Miałem tę przyjemność, że obejrzałem wszystkie najważniejsze turnieje z udziałem polskiej reprezentacji piłkarskiej i refleksję mam jedną - najlepiej graliśmy w tych turniejach, kiedy nikt, łącznie z naszymi kibicami, na naszych piłkarzy nie liczył. A jeśli balonik był pompowany, to sukcesów próżno było oczekiwać.
Mundial 1974 roku, kiedy jeszcze nikt w Polsce nie znał nazwy mundial, a raczej był to weltmeisterschaft, był objawieniem. Dostaliśmy się do mistrzostw świata wembleyskimi drzwiami, co do dzisiaj można uznać jako cud nad Tamizą. Zremisowaliśmy z Anglią, a przed mistrzostwami świata w Niemczech przegrywaliśmy ze Stuttgartem i Polonią Bytom. Tym większe było zaskoczenie, że później pod wodzą legendarnego Kazimierza Deyny pokonaliśmy Argentynę, Włochy, Jugosławię, Szwecję, Brazylię.
Cztery lata później po raz pierwszy pojawił się balonik i miał kolor czerwony. Władza komunistyczna i trener Jacek Gmoch wierzyli, że będziemy mistrzami świata. Do poprzedniej drużyny doszli Zbigniew Boniek, Włodzimierz Lubański i Adam Nawałka. Balonik zrobił jednak trach, bo argentyńskie władze bardziej pragnęły sukcesu, a nasi liczyli kasę. Przeszła koło nosa.
Na mundial 1982 do Hiszpanii jechaliśmy bez balonika, bo był w Polsce stan wojenny i piłka była schowana za czołgami. Nawet nie zagraliśmy żadnego sparingu przed mistrzostwami świata. W Hiszpanii jednak wywalczyliśmy wspaniałe trzecie miejsce, głównie za sprawą kosmicznej gry Zbigniewa Bońka i Włodzimierza Smolarka.
Cztery lata później, czyli przed Meksykiem znów pojawił się balonik. Przecież do poprzedniej wspaniałej drużyny doszli młodzi gniewni: Dariusz Dziekanowski, Jan Urban, Ryszard Tarasiewicz. Balonik przekuli Anglicy (0:3) i Brazylijczycy (0:4).
Przez następne 16 lat oglądałem baloniki tylko na odpustach. W końcu Jerzy Engel i Emmanuel Olisadebe wprowadzili nas do mistrzostw 2002. Wmawiano nam kibicom, że będzie dobrze lub nawet bardzo dobrze. Korea pokonała Polskę 2:0, a Portugalia 4:0.
W 2006 roku przegraliśmy na dzień dobry z Ekwadorem i też było rozczarowanie.
Dwa lata później po raz pierwszy w historii awansowaliśmy do Euro. Był balonik, ale Niemcy i Chorwaci mieli szpilki.
No, ale w 2012 roku już nikt nie miał prawa nam odebrać sukcesu, bo armia Franza Smudy grała w swoim kraju i ze słabymi grupowymi rywalami. Ale skończyło się porażką. Baloniku nasz malutki rośnij duży, okrąglutki...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?