Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężkie czasy dla łódzkich farbiarni

Paweł Patora
Zygmunt Wojciech Zieliński już zlikwidował farbiarnię, a teraz martwi się o los budynków, przeznaczonych do wynajęcia
Zygmunt Wojciech Zieliński już zlikwidował farbiarnię, a teraz martwi się o los budynków, przeznaczonych do wynajęcia Grzegorz Gałasiński
Duże hale fabryczne z maszynami, ale bez ludzi sprawiają przygnębiające wrażenie. 20 lat temu takie widoki były w Łodzi na porządku dziennym, ale hale przy ulicy Skrzywana 12, które teraz oglądam, jeszcze niedawno tętniły życiem. Maszyny przestały tu pracować 1 października 2012 roku.

Stojące nieruchomo wielkie aparaty barwiarskie do farbowania tkanin i dzianin są jeszcze sprawne i dosyć nowe - mają mniej niż dziesięć lat. Jednak Zygmunt Wojciech Zieliński, właściciel zamkniętej właśnie farbiarni Fartex, zamierza sprzedać je na złom. Nie widzi bowiem szans ani na wznowienie produkcji, ani na sprzedanie maszyn innej firmie. Nowe farbiarnie nie powstają. Wręcz przeciwnie - zamykają się istniejące.

Fartex został zamknięty głównie z powodu odcięcia przez Dalkię dopływu pary technologicznej.

Nieopłacalna para

Sławomir Wieteska, koordynator prasowy Dalkii w Łodzi, wyjaśnia: "Projekt likwidacji sieci pary technologicznej jest elementem dostosowania Dalkii Łódź do wymogów Polityki Klimatycznej Unii Europejskiej i pakietu Klimatycznego oraz Polityki Energetycznej Polski". Dodaje, że łódzka parowa sieć ciepłownicza, zbudowana w okresie dynamicznego rozwoju przemysłu tekstylnego, jest niedostosowana do obecnych warunków, gdy znaczna część tego przemysłu przestała istnieć. "Moc zamówiona przez odbiorców pary technologicznej wynosi 51 MW, podczas gdy jeszcze dziesięć lat temu wynosiła około 196 MW, a w latach 80. była na poziomie 600 MW!"

Sieci parowe stały się więc nierentowne, bo poziom strat ciepła podczas przesyłu pary (rurociągi są stare i nieszczelne) jest zbliżony do ilości ciepła, dostarczanego odbiorcom.

O zamiarze odłączenia pary technologicznej do farbiarni przy ulicy Skrzywana Dalkia powiadomiła właściciela Farteksu - podobnie jak powiadamia wszystkich odbiorców tej pary - z rocznym wyprzedzeniem. Zaproponowała przy tym przyłączenie zakładu do sieci wody gorącej i pomoc w budowie własnej kotłowni.

Zygmunt Zieliński zdecydował się na przyłączenie wodnej sieci grzewczej i "przyłącze to zostało zrealizowane całkowicie na koszt Dalkii" - jak czytamy w piśmie koordynatora prasowego.

Jednak budowa własnej kotłowni, jak przekonuje Zygmunt Zieliński, nie wchodzi w grę: - Tkaniny muszą być farbowane w temperaturze 130 stopni. Aby to osiągnąć, do kotłowni powinien być dostarczany gaz w ilości 200 metrów sześciennych na godzinę. Tymczasem zarówno pod ulicą Skrzywana, jak i Wólczańską ułożone są rurki, mające grubość dwóch palców. Gdybym z którejś z nich pobierał gaz do kotłowni, to okoliczni mieszkańcy nie mieliby na czym zagotować zupy albo herbaty. Powiedzieli mi, że nową magistralę gazową będą budować od Piotrkowskiej dopiero za trzy lub cztery lata. Dokładnie nie wiedzą. A ja wiem, co tu będzie za cztery lata? Mam to trzymać tyle czasu w takim stanie? To już wolę sprzedać maszyny na złom, a powierzchnię wynająć, jeśli zajdzie się chętny. Na razie jednak takiego nie widać.

Zygmunt Zieliński rozważał też inne możliwości, ale na żadną się nie zdecydował. Wykorzystanie, w miejsce pary technologicznej, energii elektrycznej nie wchodzi w grę, bo energia ta jest za droga. Wybudowanie kotłowni na węgiel odpada z powodów ekologicznych. Wokół są budynki mieszkalne, więc trudno wyobrazić sobie, aby władze lokalne wydały zgodę na budowę kotłowni węglowej.

- Proponowano mi - mówi Zygmunt Zieliński - przeniesienie produkcji do Polanilu. Ale to wiązałoby się z kosztami wynajmu powierzchni produkcyjnych i jej uzbrojenia, co spowodowałoby podwyżkę cen za farbowanie. Ja utrzymywałem się na rynku, bo miałem konkurencyjne ceny. Przy wyższych cenach nie miałbym szans. A zresztą, skąd mam wiedzieć, jak długo Polanil będzie jeszcze funkcjonował?

Tak więc definitywnie zakończyła produkcję farbiarnia, która w pierwszych latach XXI wieku zatrudniała (w dwóch zakładach, przy ulicy Skrzywana i ulicy Dowborczyków) 70 osób. W tym czasie farbowała, bieliła i uszlachetniała 60 - 70 ton tkanin miesięcznie, co sytuowało ją na czwartym miejscu wśród łódzkich farbiarni.

Najpierw, już w 2010 roku, pary technologicznej został pozbawiony zakład przy ul. Dowborczyków 17, a trzy miesiące temu zakład przy Skrzywana.

- To nie wszystko. Wiem, że wkrótce zakończą produkcję dwie następne łódzkie farbiarnie - mówi Zygmunt Zieliński, który przeznaczone do farbowania tkaniny swoich dotychczasowych klientów wozi, za niewielką opłatą, do farbiarni w Skierniewicach.
Zaczynał jeszcze w PRL

Na własną rękę Zygmunt Zieliński zaczął pracować w 1981 roku. Był kierownikiem farbiarni w Cepelii, gdy wpadł na pomysł, żeby rozpocząć własną działalność usługową; założenie własnej firmy było wtedy niemożliwe. Działalność usługowa polegała na farbowaniu tkanin. Kupił z bratem kilka maszyn i razem z dwoma pracownikami prowadzili w czwórkę farbiarnię przy ulicy Andrzeja Struga.

- Zasuwaliśmy wtedy po 12, a nawet 16 godzin na dobę. I chociaż dawali nam tylko pięć procent od zysku, to za półtora miesiąca przeszedł księgowy Cepelii i mówi, że tak dalej nie może być, bo mam pensję wyższą od prezesa - wspomina Zygmunt Zieliński, który wtedy zwolnił się z Cepelii i poszedł na swoje. - Kupiłem lokal przy Folwarcznej, później maszynę. Pracowałem najpierw sam, potem z bratem i tak to się rozrastało, że w latach 90. zatrudnialiśmy ponad setkę ludzi. Na trzy zmiany zasuwaliśmy.

Z rozpędem w XXI wiek

W 2001 roku panowie Zielińscy kupili teren po dawnych zakładach Andrzeja Struga i Wiosny Ludów między ulicami Skrzywana i Wólczańską. Nowa nieruchomość wymagała inwestycji. Budynki były zniszczone - niektóre w wyniku pożaru. Fartex przynosił jednak wtedy duże zyski, których część właściciele przeznaczyli na odbudowanie walących się budynków i na ich wyposażenie w nowo zakupione maszyny. Wkrótce w odnowionych halach fabrycznych ruszyła farbiarnia. Pozostałe zostały wynajęte. Ulokowały się w nich m.in. szwalnie i zakłady naprawy samochodów.

Podobnie przy ulicy Dowborczyków. Tam także - oprócz farbiarni - były budynki, przynoszące właścicielom zyski z najmu.
Teraz o zyskach mogą już tylko marzyć. Cios przyszedł ze strony Urzędu Miasta Łodzi. Po pierwsze, podniesiony został podatek od nieruchomości. Zygmunt Zieliński twierdzi, że podwyżka wyniosła 20 procent, a departament finansów publicznych UMŁ zastrzega, że nie może udzielić szczegółowych informacji ze względu na tajemnicę skarbową. Informuje jednak, że wzrost stawek podatku od nieruchomości nastąpił zgodnie z prawem i wyniósł kilkanaście procent w ciągu ostatnich kilku lat. Co więcej - wyjaśniają urzędnicy miejskiego samorządu - podatek od nieruchomości może stanowić koszt prowadzenia działalności gospodarczej.

- Dlaczego nie podnosili podatku o trzy lub pięć procent w okresie prosperity? - pyta Zygmunt Zieliński. - Wtedy bym płacił, bo miałem z czego. Inni też by płacili i miasto by zyskało. A oni teraz się obudzili i nas łupią! Ale mogą się przeliczyć. Nie ściągną tych podatków, jeśli przedsiębiorcy nie będą mieli czym płacić. Co z tego, że podatek mogę włączyć do kosztów, jak nie mam zysku, ale stratę?

Co więcej, w tym roku o 100 procent wzrosła opłata za wieczyste użytkowanie nieruchomości. Czesławowi i Zygmuntowi Zielińskim opłatę za użytkowanie nieruchomości przy ulicy Skrzywana podniesiono z ponad 45,4 tys. zł do ponad 91,3 tys. zł. Również w tym przypadku Urząd Miasta dowodzi, że postąpił zgodnie z prawem. Odwołania właścicieli od urzędniczych decyzji, zarówno w przypadku podatku od nieruchomości, jak i opłaty za użytkowanie wieczyste, zostały odrzucone. W tej drugiej sprawie właściciele spółki Fartex złożyli sprzeciw do sądu.

Zygmunt Zieliński podkreśla, że gdy miasto podniosło podatek i opłatę za użytkowanie wieczyste, on musiał podnieść stawki za wynajem, ale wtedy część najemców się wycofała, bo to dla nich było za drogo.

- Jeśli pan spojrzy do jakiejkolwiek gazety, to zobaczy pan, że jest wielu, którzy mają lokale do wynajęcia, a szukających takich lokali brakuje - mówi Zygmunt Zieliński. - Powierzchnia, którą mam do wynajęcia, jest w 70 procentach pusta. W niedawno wyremontowanych i wymalowanych budynkach wyłączyłem dopływ ciepła, bo przecież myszy nie będę ogrzewał! Ale na ściany wchodzi już wilgoć, a niedługo wejdzie grzyb.

Aż żal patrzeć, jak znów niszczeją niedawno wyremontowane, a teraz puste hale fabryczne i biura.

- I gdzie tu jest deklarowana oficjalnie przez władze miasta pomoc przedsiębiorcom? Oni robią wszystko, żebyśmy się zwijali i zwalniali ludzi, zamiast tworzyć nowe miejsca pracy - denerwuje się Zygmunt Zieliński, który przypomina radę urzędniczki, aby zerwał dachy z budynków, bo za powierzchnię pod dachem podatki są dużo większe. - Najlepiej wszystko wyburzyć i zaorać. Ja wtedy zapłacę grosze, ale miasto nie zarobi. Czy o to im chodzi?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki