Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chris de Burgh: Zagrasz dla każdego, jeśli chcesz grać dla pijanych [WYWIAD]

Łukasz Kaczyński
Chris de Burgh to irlandzki piosenkarz i kompozytor
Chris de Burgh to irlandzki piosenkarz i kompozytor Marcin Obara/polskapresse
Z Chrisem de Burghiem, irlandzkim piosenkarzem i kompozytorem, który 9 maja zagra w Sali Kongresowej w Warszawie, rozmawia Łukasz Kaczyński.

W 1974 nagrał Pan swój pierwszy album zatytułowany "Far Beyond These Castle Walls". Ten najnowszy, z akustycznymi aranżacjami utwórów, nosi tytuł "Home". Czy, nawiązujac do dzieciństwa spędzonego w irlandzkim zamku, jest to znak dopełnienia się pewnej muzycznej podróży? Powraca Pan do swych muzycznych korzeni?

Idea, która towarzyszyła powstaniu albumu "Home", dała mi możliwość spojrzenia wstecz i przyjrzenia się mojej muzycznej karierze. To pozwoliło mi wydobyć kilka ukrytych tam "perełek", co do których byłem przekonany, że zabrzmią korzystnie w aranżacji bardziej akustycznej i które zyskają dzięki temu mocniejsze zaakcentowanie także samych tekstów. To powód, dla którego przy tym projekcie odsunąłem na bok moje wielkie hity. Przyznam bez wątpienia, że jestem bardzo zadowolony z osiągniętego rezultatu. Faktem jest, i to chciałbym może jeszcze podkreślić, że "Home" nagrywałem w moim domu w Irlandii. Tam odnalazłem pełen kreatywności nastrój spokoju i relaks. Mój dom znajduje się w przepięknej części kraju, bardzo sprzyjającej twórczej pracy. A dziś, gdy o tym mówię, jestem właśnie w studio, pracujemy bowiem nad nowym albumem z całkiem nowymi piosenkami. Będzie ich czternaście, ale idziemy w całkiem inną stronę niż w przypadku "Home". Będą to zdecydowanie bardziej rockowe utwory.

Muzyka tradycyjna, pewne jej elementy, to wciąż są dla Pana inspiracje do tworzenia?

Muzyka tradycyjna jako taka właściwie nie spełnia tej roli. Naprawdę to lubię niektóre realizacje muzyki irlandzkiej, zwłaszcza gdy mogę użyć ich jako swego rodzaju aluzji lub wskazówki. One potrafią budować uczucie nostalgii, pragnienia i tęsknoty. Prawdę powiedziawszy, znacznie częściej słucham dziś muzyki klasycznej.

Jaki jest Pana stosunek do Irlandii, tym bardziej, że urodził się Pan w Argentynie. To szczególny kraj, z fascynującą, niełatwą historią?

Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę wiele podróżować i to po całym świecie. Każdego roku koncertuję w bardzo wielu krajach, ale dom i rodzinne strony są miejscem, w którym - i tak chcę wierzyć - każdy powinien czuć się najpewniej, najwygodniej. To powinny być miejsca, do których się tęskni. I to jest jedyny powód, dla którego kocham Irlandię.

Jedną z wielkich admiratorek Pana muzyki była księżna Diana. Poznaliście się kiedyś osobiście? Jakie były wasze relacje?

Znałem księżnę Dianę wiele lat, zaś moja piosenka "Lady in Red" była jedną z jej ulubionych. Nasze relacje były całkiem normalne i swobodne. Notabene tej nocy, gdy zginęła, występowałem właśnie w Polsce. Jej śmierć to była wielka, wielka strata. Uczestniczyłem w jej pogrzebie i dziś wiem, że trudne uczucia, jakie towarzyszyły mi tego dnia, pozostaną ze mną już na zawsze.

Rok 1997 to była Pana pierwsza wizyta w Polsce? Ciekawe, jakie wrażenie zrobili wówczas na Panu nasz kraj i nasi rodacy. Czy coś szczególnie zapadło Panu w pamięć?

Byłem już przedtem w Polsce, aby wystąpić w kilku programach telewizyjnych. O dziwo, przekonałem się, że w Irlandii jest całkiem spora społeczność polska. Na przykład na ostatnim meczu piłki nożnej pomiędzy reprezentacjami Irlandii i Polski na stadionie znalazło się czterdzieści tysięcy Irlandczyków i tyle samo Polaków. Co ciekawe, z tej liczby aż trzydzieści tysięcy Polaków żyje w Irlandii! Jeśli chodzi o Polskę, zawsze solidaryzowałem się z nią i współczułem jej jako krajowi, który został niesprawiedliwie potraktowany przez historię. Przyjazdy do Polski zawsze sprawiały mi przyjemność i myślę, że tak już zostanie.

Pamięta Pan czas dorastania w zamku, który kupił Pana dziadek? Tak sobie myślę, że nie była to łatwa, a może nie do końca normalna sytuacja dla młodego chłopaka.

Przeciwnie, myślę że edukacja, którą otrzymałem pracując w zamku z moimi rodzicami, nauczyła mnie mocno stąpać po ziemi i to zostało mi na całe życie. Ale ma pan rację, mieszkać tam nie było tak znowu łatwo. Były okresy, że nie mieliśmy prądu, światła czy ogrzewania, co bywało naprawdę przykre. Jednak to tam właśnie pobrałem pierwsze lekcje związane ze statusem kogoś, kto występuje na scenie: oto najpierw na scenie śpiewasz dla gości, którzy przyszli zjeść obiad, a potem schodzisz ze sceny, wychodzisz i idziesz myć ich brudne naczynia. Nauczyło mnie to jako artystę, że jeśli potrafisz wystąpić dla na wpół pijanych gości podczas obiadu - to znaczy możesz to zrobić wszędzie.

Skoro o restauratorstwie mowa, wciąż jeszcze kolekcjonuje Pan wina?

No właśnie, ostatniego roku sprzedałem większość moich "zbiorów". Miałem sporo ponad trzy i pół tysiąca sztuk butelek i poczułem, że lepiej by niektóre z roczników trafiły do innej kolekcji. Zwłaszcza, że nigdy nie miałem w planach wypić ich wszystkich (śmiech). Mój stosunek do kolekcjonowania wina zmienił się teraz nieznacznie - dotąd główną część mojej kolekcji stanowiły wina francuskie, ale teraz rozszerzyłem horyzonty i zbieram wina z całej Europy, a także z obu Ameryk.

Rozmawiał Łukasz Kaczyński

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki