość, wieczna młodość. Wieczne pragnienia. Wieczne, bo chcielibyśmy, by trwały bez końca, czy wystarczy nam wiek?
Główna bohaterka romantycznej fantazji, jaką jest film "Wiek Adaline", przeżywa stulecie w doskonałej formie. Urodziła się na początku XX wieku, wyszła za mąż, urodziła córeczkę i jako blisko trzydziestolatka zdążyła owdowieć. W tym momencie ulega wypadkowi, który wywołuje nieprawdopodobne konsekwencje: Adaline przestaje się starzeć. Początkowo cieszy się tą niezrozumiałą sytuacją, korzysta z życia, wygląda jak siostra swojego dziecka, a nabierającym zmarszczek koleżankom tłumaczy, że swoją młodzieńczą twarz zawdzięcza francuskim kremom. Jednak kilka wydarzeń uświadamia jej, że przypadłość, na którą cierpi ma też ciemną stronę. Świat będzie widział w niej dziwadło i chętnie przeprowadzi szereg eksperymentów, by poznać przyczyny takiego stanu rzeczy. Dla tych, których obdarzy uczuciem, czas się nie zatrzyma, z trudnością przyjdzie im zrozumienie sytuacji Adaline, a ona będzie uczestniczyć w ich umieraniu, jak to się dzieje z kolejnymi hodowanymi przez nią pieskami. Kobieta dochodzi do wniosku, że jej życie musi być nieustanną ucieczką - co dziesięć lat zmienia tożsamość i miejsce zamieszkania, przyrzeka sobie unikać zaangażowania, utrzymując stały kontakt jedynie z coraz bardziej wiekową córką podczas dorocznego urodzinowego obiadu. Radości codzienności we dwoje zastępuje jej nauka języków i nieustanne pogłębianie wiedzy z różnych dziedzin. Można powiedzieć, że Adaline żyła długo i nieszczęśliwie. Aż do chwili, gdy jako piękna 107-latka poznała swojego księcia...
Lee Tolandowi Kriegerowi (reżyser "Złych kobiet" oraz "Celeste i Jesse - Na zawsze razem") udało się stworzyć ujmującą, współczesną, choć w swojej podstawie zdecydowanie klasyczną bajkę, nieco jednorodną, ale za to nieźle opowiedzianą i pełną autentycznych wzruszeń. Subtelność współpracuje tu z elegancją, melancholia obraca ziarnko nadziei, a wdzięk i promienny uśmiech pokrywają się smutkiem - głównie za sprawą idealnie dobranej do tytułowej roli Blake Lively (znanej dotychczas przede wszystkim ze "Stowarzyszenia wędrujących dżinsów" i serialu "Plotkara"). Aktorka ładnie oddaje wrażliwość i delikatność pokryte przez strach chłodem i wycofaniem. Więcej tu urzekającego bycia na ekranie niż kreacji, ale to się po prostu sprawdziło.
Więcej iskier dostało się postaciom drugoplanowym, z czego korzystają szczególnie Ellen Burstyn i Harrison Ford, dodatkowo tu postarzeni, którzy wnoszą w film dużo prawdy, emocji i dodatkowych znaczeń. Również o nieuchronnym przemijaniu dotyczącym i aktorów, jeszcze niedawno czarujących nas energetycznymi, młodzieńczymi rolami...
Krieger robi wiele, by jego film trzymając się konwencji nie był jedynie wyciskaczem łez i zostawia rozmaite tropy, porusza różne dźwignie mające otwierać kolejne poziomy interpretacji, ale równie wiele jest tu elementów zaniechanych i niewykorzystanych. Niemal kompletnie odpuszczono sobie historyczne tło egzystencji Adaline w nader przecież burzliwym XX wieku. Nie poznajemy jej przeżyć i doznań związanych z kolejnymi dramatycznymi zakrętami ludzkości i wieloma przeobrażeniami społeczeństw, których bohaterka musiała być świadkiem. Żyjąc wśród ludzi nie da się całkowicie uciec od rzeczywistości i od jej wpływu na nasze wybory. Takie, a nie inne przedstawienie losu Adaline pozostawia wrażenie, że naszą bohaterkę zajmowało jedynie pragnienie miłości i uciekanie przed nią.
Zanadto skromnie potraktowano również relacje wciąż młodej matki ze starzejącą się córką. I to zarówno w zakresie wzruszeń, jak i szybko narzucających się możliwości komediowych czy dywagacji nad konsekwencjami zachwiania porządku.
Krieger balansuje nad przepaścią szmiry i taniego melodramatyzmu, ale wygrywa darem opowiadania i wyczuciem nieprzekraczalnych granic delikatności. Gorzej z poczuciem humoru (np. w scenie z Adaline przepraszającą ukochanego przez pośrednika), ale ani na moment film nie traci wdzięku, a zabiegi o niebanalność nie są pretensjonalne. I choć w czasach cynicznych żałosnym rupieciem może zdawać się co poniektórym opowieść o trwającym prawie wiek poszukiwaniu prawdziwej miłości oraz jedynie w uczuciu i oddaniu najbliższym dostrzeganie sensu naszego istnienia, to Krieger czyni to w przekonujący i trafiający do marzeń wrażliwych widzów sposób. Może jedynie niepotrzebnie próbując w "naukowy" sposób wyjaśnić niezwykły przypadek Adaline.
I dlatego uważajcie ciągle na prąd, bo gdy "grzmotnie" i się potem coś tam z czymś gdzieś jonizuje, to na dwoje babka wróżyła. Albo gładkie lico, albo pierwszy siwy włos na skroni.
Ocena: 4/6
Wiek Adaline,
USA, melodramat,
reż. Lee Toland Krieger,
wyst. Blake Lively, Harrison Ford, Michiel Huisman
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?