Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biliński: Gomułka chciał, żebyśmy mieli wspólne łazienki

Piotr Brzózka
Piotr Biliński
Piotr Biliński Krzysztof Szymczak
Z Piotrem Bilińskim, architektem, rozmawia Piotr Brzózka:

Wielka płyta nie wzbudza chyba w architekcie ciepłych uczuć?
Nie można tego rozpatrywać w kategoriach zero-jedynkowych. Prefabrykacja bardzo przyspieszyła możliwość budowania. Fabryki domów, jakie były, takie były, ale budowaliśmy w Łodzi 10 tysięcy mieszkań rocznie. To nie jest mało. Dlatego uważam, że prefabrykacja sama w sobie nie jest zła. Nawet w Szwajcarii powstawały tego typu bloki z wielkiej płyty. Oczywiście było to budownictwo dla ludzi o niższych dochodach. Na płytę trzeba patrzeć pytając: co mieliśmy uzyskać? A wtedy celem samym w sobie było budowanie mieszkań. W Łodzi próbowano później "zmiękczać" taką architekturę. Koledzy Wujek i Lipski robili to na osiedlu Radogoszcz Wschód. Były tam użyte detale, była próba indywidualizowania tego molocha poprzez stosowną urbanistykę. Ja też takie rzeczy robiłem na osiedlu Binków w Bełchatowie, gdzie zbudowaliśmy pierwszy blok z garażem podziemnym, usługami na parterze i mieszkaniami na poddaszu z pochyłymi sufitami.

Największe wady i zalety z punktu widzenia mieszkańców?
Z punktu widzenia mieszkańca trudno mówić o zaletach. Ściany żelbetowe są, jakie są, gwoździa trudno w to wbić. Układy mieszkań wewnątrz są sztywne, bo większość ścian między pokojami jest nośna. Akustycznie też nie jest to najlepsze rozwiązanie, przez te cienkie, 14-centymetrowe ścianki żelbetowe można usłyszeć wszystko, co dzieje się u sąsiada obok. W dodatku mamy piony instalacyjne, przechodzące od góry do dołu, obudowano je tylko płytą paździerzową, przez co doskonale można również usłyszeć, co dzieje się u sąsiada powyżej. Tak więc plus był tylko jeden: że te mieszkania w ogóle powstawały i to szybko. Gdybyśmy w Łodzi mieli budownictwo o charakterze indywidualnym, nie powstałaby taka liczba mieszkań, a te były niezbędne, żeby miasto się rozwijało.

Wspomniał Pan o Bełchatowie, a w Łodzi do czego Pan przyłożył rękę, jeśli chodzi o wielką płytę?
W Łodzi postawiłem jeden budynek z wielkiej płyty - przy ulicy Tatrzańskiej, z dużymi loggiami. Nie chcę powiedzieć, że się wyróżnia, ale ma przynajmniej te wygodne loggie - można tam stół postawić. Te mieszkania są też relatywnie duże. Oczywiście trudno się tym chwalić, jako wielkim osiągnięciem architektonicznym.

Sam Pan mieszkał w wielkiej płycie?
Odpukać, szczęśliwie nie. Natomiast mieszkałem na Manhattanie w Łodzi. To jest trochę inny system - szkieletowy, aczkolwiek w kategoriach funkcjonalności to było to samo, co wielka płyta - małe klitki. Manhattan to była tzw. ramka łódzka, uzupełniona o szkielet. "Ramka" to była zdobycz lat siedemdziesiątych, patent na budownictwo użytkowe, potem ktoś zastosował to do mieszkalnictwa, to był eksperyment. Uzupełniało się szkielet głównie suporeksem, czyli najgorszą odmianą pianobetonu. Najlepszą jego odmianą są stosowane do dziś bloczki ytong. No, a wtedy był suporex - popularny efekt uboczny działalności elektrociepłowni. Powstawał z popiołów pochodzących z procesu spalania, wymieszanych z cementem. To niby było izolacyjnie lepsze niż zwykła cegła, ale wszyscy się śmiali, że w nocy suporex świecił. Bo był zrobiony z pyłów, które nie do końca powinny być używane w budownictwie.

Najstarsze bloki powstały na łódzkim Teofilowie. Tam nic się nie świeciło w ścianach?
To był system prefabrykatów, który się nazywał "Dąbrowa". Płyty te były zaprojektowane specjalnie do budowy bloków. Zaprojektowane, jak zaprojektowane...

Gorzej już chyba nie można było?
Ale i tak mieliśmy dużo szczęścia. Bo na samym początku lat sześćdziesiątych nasz nieodżałowanej pamięci I sekretarz Władysław Gomułka wymyślił, że w związku z ogromnymi potrzebami mieszkaniowymi powinniśmy budować w systemie kołchozowym. Wspólna kuchnia, wspólna łazienka na piętrze. Gdyby nie pani Michalina Tatarkówna - postać specyficzna, ale bardzo ważna w historii Łodzi - która poszła z awanturą do Gomułki, to byśmy takie bloki mieli. Więc i tak odnieśliśmy sukces, bo odstąpiono od genialnego pomysłu I sekretarza.

Czy mamy się obawiać o stan techniczny wielkiej płyty?
Uważam, że absolutnie nie. Były na Retkini wybuchy gazu. To była oczywiście wielka tragedia, ale dzięki niej rozpoczęto badania na temat struktury konstrukcyjnej budynków z wielkiej płyty w sytuacjach awaryjnych. I wyszło na to, że budynek taki bez względu na założenia konstrukcyjne tworzy "ustrój wtórny". I wszystkie te prognozy, że pospawane zbrojenia skorodują i popękają, a budynki rozsypią się jak domki z kart - są mało prawdopodobne. Najstarsze budynki mają ponad 50 lat i mają się dobrze. One będą stały przez lata, tak jak stoją kamienice na Piotrkowskiej, które przecież nie mają fundamentowania, a jednak stojąc obok siebie wzajemnie się wspierają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki