Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barwne dzieje łódzkiej „Chemii”

Redakcja
To już 70 lat oparte na ponad 110-letniej historii tej branży w regionie - rozmowa z Andrzejem Wolnym - prezesem firmy.

- 1 września dzieciom i młodzieży z początkiem roku szkolnego się kojarzy, a pracownikom „Chemia-Łódź” SA?

- 1 września 1945 roku została powołana pierwsza po wojnie Wojewódzka Hurtownia Chemiczna nr 2 w Łodzi. Numer dwa, bo nr 1 został zarezerwowany dla leżącej jeszcze wówczas w gruzach Warszawy.

- Gdzie w Łodzi chemicy usadowili się?

– Pierwszą siedzibą biura firmy był lokal przy ul. Sienkiewicza 55, a pierwszym dyrektorem został Stanisław Pruchnicki. Hurtownia nie miała własnych magazynów i korzystała z obiektów byłych firm: Kazimierz Monitz „Przetwory chemiczne”, Bernd Stőckel przy ul. Wodnej 12 oraz Jakob Petters przy ul. Roosevelta 1/3.

– Dużym kapitałem dysponowaliście na dobry początek?

– Niestety, firma rozpoczęła działalność… bez grosza kapitału zakładowego. Miała tylko 30-dniowy kredyt. Szczęśliwie już w pierwszym dniu działalności zawarto 6 transakcji handlowych na sumę 25.152 zł, więc licząca wówczas 46 pracowników załoga mogła przystąpić do pracy. W grudniu 1946 r. biura firmy przeniesiono na ul. Żwirki 11, a towary stopniowo do nowo powstałej bazy magazynowej przy ul. Brukowej.

– Jak wyglądał ówczesny popyt na oferowane przez Was produkty?

– Był tak duży, że mimo rozbudowy magazynów – z powodu szybko rosnącej, trzyzmianowej produkcji w przemyśle włókienniczym – nie mogliśmy w normalnych warunkach przerobić potrzebnej masy chemikaliów. Ponadto otrzymaliśmy nakaz zaopatrzenia w chemikalia płynne (aceton, trój- i czterochloroetylen, kwasy: solny, azotowy i siarkowy) odbiorców z okręgu rzeszowskiego i krakowskiego.

– W tej sytuacji zapewne zaopatrzeniowcy i kierowcy stali u bram.

– O tak, cysterny i wagony kolejowe blokowały ul. św. Teresy oraz ul. Brukową. Płaciliśmy tzw. osiowe. Samochody odbiorców blokowały drogi dojazdowe i wewnętrzne. Przy tym natłoku zamówień odnotowywaliśmy duże „różnice inwentaryzacyjne” – straty i zwykłe kradzieże. Ale na rynku łódzkim mieliśmy praktycznie pozycję monopolistyczną. Niestety ogrom pracy wszystkich naszych służb nie przekładał się wówczas na wysokość wynagrodzeń.

– To wpływało na atmosferę w przedsiębiorstwie?

– Ja pracę rozpocząłem w 1974 roku, ale znałem niektórych pracowników, którzy związani byli z firmą od początku jej istnienia. Byli to bardzo ciekawi ludzie, dobry „przedwojenny materiał”. Ludzie znający wartość pracy i słowa. Oczywiście nie żyliśmy tylko pracą. Były miłości, romanse – zdarzały się też „okazjonalne wódeczki”, przenoszone później do pobliskiej restauracji „Europa”. Było wiele małżeństw zawartych między pracownikami firmy. Bo firma to nie tylko miejsce, ale przede wszystkim ludzie…

– Mimo powszechnej opinii, że PRL to okres stagnacji, u Was zmiany, zmiany, zmiany.

– Tak, tak przez okres PRL cały czas działaliśmy, ale zmieniała się kilka razy… nazwa firmy. Zresztą adekwatnie do tego, jak zmieniały się koncepcje na górze w kwestii podziału ministerstw i naszej podległości wobec nich.

– Nadchodzi rok 1990...

– … a my działamy wtedy jako Przedsiębiorstwo Handlu Chemikaliami „Chemia”. W Polsce zachodzą ogromne zmiany, niestety, niekorzystne dla Łodzi. Nasi główni odbiorcy – zakłady przemysłu włókienniczego – ograniczają produkcję, likwidują się… nie płacąc za otrzymane towary. Powoli zaczynamy tracić płynność finansową. „Chemia” rozpoczyna pierwsze podejście do prywatyzacji. Niestety, nieudanej. Na skutek różnych nieprawidłowości i związanych z tym wyjaśniających pism organów śledczych ówczesny dyrektor i główna księgowa zostają zawieszeni, a następnie zwolnieni z przedsiębiorstwa.

– Wtedy też dochodzi do – pamiętanego przez łodzian do tej pory – tajemniczego pożaru pawilonu „Chemia” przy ulicy Traugutta.

– Rzeczywiście zostaje podpalona i całkowicie zniszczona nasza łódzka wizytówka – przynosząca niezłe zyski – pawilon handlowy „Chemia”. Niestety, próba otwarcia nowego pawilonu i prowadzenia tam sprzedaży kończy się fiaskiem.

- Ogłoszony zostaje konkurs na dyrektora przedsiębiorstwa, który Pan wygrywa.

– Wygrywam spośród 17 zgłoszonych kandydatów i w listopadzie 1991 r. zostaję dyrektorem firmy. Przejmuję firmę w sytuacji krytycznej – tracimy klientów i płynność finansową. Faktury płacone są z półrocznym opóźnieniem. Pracownicy nie chcą słyszeć o kolejnej prywatyzacji i wycofują wpłacone na ten cel pieniądze, co pogarsza sytuację finansową. Poprzednia dyrekcja z częścią pracowników zakłada konkurencyjną spółkę. A do nas przychodzą różni kontrolerzy, którzy już „od drzwi” wiedzą, co kontrolować. W tej sytuacji główne nasze zadanie to nie tracić klientów i poprawić płynność finansową. A przede wszystkim, jak najszybciej przenieść biuro z działami handlowymi z ul. Żwirki do bazy magazynowej na ulicę Brukową, tak abyśmy byli w jednym miejscu ułatwiając klientom zakupy. Udało się nam to wiosną 1993 r. Wówczas przychodziłem do pracy pierwszy, a wychodziłem ostatni. Trzeba było dokonać całego szeregu zmian w strukturze firmy.

– Na efekty długo trzeba było czekać?

– Efekty przyszły już rok później, w 1994 r. – doprowadziliśmy do płatności w terminie i znacznego wzrostu wynagrodzeń pracowników. Konkurencyjna spółka byłej dyrekcji uległa likwidacji. Pozostał jednak konieczny warunek naszego dalszego funkcjonowania – prywatyzacja. Proces prywatyzacyjny rozpoczęliśmy w 1998 r., mając świadomość, jaki ogrom pracy nas czeka. Ci którzy to przeszli, wiedzą o czym mówię...

- … i udało się.
– Niestety, mimo życzliwości i merytorycznego podejścia pracowników i kierownictwa Wydziału Przekształceń Urzędu Wojewódzkiego okazało się, że „góra” przeznaczyła „Chemię” dla kogoś innego. Na kilka dni przed podpisaniem aktu notarialnego – bez podania powodów – ówczesny wicewojewoda telefonicznie wstrzymał prywatyzację. Po ostrych faksach i jeszcze ostrzejszych rozmowach z wicewojewodą proces prywatyzacyjny został utrzymany. Rację mieliśmy my i to nasze małe, zwycięskie Westerplatte.

– Cała załoga odetchnęła.

– W listopadzie 1998 r podpisaliśmy akt notarialny. „Chemia-Łódź” SA wzięła w leasing majątek przedsiębiorstwa państwowego na 10 lat. W 2008 roku spłaciliśmy ostatnią ratę. Od listopada 2008 roku – nieobciążeni żadnymi ratami – rozpoczęliśmy działalność, będąc „na swoim”. Oczywiście – jak wszystkie firmy – odczuwamy zmianę koniunktury, ale cały czas staramy się być elastyczni, dostosowując się do zapotrzebowania klientów i to zarówno detalicznych, jak i hurtowych oraz do ciągle zmieniających się przepisów dotyczących naszej branży.

- To budujący finał ostatniego 70-lecia i zapewne ci, którzy tworzyli tę branżę u zarania wolnej Polski, byliby z Was dumni.

– Istotnie, ciągłość historyczna, do której nawiązujemy, jest znacznie wcześniejsza. Jeszcze przed I wojną światową, a więc w czasie ,,Ziemi obiecanej” – kiedy Bałuty były jeszcze wsią, największą w Europie, a jednak wsią – w 1902 r. Kazimierz Monitz założył firmę „Przetwory chemiczne”, zaopatrującą w chemikalia fabryki bawełniane i wełniane w Łodzi. Firma na rynku łódzkim miała pozycję monopolistyczną. Kazimierz Monitz miał prawdopodobnie zawartą nieformalną umowę z większością łódzkich fabrykantów na wyłączność zaopatrzenia.

Do wybuchu II wojny światowej, mimo wolnej konkurencji, nie powstała firma o podobnym profilu. Ale coś za coś – Firma K. Monitza prolongowała wielokrotnie terminy płatności wybranym fabrykom. Pracownicy, którzy nieopatrznie wysłali monit ponaglający płatności, byli zwalniani z pracy bądź otrzymywali poważne ostrzeżenia. Ale trzeba przyznać, że Kazimierz Monitz, w odróżnieniu od innych fabrykantów, był człowiekiem z klasą. Wykształcony i kulturalny. Pełnił też funkcję konsula honorowego Królestwa Belgii. Pracownicy jeszcze po wojnie wspominali go jako wymagającego, ale dobrego człowieka i szefa.

Pracownicy fizyczni – mimo w większości braku wykształcenia podstawowego – byli bardzo dobrze przeszkoleni w zakresie przechowywania i transportu chemikaliów. Transport był przeważnie konny, a niebezpieczne kwasy i inne substancje przewożone w szklanych balonach.

– Jak potoczyły się dalsze losy tego przedsiębiorcy?

– Kazimierz Monitz to bardzo ciekawa i interesująca postać. Niestety, nieznana łodzianom. W wykazach przedwojennych właścicieli firm nie ma o nim żadnych informacji. Gdy wybucha wojna, ucieka do Anglii, mając ułatwione zadanie – ma dokumenty honorowego konsula Belgii. Nie wraca już do Polski, umiera w Anglii. Kilka lat temu była w Łodzi pani Porter z Wielkiej Brytanii w sprawie roszczeń do budynku przy ul. Piotrkowskiej 104. Podobno to córka Kazimierza Monitza.

Po wojnie pracownicy czekali na powrót Kazimierza Monitza. Pisali petycje do władz, aby reaktywować firmę – niektórzy podpisywali się trzema krzyżykami. Był widocznie dobrym szefem, jeżeli tak bardzo tego chcieli…

- Pan też już na trwałe wpisał się w historię łódzkiego przemysłu, a przede wszystkim obecnej firmy „Chemia-Łódź” SA, przez wiele lat piastując stanowisko prezesa, przeprowadzającego przedsiębiorstwo przez okres wielu burz i zawirowań.

– Cieszę się, że jako prezes oraz najstarszy wiekiem i stażem pracownik mam zaszczyt serdecznie podziękować wszystkim pracownikom, którzy uczciwie pracowali i przyczynili się do tego, że firma przetrwała trudne chwile i dobrze funkcjonuje. Z okazji 70-lecia firmy „Chemia-Łódź” SA wszystkim byłym i obecnym pracownikom serdecznie dziękuję i składam najlepsze życzenia.

Dziękuję wszystkim naszym klientom, życząc rozwoju ich firm, zmniejszenia urzędniczych ingerencji oraz faktycznych ułatwień w działalności, szczególnie małych i średnich firm.

Mam nadzieję, że za 30 lat, na 100-lecie firmy, ktoś inny dopisze dalszy ciąg naszej historii, bo to przecież część historii naszej Łodzi. „Chemia-Łódź” SA to polska firma z polskim kapitałem. Nasza dewiza to pewność i zaufanie oraz tradycja i uczciwość.
A w ogóle to najważniejsza jest przecież miłość. A miłość to chemia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki