Powrót do elity rozpoczęliśmy jak Pan Bóg i historia przykazała. Szał, zachwyt, idzie nowe. Majaczyły europejskie puchary, Ligę Mistrzów odpuściliśmy sobie na 2-3 lata. Zafascynowani snuliśmy oszałamiające wizje. Nagle, wszystko diabli wzięli, nie znaliśmy realiów ekstraklasy. Cudowna droga od III ligi do ESA stanęła, jak nie przymierzając łódzkie inwestycje drogowe.
Nasza tiki taka, ja do ciebie, ty do mnie, triumfująca w I lidze, w ekstraklasie okazała się wiejską, a pod koniec ligi wsiową. Za wysokie progi na drewniane nogi. Ze zdumieniem odkryliśmy, genialna taktyka wymaga artystów, a nie hiszpańskich i portugalskich III-ligowych kopaczy.
Otwieraliśmy oczy słuchając małorolnych ekspertów gardłujących, taktykę dobiera się do klubowych wirtuozów, a nie odwrotnie. Jak to, przecież nasz styl małpuje Barcelonę, czy oni mają lepszych piłkarzy od naszych orłów, sokołów łąk i pastwisk?