Do tej pory mieszkańcy pisali wnioski do budżetu obywatelskiego, bo chcieli upiększyć swoją okolicę, poprawić komunikację, albo warunki nauki swoich dzieci. Teraz będą je pisać, żeby załapać się na darmowy pokaz w nowym planetarium.
Wiele razy brałam udział w maratonach pisania listów organizowanych przez Amnesty International. Często odbywały się one właśnie w weekendowe noce. Towarzystwo przychodziło różne, także to w nastroju mocno już imprezowym. Jednak przy pisaniu listów do Kim Dzong Ila czy Aleksandra Łukaszenki wypicie przedtem piwa nie przeszkadzało. A nawet listy były bardziej barwne.
Maratony robi się w jednym celu: aby listów było jak najwięcej. W wypadku pism skierowanych do dyktatorów ich liczba ma znaczenie, a treść niekoniecznie: większość listów i tak stosowne służby wyrzucają do kosza.
Obawiam się, że w przypadku budżetu obywatelskiego jest dokładnie odwrotnie. Szczęśliwie nie żyjemy w dyktaturze. Nad każdym wnioskiem urzędnik musi się pochylić i sprawdzić. Potem omówić go muszą radni. Po co dokładać im pracy?
Mam więc nadzieję, że z maratonu i towarzyszącej akcji pomocy ekspertów skorzystają tylko ci, którzy naprawdę chcą wniosek złożyć, ale w dzień pracują i nie mają na to czasu, a nie imprezowicze. Wnioski do budżetu obywatelskiego i tak bywają szalone. Nie ma potrzeby, by głupot było więcej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?