Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Ted 2" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Universal Pictures
Pluszak o imieniu Ted, gdy tylko ożył pewnego dnia w Bostonie, był zdecydowany obficie z danego mu życia korzystać. Szybko się okazało, że ów miś to także niezły świntuch, ale zarazem najlepszy kumpel do zamieniania egzystencji w nieustanną balangę. I na niedźwiedzia jednak znajdzie się silny. Ten ktoś nazywa się żona.

Ted pojawił się przed trzema laty i dzięki swojej bezczelności, sprośnym żartom oraz prostej filozofii zawierającej się w zdaniu: wypchajcie się wszyscy, zdobył wielu fanów. No bo przecież to takie porywające, mówić to, co się myśli. Szczególnie, gdy się myśli to, co rodziło się w pluszowej głowie Teda. Misiek walił prosto z mostu (a czasem pluszowej pięści) i niczym się specjalnie nie przejmował. Aż do chwili, gdy obudził uczucia w Tami-Lynn, seksownej kasjerce z supermarketu.

Po latach ten, który ożywił Teda dzięki wypowiedzianemu w dzieciństwie życzeniu, a dziś stał się jego najlepszym przyjacielem, czyli dobiegający czterdziestki John, jest rozwodnikiem, a pluszowy staje na ślubnym kobiercu. I nagle świat, któremu Ted najchętniej pokazałby wyprostowany środkowy palec, gdyby go miał (a nie jest to jedyny z jego braków), upomniał się o niego. Urzędnicy uznali, że zgodnie z prawem miś pluszowy nie jest osobą i nie przysługują mu prawa zarezerwowane dla ludzi. W tym małżeńskie.

Ted (mówiący głosem Setha MacFarlane'a) i John (Mark Wahlberg), z pomocą uroczo upalonej początkującej prawniczki Samanthy L. Jackson (Amanda Seyfried, słodka niczym królewna Śnieżka wywołująca śpiewem zwierzątka z norek), rozpoczynają sądową batalię o misiowe człowieczeństwo, a my zostajemy ostrzelani (niezbyt często jednak trafieni) serią gagów, które niekoniecznie składają się na solidny scenariusz. Poziom żartów jest, podobnie jak w poprzedniku, bardzo nierówny - ze znikomą liczbą znakomitych. A wynikająca z dbałości o frekwencję potrzeba zaspokajania najbardziej nawet nieskomplikowanego poczucia humoru (sugerując przy tym, że chodzi o coś więcej), zatrważająca. Ale cóż, dziś tam, gdzie jedynie głupio i bez polotu, widzi się kpinę z poprawności.

MacFarlane wyciska z widza rechot i gna - przepełniony uwielbieniem dla samego siebie - przez liczne odwołania do ikon popkultury, osiągając apogeum (choć w przypadku tego filmu bardziej pasowałoby słowo: szczytowanie) podczas Comic-Conu w San Diego. Opowieść nieustannie się rozsypuje, ale reżyserowi zdaje się to w ogóle nie przeszkadzać. Liczą się "teksty" i kolejne dowcipasy. A że głównie dotyczą seksualności, to tylko świadczy o skali wyzwania, jaką wyznaczyli sobie twórcy filmu. A może to ten rodzaj humoru, który działa po wypaleniu skręta?

MacFarlane odważnie rzuca się w nowym kierunku, usuwając partnerkę Johna, graną w pierwszej części przez Milę Kunis, a przecież konflikt między nią a Tedem stanowił oś filmu. Niestety, nie znalazł w zamian równie ognistego wątku, a zabieg z uczłowieczaniem pluszowego bohatera (znany i nam problem z historii Tytusa de Zoo), choć dotyka kwestii ważnych, na ekranie nie nabiera mocy. Padają tu pytania o człowieczeństwo, wykazuje się troskę o samostanowienie osoby, ale odpowiedzi są tyleż trywialne, co nieprzekonujące do postulowanej tu idei.

MacFarlane także i w tym zakresie próbuje przekłuć nasze nadęcie, dokuczyć wyniosłej bezduszności i trwaniu przy jednorodnym postrzeganiu świata, opowiadają się po stronie tolerancji, emocji i braku "napinki", ale szybko traci tym zainteresowanie, oddając się zabawie swoimi filmowymi gadżetami. Słowa uznania należą mu się za namówienie jednego z największych producentów zabawek w świecie na odegranie w filmie roli czarnego charakteru. Oczywiście w zamian za obfite "lokowanie produktu".

Filmowi, jak to często bywa w przypadku kontynuacji, brakuje efektu świeżości pierwszego spotkania z wyszczekanym misiem. Tym bardziej, że "Ted 2" to sporo zapożyczeń i powtórzeń. Brakuje niespodzianki, oryginalnych rozwiązań, nowych pomysłów. A być może będą one potrzebne do części trzeciej, bo zakończenie sugeruje, że jeżeli widzowie tego zapragną, obok Teda jest gotowy pojawić się drugi, na razie jeszcze mały miś.

MacFarlane stara się rozdzielać swoje satyryczne razy na różne strony, ale najbardziej dostaje się Stanom Zjednoczonym. Państwu zdziecinniałemu, o fantastycznym wizerunku, pod którym kryją się bezwzględna biurokracja, okrutni finansiści i przestarzałe poglądy, pełnego zagubionych osób poszukujących swojej tożsamości. Widać od razu, że MacFarlane nie mieszkał w Polsce... A swoją drogą, jeżeli w USA można by było zawrzeć związek małżeński z pluszowym miśkiem (co właściwie coraz bardziej jest możliwe), to albo byłby to kraj jeszcze bardziej szalony, albo może właśnie najbardziej ludzki.

Ocena: 3/6

TED 2
USA, komedia
reż. Seth MacFarlane
wyst. Mark Wahlberg, Amanda Seyfried, Morgan Freeman

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki