18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartosz Kurek: nie mogę doczekać się igrzysk [WYWIAD]

Redakcja
Bartosz Kurek został wybrany najlepszym sportowcem 2011 roku
Bartosz Kurek został wybrany najlepszym sportowcem 2011 roku Krzysztof Szymczak
Z Bartoszem Kurkiem, Sportowcem Roku 2011, rozmawia Paweł Hochstim.

Pamięta Pan swój pierwszy mecz przeciwko Skrze?
Doskonale, ponieważ to był mój pierwszy oficjalny mecz w zespole z Nysy. I zapamiętałem też dlatego, że graliśmy przeciwko bardzo silnej drużynie, a udało nam się wyrwać seta.

W Bełchatowie też pamiętają i mówią, że już wtedy było widać, że z tego młodego chłopaka będzie poważny siatkarz.
Ja wtedy się nad tym nie zastanawiałem. Ale mogę powiedzieć, że bardzo chciałem, żeby tak się stało i myślę, że to odróżniało mnie od równieśników, z którymi trenowałem. Ja naprawdę postawiłem wszystko na jedną kartę i poświęciłem się treningowi w stu procentach. Dziś robię to co lubię i się z tego cieszę.

Pana ojciec też był siatkarzem, również reprezentantem Polski. Namawiał, by mały Bartek trenował siatkówkę?
Nie musiał nic na ten temat mówić, bo wychowywałem się przecież w domu i znałem wady i zalety tego stylu życia. Od zawsze siatkówka kojarzyła mi się doskonale i mogąc w ten sposób zarabiać na życie spełniam swoje marzenia.

A mówią, że to koszykówka jest Pana prawdziwą pasją...
Może nie pasją, ale jest to jedyna dyscyplina sportu, którą oprócz siatkówki bardzo dokładnie śledzę. Na tyle dokładnie, że jestem w stanie wymienić chyba wszystkich zawodników z ligi NBA, bo na niej się koncentruję. Jeśli oglądać już jakiś sport, to tylko w najlepszym wydaniu.

Równie dobrze mógł Pan zostać koszykarzem. Wzrost jest odpowiedni do obu dyscyplin.
Trenowałem przez jakiś czas koszykówkę. W Nysie miałem grupę przyjaciół, z którymi grałem w piłkę nożną, piłkę ręczną, koszykówkę i siatkówkę. Do piłki nożnej w ogóle nie miałem talentu, w piłce ręcznej byłem popychany i przewracany, co mi się w ogóle nie podobało. Została koszykówka i siatkówka. I jakoś tak naturalnie wybrałem siatkówkę.

Dziś z tatą omawia Pan swoje mecze?
Na temat mojej gry właściwie w ogóle nie rozmawiamy. Owszem, rozmawiamy o siatkówce, o meczach innych drużyn, nawet o meczach mojego zespołu, ale nie na temat mojej gry.

Często sportowcy, którzy są dziećmi znanych sportowców narzekają, że muszą mierzyć się z mitami swoich rodziców. Pana ojciec w Nysie był prawdziwą gwiazdą...
Wydaje mi się, że nie słyszałem nigdy porównań mojej gry do gry ojca. A jeśli były, to zawsze sympatycznie. Nikt nigdy nie przedstawił mojego taty w złym świetle, więc nawet jak ktoś coś mówił, to było to miłe. Natomiast przez pewien czas byłem wyczulony na teksty typu "bo tata ci pomógł", czy "bo tata ci załatwił". Bardzo tego nie lubiłem i nigdy nie odczułem, by tata cokolwiek w ten sposób mi ułatwił. Teraz takie teksty już mnie nie ruszają.

Zagrać z własnym ojcem w jednej ligowej drużynie to jest duże wydarzenie w życiu?
Myślę, że teraz bym się bardziej stresował, niż się stresowałem wtedy. Byłem bardzo młody i ta sytuacja była dla mnie naturalna. Przecież od najmłodszych lat chodziłem z tatą na treningi i gdzieś z boku odbijałem piłkę.

Najpierw Nysa, później Kędzierzyn-Koźle, a następnie Bełchatów. Każdy z tych kroków bardzo popychał do przodu Pana karierę.
Myślę, że każdy wybór wiązał się z dużym ryzykiem, bo nigdy nie odchodziłem do klubu niżej notowanego. Zawsze zawieszałem sobie wysoko poprzeczkę i na pewno tak będę robił dalej.

Nie da się ukryć, że w Bełchatowie bardzo wiele się Pan nauczył. Kariera niesamowicie poszła do przodu.
Tak, zgadza się. Przez te już prawie cztery lata mam wiele doświadczeń i choć nasz skład wiele się nie zmieniał, to ja ciągle byłem w nowej roli. Najpierw byłem ławkowiczem, później zawodnikiem wchodzącym, a jeszcze później pewniakiem w pierwszym składzie.

A teraz?
A teraz się czuję mocnym punktem tej drużyny i wiem, że ta presja ciąży głównie na mnie i na grupie zawodników takich jak Mariusz Wlazły, czy Michał Winiarski. Czuję tę odpowiedzialność, ale wydaje mi się, że dobrze sobie z tym radzę.

Jak z perspektywy czasu patrzy Pan na to zamieszanie przy transferze do Bełchatowa?
Nie wspominam tego w ogóle. Oczywiście żałuje, że tak to się odbyło, bo wolałbym odejść w spokojnej atmosferze, ale było inaczej. Cóż, pewne rzeczy muszą być po prostu zrobione i tak było z tym transferem.

Mariusz Wlazły mówi, że jego nakręcają gwizdy kibiców. Na Pana w Kędzierzynie-Koźlu też tak to działa?
Wiem, że Mariusza system motywacyjny działa w ten sposób. Fajne to jest, podziwiam go za to. Ale mnie nie jest to potrzebne. Mnie wystarcza po prostu wyjście na boisko i gra przeciwko komukolwiek. Jestem tak samo zmobilizowany na Zaksę, jak na ostatnią drużynę w tabeli.

Obecny kontrakt Bartosza Kurka z PGE Skrą wygasa dopiero w 2014 roku. To znaczy, że na dłużej wiąże Pan swoje losy z Bełchatowem?
Jestem szczęśliwy w Bełchatowie. Gram w jednym z najmocniejszych klubów w Europie, który każdego roku występuje w Lidze Mistrzów. Nie palę się do wyjazdu zagranicznego, bo w Polsce mamy bardzo mocną i popularną ligę. Jestem szczęśliwy, ale nigdy nie można mówić nigdy. Może przyjdzie czas, kiedy uznam, że potrzebuję nowych wyzwań.
Legenda włoskiej ligi, czy pieniądze rosyjskiej na razie nie kuszą?
Nie. W ogóle się nad tym nie zastanawiam. Po sezonie możemy usiąść i porozmawiać, ale jeszcze raz powtarzam: w Bełchatowie jestem szczęśliwy.

2011 rok był chyba szczególny, bo stał się Pan absolutnym liderem reprezentacji Polski.
To też rola, do której musiałem przywyknąć. 2010 rok w reprezentacji dał nam ostro w kość i musieliśmy się pozbierać. Po zmianie trenera udało nam przegrupować szyki i fajnie, że tworzymy zgraną grupę. Ja staram się na boisku robić to, co do mnie należy. Czy poza boiskiem też jestem liderem? Myślę, że nie. Myślę, że inni są liderzy tej kadry poza boiskiem. A ja w każdym meczu staram się dostarczyć na boisku to, czego potrzebuje zespół.

Te trzy medale w 2011 roku sprawiły, że znów powróciła wiara w polskich siatkarzy. I wszyscy liczą, że z Londynu wrócicie z medalem olimpijskim.
My oczywiście też mamy duże nadzieje, bo czujemy, że możemy sprawić tam niespodziankę.

Niespodziankę?
Tak, bo ja nadal uważam, że nasz medal w Londynie byłby niespodzianką. Jeśli będziemy zdrowi, to jedyne, czego można nam życzyć to szczęście. Bo wierzę, że umiejętności ta grupa ma, a i na pewno będzie dobrze przygotowana.

Na pół roku przed igrzyskami czuje Pan już dreszczyk emocji? Na Londyn będzie patrzył cały świat.
Samo zakwalifikowanie się na igrzyska jest dużym sukcesem, więc nie wiadomo kiedy nadarzy się kolejna taka okazja. Myślę, że wszyscy czujemy ten dreszczyk. Dla nas wszystkich będzie to spełnienie marzeń. Ci, którzy na igrzyskach już byli, mają to za sobą, więc ich doświadczenie może nam pomóc. A my, ci młodsi, czekamy niecierpliwie.

Ale to nie tylko turniej, a i cała otoczka. Choćby wioska olimpijska, gdzie na każdym kroku można spotkać wielkie światowe gwiazdy. Może i te z NBA, chociaż oni najczęściej mieszkają poza wioską.
No właśnie, to będzie bardzo fajne uczucie, ale musimy pamiętać, że nie jedziemy tam jako łowcy autografów, choć pewnie by się chciało zrobić zdjęcie ze sławami sportu. My tam mamy cel i musimy do niego dążyć.

A co poza siatkówką, gdyby była okazja i czas, chciałby Pan zobaczyć na igrzyskach? Finał koszykarzy, a może finał biegu na 100 metrów?
Mam nadzieję, że tego czasu nie będzie, bo wierzę, że reprezentacja ze mną w składzie będzie grała do samego końca, bo już oczywiście sprawdzałem program igrzysk. To uniemożliwi mi oczywiście obejrzenie jakiegokolwiek meczu Dream Teamu. A jeśli nie to, to chętnie wybrałbym się na finał tenisa.

Ale zanim będą igrzyska, to jeszcze jest sezon klubowy. No i Final Four Ligi Mistrzów w Łodzi. Fajnie byłoby wreszcie do tego ścisłego, dwuzespołowego finału się dostać.
Nasz skład specjalnie się nie zmienia, a ci zawodnicy, którzy latem do nas doszli na razie nie przebijają się do pierwszego składu, ale stanowią bardzo dobre wzmocnienie z ławki. O tyle chyba jesteśmy mocniejsi, niż w poprzednich sezonach. Na pewno jesteśmy bogatsi o doświadczenia, bo ubiegłoroczna porażka z Zenitem Kazań bardzo nas zmobilizowała. Naszą mocną stroną może być też to, że gramy razem od kilku lat i świetnie się znamy.

W ubiegłym roku zagrał Pan ponad 80 meczów, czyli średnio więcej, niż co cztery dni. Nie ma znużenia siatkówką?
Nie ma. Dla mnie to czysta przyjemność wychodzić na boisko, czy w barwach PGE Skry, czy w reprezentacji. Najbardziej męczące są z tego te podróże towarzyszące tym meczow. I to jest jedyne, czego w swoim zawodzie nie lubię.

Jest jakiś mecz z ubiegłego roku, który szczególnie Panu utkwił w głowie?
Ten pierwszy mecz z Argentyną w finałach Ligi Światowej, który wygraliśmy 3:2 i awansowaliśmy do czwórki. No i to odpadnięcie z Ligi Mistrzów z Kazaniem, bo to był ciężki moment dla naszego klubu, ale myślę, że dobrze sobie z tym poradziliśmy.

Popularność już Panu doskwiera? Dziś nie ma popularniejszego siatkarza od Kurka, a i sportowców z innych dyscyplin jest niewielu.
Chyba radzę sobie z tym dobrze, choć niektóre moje zachowania może o tym nie świadczą. Zdarza mi się odmówić wywiadów, ale to jest po prostu chęć odcięcia się od wszystkiego i skoncentrowania na następnym meczu. A na ulicy nie widzę jakiegoś specjalnego wzrostu tej popularności. Może po meczach rozdaję więcej autografów.

A koledzy śmiali się z tego transparentu na meczu: Matka i córka kochają Kurka?
Jest wiele takich napisów przygotowanych przez kibiców io to jest bardzo miłe. A na każdego z chłopaków można znaleźć coś śmiesznego.

Strzeże Pan swojej prywatności? Bo jak w google wpisałem "Bartosz Kurek dziewczyna" to wyskoczyło kilkadziesiąt tysięcy linków, ale nic konkretnego.
Nie strzegę tego specjalnie, ale też i się z tym nie obnoszę. Nie lubię opowiadać w wywiadach historii z życia prywatnego i niech tak zostanie.

Rozmawiał Paweł Hochstim

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki