Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Baranowski: Dwunaste miejsce w Tour de France? To nic takiego

Redakcja
Baranowski: Dwunaste miejsce w Tour de France? To nic takiego
Baranowski: Dwunaste miejsce w Tour de France? To nic takiego Dziennik Łódzki/archiwum
Z Dariuszem Baranowskim, mieszkańcem Głowna, kolarzem grupy BDC, trzykrotnym zwycięzcą Tour de Pologne, rozmawia Maciej Stolarczyk.

Czy niesopodziewany lider Thomas Voeckler ma szansę wygrać Tour de France?
Zadziwił wszystkich w Pirenejach. Nie tylko wytrzymał tempo liderów, ale nawet próbował dokazywać. Jeżeli pojedzie tak samo w Alpach, to kto wie… Chociaż moim zdaniem, straci żółtą koszulkę. Faworyci na razie się czarowali, teraz zacznie się prawdziwe ściganie. Voeckler raczej nie da rady.

Jak to jest, że 32-letni kolarz przechodzi transformację i staje się taki dobry w górach?
To nie tak. Voeckler zawsze przyzwoicie jeździł podjazdy. To nie jest jego pierwszy wyścig, gdy skutecznie broni żółtej koszulki. Tym razem złożyło się kilka czynników. Po pierwsze, miał szczęście, bo żółtą koszulkę założył po tym dramatycznym etapie, gdzie samochód potrącił dwóch jego rywali z ucieczki. Po drugie, utrzymuje się na prowadzeniu, bo faworyci na razie się czarują. Po trzecie, Voeckler jest w życiowej formie. Ale, powtórzę, dużych szans mu nie daję.

Jeśli nie on, to kto? Contador na razie nie zachwyca.
Hiszpan jedzie defensywnie. Bronił się przed atakami braci Schlecków i dobrze mu to wychodziło. Myślę, że Alberto oszczędzał siły ze względu na chore kolano. Ale w Alpach już zaatakuje. Czy wygra cały Tour? Ma trochę straty, a poziom jest bardzo wyrównany. Na razie oceniam to na remis.

Kibice byli rozczarowani, gdy w sobotę liderzy w jednej grupie wjechali na Plateau de Beille. Pamięta Pan, jak wyglądała walka na tym podjeździe w 1998 roku, gdy zajął Pan w Wielkiej Pętli 12. miejsce?
Szczerze mówiąc, to za dużo nie pamiętam. Na pewno przyjechałem na wysokim miejscu, bo wtedy wszystkie góry pokonałem w czołówce.

Na Plateau de Beille wygrał wtedy Marco Pantani. Drugiemu na mecie Meierowi dołożył półtorej minuty. Czy ten rozczarowujący sobotni etap to efekt tego, że nie ma dziś takich mistrzów jak Pantani?
Jest Contador. W poprzednich latach to on tak odjeżdżał rywalom, ale teraz ma te kłopoty z kolanem. Myślę, że zobaczymy jego dobre akcje w Alpach.
Gdy zajął Pan 12. miejsce w Tour de France, w kraju przeszło to bez większego echa. Dziś kibice mogą pomarzyć, żeby Polak znalazł się w pierwszej piętnastce…
To prawda. Ja sam specjalnie nie doceniałem tego 12. miejsca. Wtedy myślałem, że to nic takiego. Tym bardziej, że miałem defekt na jednym etapie i straciłem sześć minut. Gdyby nie to, byłbym w dziesiątce. W tamtym wyścigu zająłem jeszcze czwarte miejsce w jeździe na czas. I też mało kto się tym w Polsce ekscytował. Ale to były trochę inne czasy, gdy internet i inne media nie był tak bardzo rozwinięte. Myślę że dziś po takim wyniku Polaka powstałaby euforia.

Kto z naszych może coś zwojować w TdF?
Rośnie nam młode pokolenie. Jest Rafał Majka z Saxo Banku, bardzo zdolny góral. Może Sylwek Szmyd doczeka kiedyś, że na Wielkiej Pętli zostanie liderem.

Szmyd rozczarował na królewskim etapie. Odpadł na pierwszych metrach podjazdu do Plateau de Beille i zostawił bez opieki swojego lidera Ivana Basso. Zostanie za to rozliczony przez Liquigas, czy takie chwile słabości puszcza się płazem?
Na razie nie można mieć do niego dużych pretensji, bo pięknie pojechał wcześniejszy górski etap. Nikt nie będzie go rozliczał. No chyba, że nie da rady podjechać na wzniesienia w Alpach. Wtedy może być gorzej.

Wielkimi krokami zbliża się Tour de Pologne (pierwszy etap 31 lipca), który w latach 1991-1993 wygrał Pan trzy razy z rzędu. Jaki to był wtedy wyścig?
Na pewno mniej medialny. Dopiero od 1993 roku organizacją TdP zajął się pan Czesław Lang i wszystko nabrało rozmachu. Zaczęły przyjeżdżać zawodowe ekipy. Po moich zwycięstwach w 1991 i 92 roku wszyscy mówili: No, to teraz pokaż jaki jesteś mocny. Z zawodowcami nie dasz rady. I pokazałem, wygrałem po raz trzeci. Nie lubię, jak ludzie mówią, że te dwa pierwsze zwycięstwa były łatwe, bo nie było zawodowców. Ale była setka innych dobrych kolarzy, z których każdy chciał wygrać. Jak ktoś mówi, że łatwo było zwyciężyć, to niech wejdzie na rower i to zrobi.

W TdP było wtedy jeszcze mniej gór. O zwycięstwie decydowała chyba jazda na czas?
Tak, a zawsze była to moja mocna strona. Nie była to jednak jedyna trudność. Wyścig toczył się we wrześniu. Było mokro, wietrznie, zimno i nerwowo. Tworzyły się tak zwane ranty. Zostając z tyłu można było stracić sporo czasu.
Czy jest możliwe stworzenie w Polsce górskiego etapu z prawdziwego zdarzenia? Gdzie podjazdy umęczą nawet najtwardszych górali.
Mamy trochę tych długich podjazdów, ale żeby poprowadzić nimi wyścig, musi być spełnionych wiele czynników. Na przykład dobry asfalt czy zgoda konserwatora przyrody. Nie zawsze jest możliwe wykorzystanie tych gór. Ale w tym roku już nie jest źle. Gliczarów, gdzie ostatnio wszyscy byli pod wrażeniem stromych nachyleń, kolarze pokonają aż cztery razy. To już będzie ciężkie dla górali.

W tym roku zobaczymy polską zawodową grupę CCC. Pojedzie w bardzo podobny składzie, jak rok temu reprezentacja Polski. Czy dla Rutkiewicza albo Marczyńskiego jazda w barwach klubowych, ku chwale sponsora, to będzie większa motywacja?
Chyba trudno o większą motywację, niż chłopaki pokazywali jadąc jako reprezentacja Polski. Przecież dawali z siebie wszystko, bardzo ładnie walczyli. W CCC może im być łatwiej z innego powodu. Będą lepiej zgrani, mają swoich mechaników i masażystów. To daje lepszy komfort.

Na polskich szosach wyróżnia się w tej chwili dwóch weteranów. Pan ma 39 lat, Radosław Romanik 44. Chce Pan dociągnąć do tej granicy, co starszy kolega?
Nie stawiam sobie takich granic. Szczerze mówiąc, miałem już kończyć karierę trzy lata temu. Za każdym razem pojawiała się jednak oferta dla mnie. A to DHL-u, a to Rometu, a ostatnio BDC. W teamie jest super atmosfera, dlatego nie chcę jeszcze tego kończyć. To nie takie proste, kolarstwo to przecież moja pasja. Zdecydowałem, że w przyszłym sezonie też będę się ścigał.

Jak wygląda trening kolarza 40-latka? Chyba nie może Pan już tak zasuwać, jak młode wilczki?
Trenuję normalnie, tyle samo co młodsi koledzy. Może nie są to tak ciężkie treningi, jakie miałem w US Postal czy Banesto. Ale wtedy musiałem być przygotowany do wielkich tourów, które trwają trzy tygodnie. Teraz wyścigi sa krótsze to i treningi lżejsze.

I nie strzyka w kościach po takim wysiłku?
Nie i dlatego nie muszę jeszcze kończyć kariery. Jeżeli po treningu stwierdzę, że wszystko mnie boli, to będzie czas, by dać sobie spokój.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki